assenzio / de sciglio x pellè

138 15 3
                                    

A pensare alle cose che ho perso
Ad immaginare fosse diverso


     Przegraliśmy, więc chlaliśmy. Typowo. Zebraliśmy cały alkohol jaki był do naszej dyspozycji, usadowiliśmy się w moim pokoju i zaczęliśmy zatapiać smutki.

Praktycznie sama czysta wódka. Było takie tempo, że niewprawieni rzygali po godzinie. Czyli ja. No i Stephan, on praktycznie abstynent. Ja klęczałem nad kiblem, on nad umywalką. Nagle wpadł Mattia.
- Oj chłopie, ale się załatwiłeś - powitał mnie ładnie.
Spojrzałem na niego znad toalety i powiedziałem:
- We don't talk anymore - Chyba zdawało mi się, że mnie nie zrozumie.

Rzucił mi to swoje spojrzenie, które mówi ,,pierdolisz jak potłuczony" i podszedł do półprzytomnego Stephana. W ogóle byłem w szoku, że był trzeźwy, przecież po każdej naszej ważnej porażce to on zwykle był pierwszy do napicia się.

      A my to tak niby jesteśmy razem, ale kurwa nie do końca. W sumie mamy pięćdziesiąt procent szans na wspólne życia: ja chcę, a on nie.
To miało być zabawne.

      Zabawny to był Matti, kiedy chciał wytrzeć naszemu zwrotnikowi buzię, a on zaczynał teatr od początku. Po piątym razie się poddał. Ja już dawno się ogarnąłem i tylko czekałem aż skończy, żeby udać wielce cierpiącego, bo wtedy mną też się zajmie.
- To skoro Grazi już skończył, może przeniesiesz się nad toaletę? - zaproponował Stephanowi, a ja dostałem ataku serca.

Czy on powiedział o mnie "Grazi"? Tak jak za starych, dobrych czasów naszego związku?

     Matti pomógł napastnikowi zmienić miejscówkę i już dotykał klamki, żeby wyjść, kiedy ta nagle się otworzyła i De Sciglio dostał prosto w nos. Ricky wydukał tylko krótkie przeprosiny i zastąpił El Sharaawaya nad umywalką.
- Ała kurwa - powiedział Mattia i złapał się za nos. - Do chuja, co za debil. Ja pierdolę, jak boli.

      Z malutkim trudem wstałem i chwiejnie podszedłem do mojego byłego. Delikatnie odsunąłem jego rękę i spojrzałem na jego nosek. Chyba nic się nie stało. Był trochę ubity i leciało trochę krwi, ale nie złamał go.

- Do wesela się zagoi - powiedziałem wciąż patrząc na De Scigliowy nos.
Nie chciałem od razu gapić mu się w oczy, żeby nie pomyślał, że mi zależy albo że za nim tęsknię, czy coś.

     Wziąłem trochę papieru i podłożyłem mu pod nos. Drugą ręką chwyciłem tył jego głowy i pochyliłem ją do przodu. Staliśmy nad prysznicem, bo umywalkę  k t o ś  zajął.

- Głowa chyba powinna być do tyłu - zaczął De Sciglio, ale uciszyłem.

- Nie wiem jak powinno być, ale ja zawsze daję do przodu i mi przechodzi - odpowiedziałem.

- Może masz rację. - Bitch, please. Jasne, że mam.

- Widzisz? Nawet pijany umiem trzeźwo myśleć.

Mattia prychnął.
- Nie musiałeś się upijać, to nie miałbym popsutego nosa.

Wciągnąłem powietrze, będąc w głębokim szoku. Krew z nosa De Sciglio przestała lecieć i w końcu mogłem popatrzyć w jego twarz i oczy, i na usta, i na tę ledwo widoczną brodę, którą próbuje zapuścić.
- Przepraszam? To ty sam tu przylazłeś. Ja cię nie prosiłem. A poza tym to i tak ciągle siedziałeś przy Stephanie.

Matti przewrócił oczami. Jak ja nienawidziłem, kiedy tak robił.
- Może nie wiedziałem, że Stephan tu będzie?

- A co to ma do rzeczy? - zapytałem.

- A może wiele ma? - odzapytał mnie Matti.

- A to niby dlaczego? - znów zadałem mu pytanie.

- A może ci nie powiem? - po raz kolejny, głupek, odpowiedział mi pytaniem na pytanie.

- A przestaniesz w końcu odpowiadać pytaniami? - zirytowałem się.

- A jak nie, to co? - uśmiechnął się chytrze.

Zastanowiłem się chwilę. Musiałem powiedzieć coś takiego, co  s u b t e l n i e  da mu do zrozumienia, że wciąż mi na nim zależy.
- A jak nie, to może cię przy wszystkich pocałuję?
Bardzo subtelnie, brawo Renata.

Mattia zaczerwienił się. Ha! Tu cię mam.
- No to dawaj - powiedział delikatnie.

Nie mogłem w to uwierzyć. Ten mój idiota też chyba za mną tęsknił. Nachyliłem się i złożyłem na jego ustach najbardziej czuły pocałunek w całej karierze składacza pocałunków na ustach De Sciglio.
Chuj tam, że przed chwilą rzygałem. Jemu to nie przeszkadzało.

Oparłem swoje czoło na jego i cały czas patrzyłem mu w oczy.
- Grazi... - zaczął, ale położyłem palec na jego wargach.

- Jutro.

- Okay.

Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Okay - dopowiedziałem, żeby było romantycznie jak w filmie.

- NAWET NIE PRÓBUJ.

Zaśmiałem się. Wiem, że nienawidzi ckliwych melodramatów.
- Dobrze. - Cmoknąłem go w policzek.

Gdyby nie muzyka, głośne krzyki i śmiech mieszany z płaczem, stalibyśmy w całkowitej ciszy. Cieszyliśmy się sobą.

A potem Stephan wstał i zaczął rzygać.

______________________________________

Sorry, ale pokochałam ich.

jump me up | homo one shots (sport)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz