Gdy emocje już opadną
jak po wielkiej bitwie kurz.
Gdy nie można mocą żadną,
wykrzyczanych cofnąć słów.Kiedyś Tetsurou przymierzałby się do zadzwonienia z życzeniami urodzinowymi około minuty po północy. Lub i nie tyle.
Jak tu nie kochać tego głupiego zwyczaju?
Szkoda, że w czasie choroby Kenmy musiał odejść do lamusa. Chłopak pewnie spał, a sen to – jakże pożądane – zdrowie.
Kuroo, nolens volens, zostawał zwykle na nogach jeszcze po dwunastej w nocy, coby dokończyć swoje zajęcia.
A na schyłku dwóch dni, z którym jeden był szczególny, punkt o owej przełomowej godzinie wpatrywał się w zegarek.
Dobrze, Kenma kończy osiemnaście lat. Dobrze. Świetne.
Boże, doskonale. Mogłoby to odbywać się w wiele lepszych warunkach, nie da się ukryć, jednakże wszystko jeszcze się poprawi. A osiemnaste urodziny to i tak nie byle co.
Tetsurou nie mógł się doczekać. Rozmawiał z państwem Kozume, rozmawiał ze wszystkimi, jego chłopak czuł się dobrze... to będzie cudowny dzień, byle tylko dogodził samemu Kenmie. Liczył na tęsknotę chłopaka za dawnymi kompanami.
x
Kenma chciał mieć spokój. Obudził się późno, próbował i jeszcze zasnąć, czego nie udało mu się osiągnąć. Przynajmniej zakopał się na jakiś czas pod kołdrą, zapominając o dorosłym świecie, który czaił się na niego za progiem pokoju.
Potem Kuroo wyciągnął go telefonicznie wpierw spod pierzyny, potem z pokoju, wreszcie z domu. Blondyn miał mocne przeczucie, że coś wielkiego majaczy na horyzoncie. Męczącego, bo to Kuroo. Miłego może, bo... bo to Kuroo.
Mało czemu pozwoliłby się wyciągnąć poza dom. Na nieszczęście – wizyta w szkole i możliwość zobaczenia drużyny, włącznie z zeszłorocznymi trzecioklasistami, należała do owej mniejszości. W innej sytuacji niekoniecznie, teraz zaś potrzebował specyficznego impulsu, choćby nieodpowiedniego dla introwertyka.
Przez chwilę wszystko zdawało się tak normalne, że byłby uwierzył, jako że nawet organizm zgodził się tymczasowo dotrzymać mu tempa.
- Wszystko w porządku? – zapytał Kuroo.
- Wszystko w porządku – odpowiedział Kozume szczerze.
No, wciąż było tam zbyt wielu ludzi. Lubił ich jednak, mógł to znieść. Było... dobrze.
x
- Będziesz mi mówić o ważnych rzeczach? – poprosił Kuroo.
Kozume westchnął cicho. To upierdliwe. Nieuniknione pewnie też.
- Może – wymamrotał pod nosem, na co Tetsurou zmierzwił ręką jego przerzedzone włosy.
Łatwo mówić. Trudniej zrobić. To jednak nieważne. Skończy leczenie konsolidujące, więc nie pojawią się raczej żadne „ważne rzeczy" do opowiadania. Czy zresztą jego chwilowe samopoczucie to taka ważna rzecz?
Miło było widzieć bruneta w takim stanie. Już nie tak sztywnego, już nie tak zamęczonego, zmartwionego.
Cóż, widocznie wszystko wraca do normy, nie wyłączając ani Kenmowego zdrowia, ani zachowania Kuroo.
x
Planował nie pokazać po sobie nic. Ne udawało się. Chyba był słaby. Ten ból to nie tak wiele, a w każdym razie raczej nic poważnego. A mimo to więził młodego Kozume w klatce smutku, złego samopoczucia, przygnębienia. Kaprysów. Prawie opryskliwości.
Na razie przynajmniej przełykał słowa bezpośredniej skargi. Oraz smutek, nie mniej alarmujący zapewne.
Niedługo wróci do szkoły. Nikogo nie będzie martwić. To już koniec tego złego, więc spróbuje żyć normalnie. Nikt nie będzie się już martwić.
Rokowania mu się poprawiły. Ciągle się poprawiały. Temu ufał, dlaczego miałby nie?
Poza tym miło było widzieć szczęśliwego Kuroo.
x
Wszystko w porządku. Oddychaj. Wszystko w porządku.
x
- Więc... - zaczął cicho. Obiecał, że będzie mówił, prawda? Niezupełnie dotrzymał słowa, więc chociaż o tym wspomni. - ...jutro mam badania. Prawdopodobnie niedługo wrócę do szkoły.
Albo to wróci. Kolejna chemioterapia. Radioterapia? Przeszczep.
Nie zgodzi się.
Nie mam mowy. Nie zgodzi się na dalsze leczenie.
Już jest zdrowy.
CZYTASZ
Gdybym kiedyś odszedł stąd, nie obrażaj się na śmierć (Haikyuu || KuroKen) √
FanfictionBo to nie ma sensu, Kuroo. Ale sposób, w jaki udajesz, że ma, jest naprawdę uroczy. Historia mająca miejsce w duszach, sercach i umysłach bohaterów. Marginalnie zahacza o rzeczywistość i medycynę. Czasem rozdział opisuje dzien, czasem miesiace.