Cały weekend ignorowałam resztę świata. Chris pisał do mnie kilka razy ale nie wiedziałam co mogłabym mu odpowiedzieć. Bonnie chciała wczoraj do mnie przyjść ale jakoś nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo. Jedyna dobra rzecz jaka się zdarzyła to to, że umówiłam się z Harr'ym. Miał mnie gdzieś zabrać w przyszłą sobotę.
Leżałam w łóżku i tępo patrząc się w sufit odtwarzałam w głowie po raz setny wczorajsze zdarzenie. Spojrzał na mnie i założył mi na głowę swój snapback, a ramiona okrył kurtką. Pachniała papierosami i jakimiś waniliowymi perfumami. Nie chciałam przyznać się przed samą sobą ale ten mały gest o mało nie przełączył mojego emocjonalnego guzika na ,,turn on''. Na szczęście ( a może nieszczęście?) potem ten idiota Chris zadał mi to głupie pytanie które zadziałało na mnie jak chlust zimnej wody. Niszczącej wody. Przed oczyma znów miałam dzień w którym umarł mój brat. ..a ja razem z nim. Kiedyś byłam zupełnie inną osobą, ale on odchodząc zabrał mi całą miłość jaką w sobie miałam. Do dziś wątpiłam czy nie zabrał też całego serca. Jeśli je zostawił to było całkowicie puste. Chciałam mu wykrzyczeć, że wcale nie chce być niedostępna, ale to jedyna forma obrony jaką miałam. Te wspomnienia przez długi czas zabijały mnie każdego dnia od nowa, a on je znów ożywił. Czułam palącą potrzebę zemsty, a wiedziałam, że tym pocałunkiem zabiorę mu grunt spod stóp, że popłynie całkowicie. To, że jego usta smakowały tak dobrze...to inna sprawa. Cholera, szczerze nie chciałam tego wtedy kończyć ale nie mogłam dać mu więcej.
Przekręciłam się na bok i poczułam ten znajomy zapach wanilii i papierosów. Przypomniałam sobie o jego kurtce której mu wtedy nie oddałam, a teraz wisiała u mnie przy łóżku. Moja ręka sterowana nieznaną mi siłą wzięła i zdjęła ją z krzesła. Zasnęłam przytulając się do niej i zaciągając jej zapachem. W zakamarkach wypłowiałego (muszę się w końcu zdecydować czy je posiadam) serca miałam przekonanie, że zapoczątkowałam coś złego. Nie wiedziałam tylko czy dla niego czy dla siebie samej.
Chris P.O.V.
Próbowałem się do niej dobić. Pisałem kilka razy, ale nie raczyła odpisać. Cholera, ja Chris Schistad pisałem do dziewczyny. Nigdy wcześniej bym o czymś takim nie pomyślał ale to, że działała na mnie inaczej niż ktokolwiek inny chyba było jasne od dawna. Moja duma cierpiała, i przez moment rozważałem czy jej nie olać i zacząć ignorować. Ale jak można ignorować kogoś kto ignoruje ciebie? Otóż nie można. Nie byłem w niej zakochany. Tak mi się przynajmniej wydawało, a raczej chciałem żeby tak było. W chwili w której mnie pocałowała wsiadłem do pociągu który jechał w jedną stronę. Nie było biletów powrotnych.
Następnego dnia zwlekłem się wcześnie z łóżka, z racji tego, że był poniedziałek. Ogarnąłem się trochę i pojechałem do szkoły. Musiałem z nią pogadać, tylko do końca nie wiedziałem jak to zrobić. Wczoraj kiedy zasypiałem podjąłem decyzję. Postanowiłem ją zdobyć, sprawić, że mnie pokocha. Byłem gotów zapłacić każdą cenę. Nawet jeśli oznaczało to zabranie mi mojego serca.
Roni P.O.V.
Wyszłyśmy z Bonnie na dziedziniec żeby złapać trochę świeżego powietrza, którego w szkole brakowało. Piłyśmy naszą ulubioną latte kiedy zobaczyłam Chrisa idącego z resztą The Penetrators. Chciałam jak najszybciej zwrócić mu jego rzeczy bo sytuacja z poprzedniego wieczora nie miała prawa się powtórzyć. - Potrzymaj mi przez chwilę kawę Bon. Mam pewną rzecz do załatwienia - podałam jej kubek, a ona uśmiechnęła się pokrzepiająco. Ruszyłam w stronę chłopaków którzy bez skrupułów jeździli po mnie swoim wzrokiem.
-Hej Schistad. Chyba czegoś ostatnio zapomniałeś - mrugnęłam do niego, a do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zanim zdążył odpowiedzieć, założyłam mu na głowę snapback a kurtką okryłam go dokładnie w te sam sposób co on mnie piątek. Musnęłam przy okazji jego ucho, na co zareagował cichym syknięciem.
-Um, Roni ja.. pogadajmy na osobności okey? - przy kumplach jego pewność siebie była większa, ale ja słyszałam tę nutę niepewności w jego głosie.
-Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, zrób to teraz - widziałam że się waha, więc musiało chodzić o coś dużego - Gotta be right now ,Chris - rzuciłam tekst jednej z piosenek, który wpasowywał się tutaj idealnie. Złapał się za przegub nosa, a kąciki ust delikatnie uniosły mu się do góry. Te usta...
- Zgódź się iść ze mną na randkę- wypalił. Dookoła nas było sporo ludzi, którzy wszystko bacznie obserwowali, a na jego słowa momentalnie zamilkli. - Wiem, co o mnie myślisz ale daj mi jedną szansę, a pokaże ci, że mam do zaoferowania więcej niż dobry seks - powiedział i zmniejszył odległość między nami. Wpatrywał się we mnie, tak bardzo odsłonięty i czekał na odpowiedź. Nie miałam pojęcia co zrobić, bo byłam umówiona już z Harr'ym. Zresztą randka z Chrisem...2 tygodnie temu zaśmiałabym mu się w twarz, ale teraz...
-Chris ja...ja nie mogę - ludzie zaczęli szeptać między sobą ,a co niektórzy nawet nawet śmiać. Spuścił wzrok na ziemię, a ja zdałam sobie sprawę, że to było to czego chciałam dla niego od początku. Publiczne upokorzenie. No właśnie chciałam... a teraz nie mogłam znieść tego co zrobiłam więc podjęłam chyba najgorsza decyzję w ostatnim czasie.
-Nie mogę się nie zgodzić Schistad. Lepiej się postaraj z tą randką bo twoi poprzednicy zawiesili poprzeczkę cholernie wysoko - jego mina jak i wszystkich pozostałych była bezcenna.
- Zadzwoń - dodałam i stając na palcach pocałowałam go w policzek. Odwróciłam się żeby odejść ale on chwycił mnie w talii i wtopił się w moje usta. Włożył w to tyle pasji, szczerości, pożądania. Czułam na swoich wargach jego uśmiech, i po chwili zdałam sobie sprawę , że robię to samo. Oderwałam się od niego i zobaczyłam coś, a raczej kogoś. Moje serce stanęło w miejscu, bo był to nikt inny jak Harry. Pokiwał rozczarowany głową i zaczął iść w stronę samochodu. Zaczęłam za nim biec ignorując wołanie Chrisa. Złapałam go wsiadającego do auta.
-Harry poczekaj. Wiem jak to wygląda, ale wszystko ci wytłumaczę - jego wzrok był tak bardzo zraniony. Uśmiechnął się smutno i chyba miał zamiar odjechać, więc postanowiłam użyć słowa, które już dawno wyrzuciłam ze słownika.
-Proszę Harry- nawet nie wiedział jak dużo mnie to kosztowało. Pogładził kciukiem mój policzek, tak samo jak wtedy na imprezie.
-Zgoda. Będę u ciebie jutro wieczorem- powiedział szybko i pocałował mnie w czoło. Wsiadł do swojego czarnego mercedesa i odjechał z piskiem opon.
Obok mnie stanęła Bonie która wszystko bacznie obserwowała. -Co ty wyprawiasz Roni?- nie było w tym oskarżenia, tylko czysta ciekawość. -Nie wiem - co innego mogłam jej odpowiedzieć.
-Tak długo bałaś się wpuścić kogokolwiek do swojego serca...a teraz udało się to aż dwóm osobom. Nawet nie próbuj zaprzeczać- uśmiechnęła się i chyba nawet..cieszyła?
-Nieźle się wpieprzyłaś Martinez- dodała już bardziej poważnie.
-Wiem- wyszeptałam cicho i mocno się do niej przytuliłam.
Oboje próbowali zniszczyć to, co w okół siebie budowałam od dawna. Los widocznie chciał sobie ze mnie zakpić bo obojgu się to doskonale udawało. Tylko...któremu lepiej?
CZYTASZ
My rules | Chris Schistad |
Fanfiction- Nie graj ze mną skarbie -wyszeptałam mu, jednocześnie muskając ustami płatek jego ucha - Czemu?- spytał, walcząc ze sobą, ale ja wiedziałam, że był na granicy. Musiałam ją złamać. - Bo to moja gra i tylko ja znam zasady