Rozdział 3

18 5 1
                                    

- Holender, jak ja tu dawno nie byłem- mruknął Bill- ale nie, ojca tu raczej nie ma.

"Raczej", to było trudno powiedziane, ponieważ piwnica miała kształt niemal kwadratu i była dość mała, więc trudno byłoby nie zauważyć ukrytego tu człowieka. Chłopak wyłączył światło, szybko wyszedł i zamknął piszczące drzwi. Już się odwrócił żeby pójść po schodach na górę, kiedy usłyszał jakie uderzenie o szybę. Zamarł z przerażenia. To nie był Joe.
Raczej. Nie śmiał się ruszyć, a jego strach potęgowało dziwne zniknięcie ojca i noc na polu. Zrobiło mu się jakoś niedobrze i po dobrych paru minutach nasłuchiwania, wspiął się po schodach na parter. Szybko przywarł do ściany i taktycznie ogarnął sytuację, robiąc ruch głową o 180 stopni. Kiedy się upewnił, że nic mu bezpośrednio nie zagraża, rozluźnił się znacznie. Jeszcze dla pewności sprawdził, że drzwi są zamknięte.

Nie był tchórzem, ale nie był też głupcem. Jego charakterystyczną cechą charakteru było logiczne myślenie. I wytrwałe dążenie do celu, co zauważyli jego koledzy w klasie. To mu między innymi znacznie pomogło w zrobieniu sobie prawka. Postanowił pójść do pokoju, żeby się odstresować.

"Nie wiem co tu się dzieję, ale wolę tego na razie nie sprawdzać" pomyślał Will.

***

Joe popatrzył na odchodzącego Billa, po czym kiedy ten wszedł do domu, popatrzył na niebo, na gwiazdy. Z dala od jakiegokolwiek źródła światłą (nie licząc okien domu) były one doskonale widoczne. Zapatrzył się tak chwilę, aż dostrzegł Wielki Wóz. Usłyszał szum przejeżdżającego nieopodal samochodu, na szosie obok domu Sandisonów. Zdziwił się, ponieważ owa szosa była rzadko uczęszczana, z uwagi na położenie tego terytorium. Ich dom znajdował się, można powiedzieć, prawie na odludziu. Do najbliższej dużej miejscowości był kawał drogi.
Popatrzył znów na gwiazdy. Im bardziej się przyglądał, tym widział więcej gwiazd. Niezliczone ilości. "Być może część z tych gwiazd już nie świeci" pomyślał Joe, uwzględniając czas, jaki potrzebowało światło, by dojść do jego oczu.

Pomyślał wtedy, jak wielki jest wszechświat. Od małego się nim interesował. Jak był dzieckiem, Joe chciał polecieć rakietą na koniec świata. Zaśmiał się w duchu na to wspomnienie. Jest to niemożliwe, ponieważ musiałby mieć rakietę szybszą od światła, a i tak byłoby wiele innych problemów, np zapasy żywności. A rakietę szybszą od światłą, ponieważ wszechświat stale się powiększa z prędkością światła od chwili Wielkiego Wybuchu jakiejś osobliwości fizycznej(początek świata). Oznacza to, że wszystko co istnieje pochodzi z Wielkiego Wybuchu (religijnie: od Boga). W chwili WW istniał tylko jeden pierwiastek, Wodór. Jednak gdy temperatura po WW osiągnęła miliard kelwinów, powstały dwa kolejne: Hel i Lit. Na kolejne trzeba było jeszcze "zaczekać" 500 milionów lat, do utworzenia pierwszych gwiazd, w których zachodziły reakcje termojądrowe prowadzące do powstania cięższych pierwiastków. Dzięki tym właśnie pierwiastkom powstały później galaktyki, inne gwiazdy, planety i w końcu my sami. "Czyli jesteśmy dziećmi gwiazd" pomyślał Joe. "Fascynujące".

Mężczyzna spuścił wzrok z nieba i zabrał się do sprzątania po grillu.
Nagle coś poczuł. Nie wiedział czy coś usłyszał, czy to szósty zmysł go ostrzegł, ale coś kazało mu zachować ostrożność i szybko odwrócić się w stronę lasu.
Nie zdążył; poczuł jakąś szorstką, śmierdzącą dłoń na ustach. Chciał krzyknąć, ale dłoń skutecznie tłumiła jego biadolenia. Jedynie wzmocniła stalowy uścisk. Nagle poczuł uderzenie czymś twardym w głowę. Pojawiły mu się mroczki przed oczyma. Przez sekundę walczył z obezwładniającym bólem na całej połowie głowy. Zobaczył tylko zamazany kontur jakiejś postaci, po czym cały świat zalał się czernią, wszystkie dźwięki ucichły a z nóg zrobił mu się wata.



Dziki LasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz