12

3.4K 131 40
                                    

*Rosemarie*

Mama siedziała na fotelu trzymając na kolanach Aarona, mojego dwuletniego brata. Siedmioletnie bliźnięta - Axel i Inge - leżeli rozwaleni na kanapie oglądając jakąś kreskówkę. Stanęłam w korytarzu spoglądając ponuro na swoje odbicie w dużym, prostokątnym lustrze. Mój makijaż był rozmazany od łez wylanych podczas powrotu do domu, włosy rozczochrane, ubrania pomięte. Wyglądałam koszmarnie. Schyliłam się do komody pod lustrem i wyciągnęłam z jej szuflady paczkę mokrych chusteczek. Zaczęłam prędko ścierać makijaż z twarzy, żeby jakoś pokazać się mamie i rodzeństwu.

- Rose?! - krzyknęła mama z salonu. - To ty?!

- Tak mamo, zaraz przyjdę! - starłam tyle ile mogłam, rozpuściłam włosy i wygładziłam bluzkę. Efekt nie różnił się zbytnio od stanu początkowego, ale nic już nie mogłam zrobić. Weszłam do salonu trąc zawzięcie oko, udając, że mnie swędzi, żeby tylko mama nie zwróciła większej uwagi na moja twarz. Nachyliłam się przez oparcie sofy i pocałowałam dwie identyczne czarne czupryny bliźniąt, po czym to samo zrobiłam z Aaronem i mamą.

- Jak było na imprezie? - zapytała uśmiechając się do mnie. - Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.

- O tak. Dziewczyny naprawdę dobrze tańczą. - zaśmiałam się sztucznie. Na szczęście mama nie wyczuła w mojej "radości" ani grama iluzyjności. - Pójdę się położyć, dobrze? Jestem naprawdę zmęczona.

- Pewnie, śpij dobrze. - odpowiedziała, po czym cała czwórka zaskandowała mi "dobranoc". Ale ja nie chciałam już odpowiadać. Chwiejnie, ale szybko wbiegłam po schodach do swojego pokoju na czarnych szpilach, po czym wrzuciłam je już w drzwiach. Opadłam na łóżko zakrywając twarz dłońmi. Dlaczego pozwoliłam, żeby to wszystko zaszło tak daleko? Wcale nie chciałam tego pocałunku. Chciałam. I to cholernie. Ale to, co się wydarzyło nie miało prawo się wydarzyć! Po prostu nie. Chris jest cudownym, opiekuńczym, inteligentnym chłopakiem, ale... nie jest chłopakiem dla mnie. Zostałam wyraźnie uświadomiona, że lepiej się do niego nie zbliżać, a poza tym miłość zdążyła mnie już kilka razy dotkliwie zranić.

Nagle usłyszałam jak mój telefon wibruje obok mojego brzucha na łóżku. Uniosłam głowę, żeby sprawdzić kto to. Chris. Kolejny raz. Wgapiałam się osłupiała w komórkę zastanawiając się czy w końcu odebrać. Westchnęła i przyłożyłam ją do ucha.

- Halo? - zdawałam sobie sprawę z tego, jak cholernie niepewnie brzmiał mój głos, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

- Rose, nareszcie odebrałaś. - westchnienie ulgi. - Dlaczego nie odbierałaś? Wszystko w porządku?

- Pewnie. Dlaczego miałoby być inaczej? - na dowód tego pociągnęłam nosem. Rose, dajesz mu świetne potwierdzenia swojego nastroju. Brawo ja.

- Płaczesz? Mam nadzieję, że nie przeze mnie i to, co pomiędzy nami..

- Nie. - przerwałam mu ostro.

- Okej? - odpowiedział. Wiedziałam, że podobnie jak ja, nie wiedział co ma teraz powiedzieć.

- Więc...- zaczęłam po krótkiej ciszy. - po co dzwonisz?

- Upewnić się, że wszystko dobrze. Szukałem cię po tym, jak uciekłaś, ale nigdzie cię nie było. Gdzie teraz jesteś?

- Nie nazywaj tego ucieczką, błagam, to żałosne. - a jak inaczej ma to nazwać? Przecież to własnie zrobiłam. A jednak chciałam wierzyć, że nie zachowałam się jakbym uciekała z lisiej nory. - Jestem w domu, ale to już chyba nie twoja sprawa. Nie rozumiem w ogóle czemu martwisz się o to, gdzie jestem, Chris. - mój ton był oziębły. Taki jak chciałam.

- Nie rozumiem o co chodzi.

- Tak, ja też nie. Po prostu nie dzwoń więcej. - westchnęłam teatralnie, jakby ta rozmowa mnie irytowała. Ale to było kłamstwo. Pragnęłam tej rozmowy, tego pocałunku, tego chłopaka. Wszystkiego, co z nim związane. Jednak nie mogłam sobie na to pozwolić.

- Ale Rose... - zaczął, ale ja się rozłączyłam. Ponownie opadłam na łóżko ze łzami w oczach. Tak bardzo chciałabym powiedzieć mu co czuję...



W poniedziałek stojąc przed lustrem postanowiłam, że nie będę się stroić dla Chrisa, jak robiłam to dotychczas. Tak jak już mówiłam, to wszystko zaszło za daleko i należało to zakończyć. Ubrałam biały crop top przylegający do mojego ciała i długą do kostek, zwiewną, bladoróżową spódnicę. Rozpuściłam loki i zrobiłam delikatny makijaż. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie i westchnęłam. Wiedziałam, że czego bym nie założyła, on i tak będzie chciał ze mną rozmawiać, patrzeć na mnie i spędzać ze mną czas. Masakra.

- Mamo? Podwieziesz mnie? - zapytałam schodząc po schodach do salonu. Mama spojrzała na mnie i uśmiechnęła się promiennie.

- Pewnie. Ślicznie dziś wyglądasz. To dla jakiegoś chłopaka? - poruszała sugestywnie brwiami.

- Nie, no co ty. - przewróciłam oczami, ale w sercu poczułam ukłucie. - Po prostu nie wrzuciłam w piątek wieczorem spodni do prania, więc postanowiłam, że pójdę w tym.

- Dobra decyzja. - zaśmiała się i cmoknęła mnie w policzek, po czym weszła do kuchni, żeby pośpieszyć moje rodzeństwo. Wibracje telefonu w mojej torebce świadczyły o nowej wiadomości. Sięgnęłam do środka i wyciągnęłam go.

OD: Eva: Mam nadzieję, że wzięłaś sobie do serca naszą rozmowę?

DO: Eva: Jasne, nie martw się.

Ten dzień ledwo się zaczął, a już chciałam, żeby się skończył. 


~~~~~~~~

Pozdrawiam serdecznie xoxo       

*Drama*/ C.S. SKAM / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz