Szliśmy tak obok siebie i nic nie mówiliśy. Każde pogrążone w swoich myślach. Jednak ta cisza wcale nie była krępująca. Wsłuchiwaliśmy się w odgłosy nocy, szum drzew i głosy nocnych ptaków. Na pierwszy rzut oka to miejsce wydawało się magiczne, ale ja widziałam ten las jako straszny, zły i tajemniczy. Myśl, że lada chwila miał na nas wyskoczyć morderca nie była bardzo miła. A co, jeśli nie zdążę się przemienić? Nie przywoływałam wspomnienia w domu, to co mam zrobić w chwili największej grozy?! Justin jednak cały czas ściskał moją rękę, żebym czuła się choć odrobinę bezpieczna, ale niewiele to dawało.
- Nie bój się - szepnął Justin. Spojrzałam się na niego.
- Jak mam się nie bać? Idę na spotkanie z mordercą, do tego bezbronna. Niby teraz tu jesteś, ale co będzie potem? - oczy mi się zaszkliły, zaczynałam płakać. Justin zauwarzył to i wziął mnie pod brodę. Otarł kciukiem jedną łezkę.
- Gdziekolwiek będziesz ja zawsze będę obok - szepnął. Te słowa dodały mi odwagi i chyba nadszedł wreszcie czas, żeby mu powiedzieć, co czuję. Zbliżyłam się odrobinę do niego i chwyciłam za rękę.
- Justin, muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam. Justin ścisnął moją dłoń i spojrzał mi w oczy z takim uczuciem, że prawie odebrało mi mowę.
- Ja też chciałem ci coś powiedzieć - powiedział i lekko podniósł nasze splecione dłonie. Uśmiechnęłam się. Justin chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zanim zdążył otworzyć usta krzaki niebezpiecznie zaszelściły. Odskoczyliśmy od siebie nagle i rozejrzeliśmy się. Ktoś wychodził z pomiędzy drzew.
Justin wciąż trzymając moją rękę cofnął się gwałtownie i pociągnął mnie za sobą. Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy w tym samym miejscu, co dzień wcześniej. Wtedy nie mogłam się jeszcze zmienić. A jeżeli nadal nie mogę się przemienić? Zbladłam.
Mężczyzna wyszedł zza krzaków. Był wysoki, średniej budowy i rozczochranymi włosami. Wyglądał, jak bandyta. W ręku trzymał duży kuchenny nóż! Justin osłonił mnie ręką i krzyknął.
- Nie podchodź do nas!! Czego chcesz?! - mężczyzna nawet nie odpowiedział. Podchodził do nas powoli i wymachiwał nożem na wszystkie strony. Spojrzałam na Justina. Jego oczy były pełne strachu. Zerknęłam na faceta, zbliżał się do nas coraz szybciej. Nie mieliśmy żadnej wątpliwości, jakie ma zamiary.
- Midi, uciekajmy!! - wrzasnął nagle Justin. Szarpnęłam za jego dłoń i pognaliśmy przed siebie. Pędziliśmy bardzo szybko ale pod postacią ludzi zaczęliśmy w końcu się męczyć. Nagle Justin potknął się o kamień i runął na ziemię. Zatrzymałam się i pomogłam mu wstać.
- Boli cię coś, coś ci się stało? - pytałam przerażona. Chłopak wyprostował się i syknął z bólu.
- Uciekaj szybko, ja go zatrzymam - wyszeptał przez zaciśnięte zęby. W oczach stanęły mi łzy.
- Chyba zgłupiałeś, nie zostawię cię! Zawsze mnie broniłeś, to teraz moja kolej - powiedziałam stanowczo. Justin ujął moją twarz w dłonie.
- A ja nie pozwolę ci zginąć. Za bardzo mi na tobie zależy - wyszeptał. Zamurowało mnie. Nie miałam pojęcia że czekałam na te słowa przez cały czas, odkąd go zobaczyłam po raz pierwszy. Musiałam mu coś odpowiedzieć, musiałam. To nie mogło tak się skończyć. Tylko co by to było?- Justin kocham cie!!- prawie to wykrzyczałam. Chłopak sięgnął drugą ręką po moją dłoń i spletliśmy palce. W jego oczach dostrzegłam strach, troskę ale i ogromną radość. Zadrżałam pod siłą tego wzroku, a moje policzki zapłonęły żywym ogniem. Bałam się, że powie, że to była pomyłka, ale nie.
- Ja też cię kocham - pochylił się i pocałował!! Pocałunek był taki delikatny, nie taki, jak w filmach, ale równie niesamowity. Poczułam, że serce przyspiesza swój rytm, a w głowie wybucha eksplozja emocji, zupełnie inna niż wszystkie do tej pory mi znane.
Natychmiast zapisałam to wspomnienie. Było szczęśliwsze niż jakiekolwiek inne. Dostałam gorączki i wreszcie poczułam, że mam baterie naładowane do pełna.
Oderwaliśmy się od siebie po chwili i z uśmiechem spojrzeliśmy na siebie.
Nagle Justin odepchnął mnie od siebie i osłonił przed facetem. Stał dużo bliżej niż wcześniej.
- Uciekaj, leć! - krzyknął Justin. Postanowiłam mu zaufać w 100%. Zerwałam się na równe nogi i uciekłam. Usłyszałam cichy szelest i warknięcie. Justin przemienił się w wilkołaka. Biegłam przed siebie i nagle się zatrzymałam. Spojrzałam za swoje plecy. Justin stał pod dużym głazem a tuż przed nim stał morderca. Chłopak nie miał dokąd uciec, było jasne, że tamten go zabije.Moje niebieskie oczy nagle zapłonęły żywym ogniem. Nie namyślając się długo pobiegłam z powrotem, a chwilę później coś uderzyło w faceta z taką siłą, że powaliło go na ziemię. Przed Justinem stał teraz duży, śnierznobiały wilk i warczał złowrogo na leżącego!!!
Justin zawył przeciągle i podszedł do mnie. Czailiśmy się teraz ramię w ramię przed seryjnym mordercą. Facet zszokowany zatrzymał się w pobliżu drzew. Mierzył nas szaleńczym spojrzeniem, w którym dało się zobaczyć nutkę strachu.Nagle zza krzaków wybiegł ogromny, czrny wilk, porwał ramię mężczyzny i bez oporu zaciągnął między drzewa. Wednesday!! Przybył wraz z resztą watachy! Po kilku minutach walki facet leżał nieżywy w zaroślach. Nastała błoga cisza. Krzyk, warczenie i szum wiatru ucichło natychmiast.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Potarł brązowym policzkiem o mój bok, a ja zapiszczałam radośnie.Oboje zmieniliśmy się z powrotem w ludzi, a potem Justin stwierdził.
- Nie wiem, jak ty, ale ja sądzę, że to zakończenie jest najlepsze ze wszystkich - uśmiechnął się. Wzięłam jego dłoń i powiedziałam.
- Tak, zgadzam się z tobą - potem pocałowałam go w policzek. Chłopak otoczył mnie mocnym ramieniem.
- No dobra, chodź pora wracać. W domu się pewnie denerwują - powiedział. Wtulona w jego ramię nawet nie wspomniałam o swojej przemianie. On też o tym nie mówił. Widocznie oboje uznaliśmy, że ten sukces uczcimy chwilą romantycznej ciszy. 💕💖
CZYTASZ
Midnight - biały wilkołak.
Hombres LoboJackson, stan Ochio. Midnight to 16 letnia dziewczyna. Ma brata bliźniaka, dom, fajną szkołę oraz przyjaciół. Z daleka jej życie wygląda na beztroskie i szczęśliwe. Jednak z bliska jest inaczej . Midi przez cały czas musi ukrywać przed ludźmi swoją...