Rozdział 6.

260 8 2
                                    

Pędziliśmy tak przez las i rozmawialiśmy na różne tematy. Szkoła, przyjaciele, rodzina. Biegłam, nie myśląc już o tym, co miałam wykonać. Justin emanuje czymś, co odpędza wszelkie troski. No proszę, jeszcze jedna zaleta. Czy ten chłopak ma jakieś wady?! Z zamyślenia wyrwał mnie cichy szelest krzaków. Justin też zwrócił na to uwagę. Zmieniliśmy się w ludzi i nasłuchiwaliśmy. Coś się kryło w gąszczu i zmierzało w naszą stronę.
- Justin, a co jeśli to ten morderca? - spytałam przerażona. Chłopak wziął mnie za rękę.
- Nie bój się, ja cię obronię - wyszeptał - ale teraz muszę się ukryć. Jak coś się będzie działo przybiegnę - zapewnił mnie, po czym zniknął w krzakach. Zaledwie to zrobił, z gąszczu wylazły cztery ogromne wilki! Były wszystkie takie same, szaro bure.
- To tylko zwierzęta. Zaraz ich tu nie będzie! - pomyślałam. Zrobiłam kilka kroków w tył, żeby wziąć rozbieg i nabrałam powietrza. Przywołałam najszczęśliesze wspomnienie... i nic się nie stało! Zdenerwowana spróbowałam jeszcze raz i nic. Nie mogłam się przemienić!! Sparaliżowana strachem stałam w miejscu i nie mogłam nawet krzyczeć. Byłam przerażona. Wilki podchodziły coraz bliżej i bliżej. Odsłonięte wielkie kły dawały jasno do zrozumienia, że nie jestem mile widziana. Zdołałam się poruszyć na tyle, by oprzeć się plecami o wielki głaz leżący przy drodze. Zwierzęta zaczęły warczeć, prężyły się, szykowały do skoku. Wiedziałam, że to już koniec. Zamknęłam oczy. Przed powiekami przeleciały mi wszystkie wspomnienia z życia, te smutne i te radosne. Najdłużej jednak wspominałam moje pierwsze spotkanie z Justinem. Otworzyłam oczy. Wilki nadal stały w tym samym miejscu. Jeden z nich, wyraźnie większy od pozostałych, brał rozbieg. Wiedziałam, że nie ujdę z życiem. Zdołałam tylko wyszeptać w myślach ,, Justin, kocham cię!" i potem wydarzenia przetoczyły się niczym churagan. Wilk rzucił się w moim kierunku! Nagle przybiegl kolejny wilk. Odbił się od głazu, poszybował w górę i niczym pocisk wpadł na  tego drugiego odpychając go. Stanął teraz tuż przede mną, odgradzając mnie od reszty i obnażając kły. Miał lśniącą, brązową sierść.
- Justin!!- zawołałam uradowana. Wilk spojrzał na mnie dużymi, brązowymi oczami, w których krył się strach i troska. Spojrzenie trwało kilka sekund. Potem Justin odwrócił się i warczał ostrzegawczo na napastników. Wilki mierzyły się wściekłym wzrokiem, ale nie doszło do bójki. Zwierzęta wycofały się z powrotem między drzewa, po czym zniknęły w cieniu.
Uspokoiłam się trochę. Justin stał jeszcze chwilę w postaci wilka, a potem bez problemu stał się znów człowiekiem. Popatrzył na mnie i spytał.
- Dlaczego ich nie postrzymałaś? Czemu się nie zmieniłaś?
- Bo nie mogłam! Próbowałam, ale nie mogłam. Coś się zablokowało. Wspomnienie nie działa - wykrzyczałam przestraszona. Justin spojrzał na mnie badawczo.
- Idziemy do domu - zdecydował.
- Do jakiego domu?
- Do twojego. Zapada zmrok. Odprowadzę cię - powiedział. Zaraz też ruszył w stronę obrzeży lasu. Poszłam za nim. Całą drogę zastanawialiśmy się nad tym, co się stało.
Stanęliśmy przed drzwiami domu.
- Ja muszę iść. Jutro spróbujemy coś zrobić z tym twoim wspomnieniem. Cześć ! - pożegnał się Justin.
- Na mnie czekają w domu. Pogadam o tym z moim bratem i się zastanowię. Cześć - odpowiedziałam. Zanim jednak weszłam do domu Justin schylił się i pocałował mnie w policzek.
- Miłych snów - wyszeptał i pobiegł w stronę lasu. Stałam tak i patrzyłam w tamtą stronę. Weszłam do pokoju z głupim uśmiechem na twrzy. Zapaliłam światło, wzięłam świerze ubranie i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic, puściłam gorącą wodę i porządnie się wykompałam. Umyłam włosy, a w ciało wmasowałam żel pod prysznic z pelingieem. Wyszłam spod natrysku i wytarłam dokładnie. Mokre włosy zawiązałam ręcznikiem, założyłam koszulkę i spodenki do spania i wyszłam z łazienki. Gdy ponownie szłam do pokoju światło się paliło. To dziwne, bo zostawiłam je zgaszone. Po cichu weszłam do sypialni. Zaledwie to zrobiłam, ktoś podszedł od tyłu. Podskoczyłam przestraszona.
- No nareszcie, panna się objawiła! Jak się masz? - pytał Carter. Bez chumoru usiadłam na łóżku i podniosłam kolana pod brodę. Musiałam mieć nieciekawą minę, bo Carter zaraz usiadł obok i spytał.
- Co jest?
- Nie mogę się przemienić w wilka. Mam ogromny problem. Chyba wspomnienie już nie działa - odpowiedziałam.
- Co ma wspominanie do twojej przemiany? - zdziwił się Carter.
- Ma i to dużo. Żebym mogła się przemienić w wilkołaka muszę oprócz głębokiego wdechu przywołać wspomnienie. Najszczęśliwsze, jakie mam. Jest w tym haczyk taki, że musi to być silne wspomnienie, czasami te wspominki zanikają i wtedy pojawia się problem. Jestem w takiej sytuacji - zakończyłam opowieść. Carter nawet nie odpowiedział, tylko wstał i wyszedł. Zdziwiona chciałam za nim pójść, ale chwilę potem wrócił i przyprowadził ze sobą ..... mamę. Pomyślałam wtedy, że mój brat myśli za dwoje.
- Midi, słyszałam, że masz problem. Co się dzieje? - zapytała mama. Jej duże, niebieski oczy wpatrywały się w moją twarz z troską i niepokojem. Opowiedziałam, co się stało i podzieliłam się pomysłem, że może wspomnienie zaniknęło.
- Midnight, wspomnienie, którego używałaś do tej pory osłabło. Nie daje już takiego efektu, jak dawniej. Dlatego się nie przemieniłaś - powiedziała mama poważnym głosem.
- I co mam robić? - spytałam.
- Musisz znaleźć nowe wspomnienie - mama pogłaskała mnie po ciemnych włosach.
- Głowa do góry, na pewno znajdziesz nowe wspomnienie - pocieszył mnie Carter. Chumor trochę mi się poprawił. Uśmiechnęłam się.
- A teraz dzieciaki chodźci, zrobiłam zapiekankę - zawołała mama.
Całą trójką wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy do jadalni na kolację.

- Carter myślisz, że wspomnienie, które miałam nie jest już nic warte? - spytałam.
Siedzieliśmy u Cartera na łóżku i graliśmy w UNO. Ja wygrywałam. Brat spojrzał na mnie spod talii kart podejrzliwym wzrokiem.
- A jakie miałaś wspomnienie? - spytał.
- Kiedy powiedziałeś, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ta scena nie jest już warta niczego? - wyszeptałam przez łzy. Carter odłożył karty i przysiadł się obok mnie.
- Midi, każde wspomnienie zawsze było, jest i będzie warte o wiele więcej, niż sądzisz. Rodzeństwo do końca życia... - zaczął Carter nadstawiając rękę. Uśmiechnęłam się.
- Przyjaciele na zawsze... - dokończyłam i przybiłam bratu piątkę.
- Dobra, koniec tej gierki. Idę spać. Dobranoc! - powiedziałam. Carter schował karty i włożył je do szuflady.
- Dobranoc, siostra! - odpowiedział.
Poszłam do pokoju. Weszłam do łóżka, naciągnęłam kołdrę na głowę, zgasiłam światło i próbowałam spać. Jednak coś mi przeszkadzało. Wydarzenia z ostatnich godzin. Nieudane przemiany, martwiący się Justin, słowa mamy i to, co powiedział mi Carter, ,,że każde wspomnienie zawsze będzie coś warte". Tylko, skoro to wspomnienie nie działa, to czy mam jakiekolwiek szczęśliwe wspomnienia?
Z zamyślenia wyrwał mnie dziwny szmer za oknem. Ktoś pukał w szybę. Podeszłam do okna i wyjrzałam. Oczy zrobiły mi się okrągłe, a nogi ugięły w kolanach gdy zobaczyłam, kto jest na dworzu. Otworzyłam okno i odeszłam o krok.
- Justin, co ty tu robisz?!

Midnight - biały wilkołak.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz