OSTATNI WYSIŁEK
IW okolicach Londynu panowało głębokie poruszenie. Do boju ruszała właśnie grupa kilkudziesięciu promów wypełnionych po brzegi uzbrojonymi po zęby żołnierzami. Kiedy rozeszła się wiadomość, że jakiś oddział rusza bez przyzwolenia londyńskiej komisji, niektórzy ludzie, szczególnie cywile, podchodzili do nich z pogardą i nazywali renegatami, a nawet dezerterami. Zamiast zostać na miejscu i bronić ich, kilkuset marine rusza na jakąś samozwańczą misję. Cywile początkowo nie znali celu wyprawy, bo sieć komunikacyjna działała na razie jedynie w kręgach wojskowych. Nikt z ochotników nie zamierzał jednak robić z celu tajemnicy. "Ruszamy ratować komandora Sheparda" - na dźwięk tych słów każdy złorzeczący człowiek natychmiast zmieniał zdanie. Zdarzali się tacy, którzy sami chcieli przyłączyć się do misji. Oferowali swoją skromną pomoc, dawali jakieś drobiazgi na szczęście.
.
Garrus wsiadał właśnie do ostatniego z promów. Był dowódcą grupy "Palaven" - największego, obok "Kalros", oddziału uczestniczącego w Operacji Akuze - składającej się ze stu żołnierzy podzielonych na trzy pododdziały: Garrusa, Javika i Younga. Oddział ten miał za zadanie ostateczne uderzenie na archiwa Przymierza i przesłanie niezbędnych danych na pokład Normandii, z której Joker przekazałby je Mirandzie. Sukces lub porażka Garrusa oznaczałyby zwycięstwo lub klęskę całej operacji. Gdy pilot odpalał silniki, z tłumu wybiegła mała dziewczynka, puszczając dłoń matki i wyciągając rękę w stronę turianina. Gdy dotarła do promu, Garrus ujrzał w jej rączce mały kwiatek. Był piękny. Nie znał ziemskiej flory, ale do te pory nie widział tu nic poza zgliszczami, ruinami i spalonymi miastami. Przyjął od niej podarek i włożył sobie za rękawicę, uśmiechając się. Większość ludzi ten uśmiech odrzucał. Dziewczynka, w przeciwieństwie do innych, nawet żołnierzy, nie bała się turianina z oszpeconą twarzą. Jej buzia uśmiechnęła się wesoło, a policzki zaróżowiły się. Garrus odesłał ją skinieniem głowy w stronę matki i zamknął Kodiaka. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Wznieśli się w powietrze. Przyszedł czas na rozmyślanie i rozmowy. Mimo znacznej prędkości promów, podróż przez Atlantyk miała trwać kilka godzin. Ostatecznie na promy załadowano 370 ludzi, zgrupowanych w pięć oddziałów.
.
W międzyczasie Young opowiadał Javikovi i Garrusowi o czasach Krzysztofa Kolumba i wielu próbach przepłynięcia przez ocean. Rejsy trwały wiele tygodni, więc on sam cieszył się z posiadania całkiem niezłych promów. Garrus słuchał z zaangażowaniem, ciesząc się, że może skupić na czymś uwagę. Javik siedział z boku i pogrążył się w myślach, opierając łokcie na kolanach i chowając głowę w dłoniach.
W promie z dowódczynią drużyny "Thessia" - Liarą - leciała inna asari - Samara. Podczas całego lotu wymieniły tylko kilka zdań. Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Obie były przybite zagładą rodzinnej planety i nadal nie miały informacji, jak teraz wygląda ich ojczyzna. Zadanie "Thessi" polegało na osłanianiu biotyką drużyny "Palaven". Z tego powodu w skład oddziału wchodzili niemal wyłącznie biotycy. Do archiwum Przymierza prowadziła jedna droga, wiodąca przez zbudowany wysoko nad ziemią most. To na nim miały powstać stanowiska z osłonami biotycznymi, które powstrzymałyby przeciwnika, kiedy ten zorientuje się, gdzie jest prawdziwy cel wyprawy i skieruje tam swoje siły.
"Eden Prime", kierowana przez Widmo Williams i członka programu N7 - Jamesa Vegę, nie była zbyt liczna, ale składała się z najtwardszych komandosów, których z ochotników wyselekcjonował major Coats. Ich zadaniem było wspomaganie siłą ogniową drużyny "Thessia". Obrona mostu była kluczowa, aby "Palaven" mógł wycofać się na czas i nie niepokoić się o swoje tyły.
CZYTASZ
Mass Effect: Po zakończeniu
Hayran KurguPoniższe opowiadanie w uniwersum Mass Effect jest moim pierwszym i wielokrotnie poprawianym. Akcja toczy się tuż po zakończeniu trylogii Mass Effect, a kolejne wydarzenia są wymyślone całkowicie przeze mnie. Zdecydowana większość bohaterów pojawia s...