Rozdział 1

23 2 1
                                    


Serce mnie ściskało, gdy pomyślałam, że muszę zacząć to wszystko od początku. Nie chciałam. Musiałam. Patrzyłam na nich jak przerażona mała rybka, a oni to piranie. Wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam za klamkę auta. Drzwi otworzyły się, a ja wydmuchnęłam z siebie powietrze, nabierając od razu nowy wdech, lecz pełnego smogu i spalin powietrza. Centrum miasta robi swoje. Zabezpieczyłam samochód przed kradzieżą i znowu spojrzałam w oczy gwarnemu tłumowi przed budynkiem. Było głośno. Każdy rozmawiał oprócz mnie. Nie chciałam rozmawiać. Zaciskając w rekach klucze, udając pewną osobę, zaczęłam kierować się do środka. Tam też nie było cicho. Dużo osób, straszny gwar. Mimo dużej przestrzeni korytarza tłum był tak liczny, że niemal nie dało się przecisnąć między osobami. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc stałam tak i modliłam się, by nikt się do mnie nie odezwał. Chwilę później zabrzmiał dzwonek. Tłum ruszył do pomieszczeń, dzieląc się na swoje klasy, aż w końcu zostałam sama na korytarzu. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, pospiesznie wyciągnęłam z torby kartkę z planem lekcji. Klasa 2A angielski w sali 114/ 117. Co mógł znaczyć ten ukośnik? Nie wiedziałam. Postanowiłam strzelać i pierwsza sala, do której poszłam była 114. Stojąc przed drzwiami, szybko poprawiłam swoje włosy i znów wzięłam głęboki oddech. Chwyciłam za klamkę i delikatnie popchnęłam drzwi. Usłyszałam, jak kobiecy głos urywa się w pół słowa. Stanęłam przed całą klasą i nauczycielka w bezruchu. Każdy patrzył na mnie.
- O co chodzi? - wyrwała mnie nauczycielka z paraliżu.
- Ja... ja nie wiem, czy to tu mam lekcje.- Powiedziałam szybko.
- To ja mam wiedzieć? - Uśmiechnęła się szyderczo nauczycielka, a klasa zaśmiała się. Oblał mnie gorący pot.
- Bo ja jestem tu nowa...na planie są dwie sale... nie wiedziałam...- próbowałam się wybronić, w czym mi przerwała, wyciągając mi z reki plan lekcji.
- Masz rozszerzony angielski? - zapytała.
- Tak i podstawowy niemiecki.-
- Masz lekcje w sali 117. To jest twoja klasa, ale oni są na rozszerzeniu niemieckiego i podstawie angielskiego.- Oddała mi kartkę.
- W takim razie dziękuję za pomoc i przepraszam za przerwanie lekcji. Do widzenia.- Zamykając drzwi, usłyszałam tylko odzew ponurego do widzenia. Kilka kroków dalej mieściła się sala 117, w której miałam mieć lekcje. Przed drzwiami znów wykonałam ten sam rytuał, po czym weszłam do klasy. Przy biurku siedziała kobieta po 30. Nie wyglądała staro. Była wysoka, ubrana w długą spódnicę niemal do kostek i bluzkę z długim rękawem. Wszystko było bardzo kolorowe i ozdobne. Włosy miała w kolorze farbowanego blondu, a twarz jej była bardzo promienna i uśmiechnięta.
- To ty jesteś Kathia? - Zapytała radośnie na mój widok. Bardzo nie lubiłam swojego imienia. Jest dziwne i nietutejsze. Moja mama w 1/4 jest Amerykanką. Kocha Amerykę, mieszka tam i pracuje. Przez jakiś czas nawet mieszkałam tam z nią, ale chciałam wrócić do Polski. Stąd też ta perfekcyjna znajomość języka angielskiego. Jestem stuprocentową Polką z głupim imieniem. Nie wiem, kim jest mój tata. Moja szalona matka na pewno też tego nie wie.
- Wolę Kasia. - Uśmiechnęłam się.
- Jasne nie ma problemu. Jestem Pani Derlak i jestem wychowawcą waszej klasy. Uczę was też języka angielskiego na rozszerzeniu. Bardzo jest mi miło gościć cię w naszej klasie. - Uścisnęła mi rękę. Była bardzo miła. Uśmiechała się tak szeroko, że nie wiedziałam, czy mam się czuć zadowolona z tego powodu, czy bardziej niezręcznie. Przynajmniej nie była wredna jak tamta. - Usiądź, proszę obok Weroniki, tam przy oknie.- Wskazała palcem na blondynkę, która siedziała samotnie w ławce. Zrobiłam tak, jak kazała. Przysiadłam się do uśmiechniętej dziewczyny o czystej cerze i niebieskich oczach. Nauczycielka zapytała mnie jeszcze tylko czy mam wszystkie podręczniki. Miałam je, więc zaczęła lekcje. Gdy zapisywałam temat, Weronika szepnęła do mnie:
- Ładne imię. - Odwróciłam się w jej stronę, była uśmiechnięta,
- Kasia? Tak wiem, ładne. Dziękuję. - Powiedziałam szybko, wprawiając ją trochę w zakłopotanie. Spojrzała na moją lewą rękę, która feralnie leżała od jej strony. Jak zwykle miałam długi rękaw, a dłoń ukryta była w czarnej rękawice bez palców podobnej do tych, które moją kolaże.
-Coś stało ci się w rękę? - Zapytała.
- Tak, złamałam palec.- Skłamałam.

Lekcje zleciały szybko i cicho. Nikt ze mną nie rozmawiał, ale widziałam to, że rozmawiają o mnie. Nie dziwię się. Wlazłam w ich życie klasowe niemal w środku drugiego semestru nie wiadomo skąd. Szczerze to nie miałam ochoty na rozmowy. Chciałam wrócić do domu i położyć się spać. Ostatni dzwonek był dla mnie jak zbawienie, nie tylko dlatego, że byłam zmęczona, głodna i miałam dość dnia. Mój nałóg robił swoje. Wyszłam ze szkoły i podchodząc do mojego samochodu odpaliłam małego rakotwórce. Od kilku dni bateria w pilocie do auta była rozładowana, więc musiałam radzić sobie zwykłym kluczem. Gdy walczyłam z zamkiem z petem w duzi usłyszałam za plecami glos. Wystraszyłam się tak mocno, że aż podskoczyłam.
- Taka małomówna, bo z petami w buzi chodzi.- Odwróciłam się. Dziewczyna o białych, fikuśnie związanych włosach i białej twarzy uśmiechała się tak promiennie, że niemal dorównywała słońcu, które wtedy mnie oślepiało.
- Masz może ogień? - Zapytała, a wtedy dojrzałam, że w ręku trzyma niezapalony papieros. Pospiesznie wyciągnęłam z kieszeni kurtki metalową zapalniczkę i podałam jej.
- O jaka ładna. Dziękuję.- Włożyła do ust papierosa i odpaliła, uśmiechając się dalej. Zaciągnęła się po raz pierwszy i wypuściła dym.
- No powiedz coś. - Zaśmiała się, tykając mnie w lewe ramię palcem. Z mojej strony na początek chwila ciszy.
- Palenie powoduje raka. - Zaciągnęłam się, a ona wybuchła śmiechem. Wypuszczając dym, sama również delikatnie uniosłam kąciki ust.
- Jestem Teresa. - Podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam, mówiąc swoje spolszczone imię.
- To twój wóz? - Wskazała na moje BMW.
- Tak. -
- Jakim cudem? Jesteś starsza? Czy jeździsz bez prawo jazd? -
- Mam prawo jazdy. -
- Ale jakim cudem laska- Zaśmiała się. - To chyba nie jest tajemnicą.- Uśmiechnęła się.
- Zrobiłam prawo jazdy, gdy mieszkałam w stanach. - Powiedziałam powoli, nie będąc pewną czy chce to mówić.
- Jesteś ze stanów? - Zapytała podekscytowana.
- Nie. - Wybuchnęłam śmiechem tak jak ona.
- Ehhh Jesteś trudna do rozgryzienia.- Uniosła brwi. - Gdzie mieszkasz? -
- Niedaleko.- Uśmiechnęłam się.
- Jakiej innej odpowiedzi mogłam się spodziewać? - Szepnęła sama do siebie z uśmiechem. Nie wiem, co w niej było. Czy to jej uśmiech sprawiał, że chciało mi się z nią rozmawiać i przebywać z nią? Czy to po prostu chęć zwykłej ludzkiej potrzeby posiadania kogoś bliskiego? Teresa była wyjątkowa. Inna. Od razu zauważyłam to, że jest inna.
- Może chciałabyś wyskoczyć ze mną i z innymi osobami z naszej klasy do pizzerii tu niedaleko. Pewnie pod twoim domem jak niedaleko. - Zaśmiała się. Równo rzuciłyśmy pety na ziemię.
- Wiesz co? - Zastanawiałam się chwilę. - Nie mam dzisiaj ochoty na spotkania towarzystwie. Jestem zmęczona. - Skłamałam odrobinę. Jej mina trochę posmutniała.
- No ok. Może innym razem. Miłego odpoczywania. - Podniosła rękę w górę do przybicia piątki. Na początku nie rozumiałam, o co chodzi, ale gdy już się ogarnęłam, z lekkim uśmiechem przybiłam piątkę.
- Dzięki. - Odpowiedziałam, a ona odchodząc tyłem, uśmiechała się i puściła mi oczko. Gdy odkluczyłam auto i weszłam do środka, ona stała już z grupką znajomych. Ciekawiło mnie, co mówi na mój temat. Była miła, ale czy to by była podpucha zasłona dymna, a tak naprawdę jest zimną bezduszną suką? Nie, nie było tak. Miałam nadzieję, że tak nie było. Terenia była inna.
Po drodze do domu byłam jeszcze na stacji benzynowej i w sklepie. Kupiłam baterie do pilota, coś na obiad i na śniadanie do szkoły. Gdy gotowałam sobie obiad, zadzwoniła mama. Bardzo chciała wiedzieć, jak mi idzie w nowej szkole. Co mogłam jej powiedzieć? Wszystko dobrze.
///////////

Dalej może będzie ciekawiej.

Ten Sam Smak Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz