Czy w milczeniu białych, haniebnych flag
zejść z barykady,
czy podobnym być do skały,
posypując solą ból,
jak posąg pychy samotnie stać.- Przestań – powiedział Kenma cicho. Próbował nie zauważać, naprawdę. Ani tego, jak Kuroo mu się przygląda, ani jego napięcia, ani wytłumionego zachowania.
Na początku dał radę. Potem minęły trzy tygodnie, usidliła go choroba, wypadła dodatkowa wizyta w szpitalu. Tetsurou zrobił się jeszcze ostrożniejszy, sprawiając, iż Kenma czuł się jak niebyt. Jakby nie istniał i nie można było go dotknąć, a i nie byłoby powodów się z nim kłócić czy choćby energiczniej dyskutować. Jakby nie mógł nic zrobić sam. Jakby nie wdychał ni nie wydychał powietrza, bo wszak to mogłoby zabić.
Gdyby nie mdłości, którymi nieszczególne chciał się przed kimkolwiek chwalić, wraz ze specyficznym, ciągłym bólem, wątpiłby we własne istnienie.
Pewnie sam był sobie winny. Swoją opuchniętą twarzą i szyją, obfitą w szeroką gamę żałości aparycją powodował te reakcje. Czy też ich brak.
- Masz na myśli... - zaczął Kuroo, bodaj tylko po to, ażeby umożliwić Kozume wejście w pół słowa.
- Tak.
- Mhm – przytaknął bez przekonania starszy chłopak, nadal wpatrując się w rozpościerający się przed nim ekran telewizora. Choć i tym razem nie bardzo miał pamiętać, co oglądali. Ostatnio zresztą pamięć i uwaga mu się pogorszyły.
Czy też nie miał do niczego głowy.
- Naprawdę. – Kenma wsunął czubki placów pod dłoń Tetsurou. Tym razem przynajmniej ów ostatni zareagował prawdziwie, z serca, ujmując blondyna za dłoń na chwilę.
Nim nie przyciągnął owej do ust, nie przycisnął do nich. Kozume wpierw usztywnił ramię, zwłaszcza nadgarstek, w odpowiedzi na niespodziewany – choć nie gwałtowny – ruch. Sekundę jednakże i jedno czujne spojrzenie Kuroo spod półprzymkniętych powiek zajęło mu rozluźnienie się na powrót.
Uśmiechnął się delikatnie.
Tetsurou chętniej zobaczyłby szerszy uśmiech; oddałby świat za więcej radości na obliczu licealisty, lecz doceniał wszystko, i to dużo bardziej niż przedtem.
x
W efekcie następnej pozaplanowej wizyty w szpitalu sam Kenma, który wydawał się dotąd odważnie spokojny, począł tracić wiarę.
Wiedząc, że powinien zapewne, Kuroo niekoniecznie chciał wpadać w odwiedziny. Bolało patrzeć na Kenmę. Oczywiście.
Bolało także słuchać, co ten chłopak mówił.
Ledwie chwilę przedtem udało im się nadgonić coś niecoś szkolnego materiału, z użyciem pożyczonych zeszytów i wiedzy własnej absolwenta Nekomy. Teraz Kozume nie znajdywał ani siły, ani ochoty.
Niezdolny mu odmawiać, Kuroo nie perswadował. Zgadzał się oglądać, grać czy robić cokolwiek innego, co jego towarzyszowi przyszło do głowy. Leżeć obok niego, błądzić opuszkami po jego plecach, liczyć oddechy i włosy na poduszce.
Bał się dotykać tych płowych kosmyków, mimo że sprawiało mu to przemożną radość. Czy wypadną wszystkie? Jeśli wypadną? Gdy wypadną?
Czytał, że później włosy odrastają mocniejsze. Tudzież ciemniejsze, chociaż u Kenmy to już chyba niemożliwe. I bardziej kręcone.
Jeżeli... kiedy już wszystko się skończy... dopiero się zacznie - życie. Kuroo da mu wszystko, o czym można marzyć.
Tylko zostań ze mną, mała, chorowita cholero.
x
- Przestań! – wrzasnął Kenma, wytrącając starszemu chłopakowi telefon z dłoni. Pomyślał, iż rodzice musieli go słyszeć. Widocznie nie zdecydowali się zaingerować.
Cóż, powinien być za to wdzięczny. Gdyby tylko był w stanie.
Sam siebie zaskoczył. Złapała go prawdziwa złość. Niekoniecznie na Kuroo, ale on, wyskakujący z radami, irytująco pomocny, został mianowany jej celem.
- Nie wciskaj mi tego – kontynuował, wiele ciszej. Tylko jego oczy zdradzały dalej buzujące emocje. Chciał odzyskać nad nimi, nad sobą kontrolę. Co się z nim działo?
Tetsurou uśmiechał się przepraszająco. Bezradnie, myśląc, że Kozume nie zauważy tego akcentu.
Ów zauważył. Nie tylko to zresztą.
I wolałby, żeby brunet najzwyczajniej w świecie się zirytował. Byłoby przecież łatwiej, pokłociliby się, wszystko by z nich uszło.
Głupi Tetsu.
x
Tetsurou się bał straszliwie, zaś z tego powodu dopadało go olbrzymie zmęczenie. Cóż, może także z kilku innych, skoro nie mógł znaleźć za wiele czasu na sen. Kenma, studia, sen – wybierz dwa.
Miał nadzieję, że brak energii to stan przejściowy, ale ona nie wracała. Przynajmniej, jak sądził, nie było widać, iż nieco odstaje od normy. Jest w stanie nadrobić duchem, to starczy.
Odpocznie, kiedy Kozume będzie w szpitalu.
Oby nie trafił, lecz widząc dotychczasowy schemat tygodnia, Kuroo nie unosił się przesadnym optymizmem. Wszystko kończyło się dobrze, jednakże trochę turbulencji widocznie było im pisane.
Ale, ale. Przeszli wszak leczenie indukujące, przechodzili leczenie konsolidujące. Najwięcej problemów sprawiała słaba odporność, trochę więcej ciężkie reakcje na leczenie. Podłamanie Kenmy też niczemu nie służyło.
Nie szkodzi – czy raczej szkodzi, jednakże przejściowo. Mieli długą, krętą drogę przed nosami. Fakt.
Kuroo tym niemniej czuł w kościach, że wszystko będzie dobrze, a dopóki tak to wyglądało, siła robiła mu za hasło dnia.
Da radę.
Dadzą radę.
x
Kenma znowu był w szpitalu.
Kuroo odpoczywał. Potrzebował tego. Straszny był to odpoczynek, ale... potrzebował. Ledwo już ciągnął.
Fizycznie oraz psychicznie.
Odpłaci się za tę chwilę ulgi. Postara się bardziej już wkrótce.
Gdy tylko wypocznie, nie będzie więcej czuł tej perfidnej ulgi, kiedy Kenma znikał z jego życia w białe sale szpitalne. Nie będzie dłużej potworem.
Tylko trochę snu.
CZYTASZ
Gdybym kiedyś odszedł stąd, nie obrażaj się na śmierć (Haikyuu || KuroKen) √
ФанфикBo to nie ma sensu, Kuroo. Ale sposób, w jaki udajesz, że ma, jest naprawdę uroczy. Historia mająca miejsce w duszach, sercach i umysłach bohaterów. Marginalnie zahacza o rzeczywistość i medycynę. Czasem rozdział opisuje dzien, czasem miesiace.