Burza była coraz bliżej. Z wysokiego, zwieńczonego łukiem okna strychu, patrzyłam na błyskawice przecinające czarne niebo na wschodzie. Czułam, że coś nadchodzi. Czułam to w rytmie własnego pulsu. Przycisnęłam rękę do chłodnej, gładkiej szyby, myśląc o swojej matce. Czy Elizabeth stała tu kiedyś, wyczekując burzy, czekając na chwilę gdy strych wypełni się dziwnym, niesamowitym światłem błyskawicy? Czy żałowała wówczas, że Luke nie stoi obok niej. Pewnie tak - pomyślałam. Potrząsnęłam głową i cofnęłam rękę. Znów poddawałam się nastrojowi. Muszę to przerwać. Depresja i czarne myśli nie pasowały do mnie, zawsze przyjmowałam życie takim, jakie było i za wszelką cenę starałam unikać jego ciężarów. Nigdy nie stałam, gdy mogłam usiąść, nie biegłam, gdy mogłam iść, i za najlepszy sposób utrzymywania ciała i umysłu w dobrej formie uważałam długie drzemki w ciągu dnia. Nie chodziło o to, że brakowało mi ambicji, ale w mojej prywatnej hierarchii ważności fizyczny komfort był ważniejszy niż fizyczne wyczyny.
Nie lubiłam ponurych rozmyślań, a wciągu ostatnich tygodni jakoś dziwnie często popadałam w ponure nastroje. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Moje życie toczyło się bez żadnych zakłóceń, w powolnym rytmie - oprócz tego, że nie mam rodziców, ale to nie moja wina.
Dom i rodzina, równie ważne jak moja własna wygoda, razem z babcią Coco, byłyśmy bezpieczne i miałyśmy się dobrze, a właściwie i ja i ona rozkwitałyśmy.
Z kolei staruszka przeżyła już miłość a ja bardzo chciałam się zakochać i robiłam wszystko, żeby tak się stało, ale dotychczas jej serce pozostawało obojętne. Żaden spotkany mężczyzna nie był tym jedynym, przeznaczonym właśnie mi. Ale nie było pośpiechu. Skończyłam zaledwie siedemnaście lat. Wiodło mi się w szkole i dobrze się czułam wsród swojej rodziny.
Przed kilkoma miesiącami groziło mi i babci Coco, że stracimy dom. Hemmings, ekscetyczna, rozsypująca się rezydencja, stała na urwisku nad oceanem. Miałam więc dom, rodzinę, interesującą szkołę, którą lubiłam.
Wzdrygnęłam się i odeszłam od okna. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo się tym wszystkim przejmuję, to wszystko tak mocno absorbowało moje myśli. Akurat tego wieczoru wierzyłam jednak i instynkt i swoje przeczucia. Ta wiara przechodziła mi równie naturalnie jak wiara w to, że słońce wschodzi na wschodzi.
Tego wieczoru coś się miało wydarzyć.
Znów spojrzałam w okno, burza była tuż-tu z. Naraz poczułam nieprzeparte pragnienie by wyjść z domu.
CZYTASZ
Oczami Kate - II
RomanceUrwisko mnie przyciąga. Wysokie dzikie i obdarzone niebezpiecznym pięknem, stoi i wzywa mnie kusząco jak kochanek. Rankiem powietrze było równie miękkie jak chmury pędzące po niebie w stronę wschodu. Mewy krążyły nad oceanem, pokrzykując. W ich głos...