i podniosłem swój cień

998 137 15
                                    

Mów o chwili sprzed lat,
gdy podałeś mi rękę
i podniosłem swój cień, 
by przy twoim mógł stać.

Kenma sceptycznie otaksował drzwi do przychodni. Skonsultował plan wejścia do środka z zegarkiem w komórce i nie mógł nie stwierdzić, że stawił się w wyznaczonym punkcie krztynę za wcześnie. 

Opierając się plecami o ścianę budynku, przymknął brzemienne snem powieki. A w skrytości ducha przyznał Kuroo rację - nie trzeba było siedzieć wczoraj do późna. Z wyżej wymienionym konwersowało się tym niemniej tak miło, tak krzepiąco. 

Gdy zaś na końcu Kuroo zbuntował się i odgrażając, iż nie bierze odpowiedzialności, jeżeli Kozume zemdleje nazajutrz, poszedł spać, młodszy chłopak dalej nie pogodził się z poduszką. 

Aż do ranka, który też nadszedł jakoś za szybko; dopiero teraz czas dłużył się niemiłosiernie. Ilekroć nie spozierał na wyświetlacz telefonu, okazywało się, iże minęła nie więcej niż minuta. 

I najwyżej te pięć minut, kiedy zaangażował się w grę na urządzeniu; później zmęczone oczy odmówiły mu posługi, więc ponownie je zamknął. Uszy tym intensywniej drażnił rumor od rozciągającej się przed nim ulicy. 

Tyle życia, także na przedmieściach. A on musiał zostać z tyłu, gdzie, wbrew wszelkim pozorom, nie było jego miejsce. 

Na ostatku zadecydował, że ni teraz, ni później nie będzie wydzwaniał do Tetsurou, nawet mimo że zobowiązywał się to zrobić. Jeszcze nie ma z czym. Z wynikami - to co innego. 

Kuroo sam się odezwie, kiedy tylko będzie miał wolną chwilę - w to Kenma zawsze pozostawał ufny. Nawet jeżeli dopiero jutro. Odezwie się, bo to Kuroo. 

A Kuroo się troszczy. 

xxx

Kozume też poświęcił trochę uwagi zaległościom szkolnym. Powolutku, topornie, nie mogąc się skupić, długi czas przewracał strony podręcznika. Pewnie wreszcie wypuściłby go z rąk, uratowało go to tylko, iż mimochodem zerknął przed okno - i zobaczył Kuroo. 

A choć ów niekiedy mu się śnił - prawda - nie sądził, by właśnie to było na rzeczy tym razem.

Przetarł więc oczy, wstał na nogi i otworzył drzwi, zanim zdenerwowany przybysz uszkodził sobie na nich kostki. 

Brunet wydał z siebie głośne westchnienie, po czym przyciągnął Kenmę ku sobie. 

- Nie strasz mnie tak - fuknął. - Dzwoni się czasem. Telefon się odbiera. 

Kozume pozostawił to bez odpowiedzi. 

Chyba powinien przeprosić - a było mu wszak zbyt dobrze na poczucie winy. 

- Jak tam badanie? - spytał Tetsurou, kiedy wreszcie, nieprędko, wypuścił niższego chłopaka z objęć. 

- Po prostu badanie kontrolne - wymamrotał Kenma. - Potrzebuję tylko papierka, że jestem zdrowy. 

Zerknął uważniej w kierunku dłoni Kuroo, które nadal spoczywały na jego ramionach, powstrzymując od niedbałego wzruszenia nimi.

- A jak się czujesz? 

- W porządku - odparł niezwłocznie. 

Mimowolnie przymknął lekko powieki, kiedy osiemnastolatek pochylił się ku niemu. Zacisnął, gdy uczuł muśnięcie ust na swoim czole. 

Zapamiętać: nie wykreśla się Kuroo z grafika dziennego. Albo ten miewa poważne odchylenia od normy.

- Możemy nie stać w drzwiach? - spytał z cicha. 

- Och, zepsułeś taki piękny moment. - Rozmówca wysilił się na cierpiętniczy grymas. 

- Nie baw się w wywoływanie u mnie wyrzutów sumienia... - Kenma odetchnął głęboko. Nim serce mogło rozsadzić mu klatkę piersiową, a Tetsurou zdążył się wyprostować, ujął go za twarz. 

Ucałował. Krótko, przelotnie.

Pamiętnie. Dla nich obu. 

- Na pewno nie masz gorączki? - zagaił brunet, wpatrując się w lico na przeciwko swojego, nieomal z szaleństwem radości w źrenicach. 

- Zepsułeś... 

- To teraz musimy powtórzyć, dobrze rozumuję? 

Rozgrywający bez słowa cofnął się w głąb hallu. 

x

W przeciągu następnych dni Kozume rozpatrzył tę sytuację setki razy, włącznie z późniejszą, zaskakująco zwyczajną pogawędką, kiedy zaledwie siedzieli blisko i napawali się, jakże osobliwie, dystansem, a raczej tym, że ów między nimi nie istnieje. Rozbierał zdania, jedno po drugim, słowo po słowie i gest towarzyszący po geście. 

I z której strony by na to nie spojrzał - wydawało mu się to zbyt urokliwe, zbyt dobre na kanwę rzeczywistości. Aż do rozbudzenia złych przeczuć.

Mylił się tym niemniej. Morfologia krwi go uspokoiła, przekonała.

Kuroo podszedł do tego sceptycznie.

Gdybym kiedyś odszedł stąd, nie obrażaj się na śmierć (Haikyuu || KuroKen) √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz