Rozdział 1.

846 56 2
                                    

Słuchałam z uwagą tego, co mówił mi mój nowy opiekun. Poprzedni wyrzucił mnie na ulicę, gdyż niepoprawnie rzuciłam shurikenem w pieniek w czasie treningu. Uważał iż mój wiek zaszczytnych czterech lat nie usprawiedliwia mnie z takich błędów. Po kilku ciosach zadawanych głównie w brzuch, zostałam porzucona. Kilka dni później znalazł mnie ten mężczyzna, który zaoferował mi dom. Wiedziałam, że nie za darmo.

- Masz oczywiście zdać do akademii - kontynuował. - Umiesz ty coś dziecko? - zapytał.

Skinęłam głową, wymieniając, czego nauczyłam się w ciągu roku, od kiedy to rozpoczęłam naukę.

- Umiem trochę z zakresu taijutsu i posługiwania się bronią, najlepiej idzie mi ze sztyletem bądź kataną, wiem gdzie znajdują się punkty witalne człowieka, potrafię zabić na dwadzieścia sposobów...

- Zaraz! Tylko dwadzieścia? Od Mizukage słyszałem, że jesteś kimś wyjątkowym. Powinnaś znać przynajmniej pięćdziesiąt takich sposobów - mówił wzburzony, zaczynając pluć na wszystkie strony.

Nagle jego wzrok zmienił się, ale nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. Wiedziałam jednak, że to nie wróży nigdy nic dobrego.

- Ale możesz u mnie zostać - powiedział, zbliżając się do mnie z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. - Będziesz wykonywać tylko inne obowiązki...

Położył mi dłoń na ramieniu, zsuwając rękaw mojej koszuli i przejeżdżając po odsłoniętej szyi palcami. Wzdrygnęłam się i natychmiast się odsunęłam. To nie było dobre. Nikt tak nie robi swoim dzieciom, prawda?

- Chodź tutaj. Wiem, że tego chcesz... - Zaczął się do mnie zbliżać.

Rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu drogi ucieczki, jednak byłam zapędzona w kozi róg. Jedyną opcją, jaka mi pozostała, była walka. Przygotowałam się więc do niej, zbierając wszystkie siły, jakie miałam, pomimo przejmującego głodu.

Gdy tylko wszedł w zasięg moich ataków, wyjęłam z kabury stary kunai i zamachnęłam się nim, przecinając ścięgna na jego ramieniu. Wrzasnął przeraźliwie, łapiąc się za rękę. To moja szansa! Próbowałam szybko przedostać się koło niego, ale złapał mnie zdrową kończyną.

- Nie uciekniesz tak łatwo. - Uśmiechnął się, obleśnie oblizując zaschnięte wargi.

"Proszę. Proszę, niech ktoś mi pomoże." - Wołałam w myślach. Wiedziałam, że nikt nie przyjdzie. Tak było zawsze, taka była ta wioska. Kirigakure - wioska ukryta we mgle.

Nagle usłyszałam warknięcie w swoim umyśle. Czy to ja?

- Pomóc ci, gaki?

- Kim jesteś? - spytałam, rozglądając się dookoła, jednak nikogo nie zauważyłam.

- W tym momencie to mało istotne...

- Tak, pomóż mi, proszę.

- Nie za darmo...

- Nic nigdy nie jest za darmo - odparłam w myślach, zamykając oczy, nie chcąc patrzeć na mężczyznę, który mnie przytrzymywał i odpinał mi spodnie.

Po chwili poczułam ciepło otaczające moje ciało. Uniosłam powieki i ujrzałam krwistoczerwoną czakrę, która dotkliwie raniła i parzyła owego shinobi. Drżał na podłodze, wrzeszcząc, bym przestała. Jednak ja nie miałam nad tym kontroli. Miał ją ktoś, kto mnie uratował.

- Dobij go, gaki. - Znów usłyszałam ten basowy głos, odbijający się echem w mojej głowie.

- Hę?

- Zabij.

Pokierowana jakimś nieznanym mi instynktem, uniosłam ostrze i jednym szybkim ruchem zatopiłam je w szyi mężczyzny. Krew zachlapała moje ubranie i ręce. To był pierwszy raz... Kiedy kogoś zabiłam.

Narodziny Legendy | Naruto FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz