4

6.6K 245 23
                                    

Patrzyłem osłupiały na śliczną dziewczynę w bluzie z nazwą naszego russ busu. Była na nią trochę za duża, ale i tak wyglądała w niej nieziemsko dobrze. Czarne jeansy ciasno opinały jej smukłe nogi i zgrabne pośladki. Rozpuszczone loki wpadały jej do oczu.

- My się już chyba znamy. - powiedziała uśmiechając się łagodnie, ale w jej oczach widziałem jeszcze poczucie winy. Wyciągnęła w moją stronę rękę. - Rosemarie.

- Chyba nie muszę ci mówić mojego imienia, skoro sama już mnie sobie nazwałaś? - zaśmiałem się i uścisnąłem jej dłoń. Zmarszczyła brwi.

- Nie wiem co masz na myśli. - nikt tego nie wie mała, nikt nie wie...

- Nie wiem co to za chłopak, ale straszny z niego dupek. - powiedziałem udając jej głos. Uśmiechnąłem się widząc, jak dziewczyna robi się czerwona.

- No tak... Nie wiedziałam, że to usłyszałeś. - podrapała się po karku spuszczając wzrok na podłogę. - Przepraszam, nie powinnam była tak cię nazywać.

- Hej stop! Skąd się znacie? - William pomachał mi przed twarzą unosząc wymownie brwi. Zaśmiałem się i spojrzałem na speszoną dziewczynę.

- Zechcesz wyjaśnić? - zapytałem uprzejmie naszą nowicjuszkę. Popatrzyła na mnie zaskoczona, zmarszczyła brwi i przewróciła oczami, gdy zrozumiała w końcu, że mówiąc to jestem tak naprawdę złośliwy.

- Wylałam na niego cole w knajpie z kebabem. Nic takiego, a przynajmniej tak mówił. - wzruszyła ramionami i włożyła ręce do kieszeni bluzy. - mógłby mnie ktoś w końcu oprowadzić po szkole? Jest trochę późno, zaraz rozpocznie się pierwsza lekcja.

- Chris cie oprowadzi. - William uśmiechnął się szelmowsko.

- Co? - powiedzieliśmy równocześnie z Rosemarie. Popatrzyłem na nią jak na wariata. To przerażające.

- Dobrze słyszałeś. Powiem biolożce, że oprowadzasz nowa uczennicę. Nie narzekaj na zaległości Chris. - dźgnął nie palcem w klatę widząc, że zamierzam wspomnieć o zaległościach. Nie to, żeby mi zależało na nauce, ale wiesz...no. - Oboje dobrze wiemy, że nie masz problemy z biologią. No już, proszę zmykać na parter. Zacznij od sali plastyki, na pewno jej się spodoba. - puścił oczko do dziewczyny i wszedł do klasy. Chwilę potem zadzwonił dzwonek. Spojrzeliśmy na siebie z Rosemarie niechętnie. Westchnąłem.

- No więc, Rosemarie... - przeczesałem palcami włosy.

- Mów mi Rose albo Marie. Po prostu. - przerwała mi patrząc wyczekująco.

- Okej, więc... Rose, tak? Chodźmy do tej cholernej klasy plastyki. - minąłem ją i ruszyłem leniwym krokiem przez korytarz tak, żeby mogła się trochę porozglądać. Za moim tyłkiem na przykład. 



- To bardzo duża szkoła. - westchnęła. - Z ilu składa się budynków?

- Czterech. - zerknąłem przez ramię na dziewczynę. - Robisz plan?

- Nie zapamiętam wszystkiego od razu. Wolę to sobie rozrysować. - powiedziała przykładając kartkę do ściny i kreśląc małe kwadraty, szlaczki i inne gówna. Nic z tego nie rozumiałem. Ciekawe jak ona chce się potem z tego rozczytać. Powodzenia. - Możemy gdzieś usiąść i coś zjeść?

- Jasne. - wzruszyłem ramionami i podszedłem do najbliższej ławki. Usiadłem, a ona zaraz obok mnie. - Skąd w ogóle jesteś?

- Z Włoch. - wyjęła z plecaka małe, plastikowe pudełko z niebieskim wieczkiem, a z niego kanapki. - Chcesz jedną?

- Nie, dzięki. Dlaczego się przeprowadziłaś? Przecież Włochy są tysiąc razy lepsze niż Norwegia pod tyloma względami. - zagadałem.

- Owszem są. Ale przeprowadzka nie była zależna ode mnie. Mój tata dostał tu pracę, więc musieliśmy przeprowadzić się tutaj całą rodziną. - wzruszyła ramionami. - Nic wielkiego. A ty oczywiście pochodzisz stąd?

- Tak. Ej chwilkę... Iloma językami biegle władasz? - zmarszczyłem brwi.

- Włoskim, norweskim i angielskim. Uczę się niemieckiego i francuskiego. Dlaczego pytasz? - wgryzła się w drugą kanapkę patrząc na mnie wyczekująco.

- Łooo... Nie wierzę, że ty to wszystko ogarniasz. - zaśmiałem się. - Mój angielski natomiast ledwo zipie, ale staram się to jakoś szlifować.

- Mogłabym ci pomóc, jeśli byś chciał. - schowała pudełko i oparła się o ścianę. Zerknąłem na nią zdziwiony. - No co?

- To ma być coś w stylu rekompensaty za tą bluzę czy jak?

- Traktuj to jak chcesz, z mojej perspektywy to jest po prostu przyjacielska pomoc. - przechyliła głowę na bok przyglądając mi się tak bacznie, jak ja jej.

- Więc jesteśmy przyjaciółmi? - uśmiechnąłem się. Dlaczego ja się uśmiecham?

- Szczerze mówiąc, William jest milszy i prędzej jego nazwałabym przyjacielem niż ciebie, ale... okej, tak, jesteśmy przyjaciółmi, Chris. - wydawała się całkowicie poważna, ale cos mi tu nie grało. Tylko nie wiem jeszcze co.

- Okej, Rose. 


***

xoxo

*Drama*/ C.S. SKAM / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz