Rozdział 2

14 1 0
                                    


Po drodze do szkoły wstąpiłam do kiosku gdzie wydałam 13 złoty z groszami. Dziwnym trafem nikt nigdy nie pytał mnie o dowód osobisty. Zazwyczaj, gdy widzieli, że podjeżdżam samochodem, doklejali mi pełnoletność, a mi to nie przeszkadzało. Przed szkołą zaparkowałam na tym samym miejscu co wczoraj. Wchodząc do szkoły, złapała mnie za rękę moja wychowawczyni.
- Kasiu, ty masz prawo jazdy?- Zapytała zdziwiona.
- Tak mam.- Uśmiechnęłam się.
- Takie to czasy przyszły, że uczniowie jeżdżą lepszymi samochodami niż nauczyciele.- Zaśmiała się głośno, a że jako pierwszą lekcję miałam godzinę wychowawczą pani Derlak odprowadziła mnie pod same drzwi klasy. Gdy zabrzmiał dzwonek, a ja poczekałam aż każdy zajmie miejsce i dopiero potem usiadłam na jednym z wolnych krzeseł, sama w pierwszej ławce.
- Wczoraj nie było czasu, by przedstawić wam nową koleżankę, poza tym była tylko połowa klasy.- Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja usiłowałam zniknąć.- Kasiuuuu...- Przeciągnęła. - Powiedz coś o sobie. - Sztucznie uśmiechnęłam się i wstałam.
- Mam na imię Kathia, ale wolę jak mówi się na mnie Kasia....yyyyy... mam 17 lat...hmmm... Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć.- Chciałam usiąść, ale pani nie pozwoliła mi, zadając pytanie.
- Gdzie mieszkałaś wcześniej? -
- W stanach... przez jakiś czas.- Klasa zaczęła szeptać.
- Gdzie uczyłaś się wcześniej? - Kolejne pytanie.
- Też w liceum w Detroit.- Było mi głupio mówić o tym głośno. Bałam się, że będę uważana za jakąś diwę z wielkiego miasta. Nie chciałam tego.
- Podoba ci się w naszej szkole?-
- Jest super.- Powiedziałam, pokazując dwa kciuki w górę.
- W nagrodę za to, że tak ładnie odpowiadałaś to mam dla ciebie kluczyk do twojej szafki.- Uśmiechnęłam się i podała mi go.
Pierwsze co zrobiłam po tej lekcji, to ruszyłam na poszukiwania mojej szafki. Chciałam odłożyć do niej moją kurtkę. W myślach powtórzyłam „451,451”, a oczami śledziłam zmieniające się na małych blaszkach numerki. 449, 450, 451! W końcu. Odkluczyłam niebieskie pudło i wrzuciłam do środka bluzę.
- Hejka! - Usłyszałam za sobą głośny i radosny okrzyk. Odwróciłam się.
- Cześć. - Odpowiedziałam Teresie, która tak jak wczoraj była radosna, uśmiechnięta i promienna.
- Wypoczęłaś?- Zapytała, gdy zamykałam szafkę.
- Tak. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Ćwiczysz na wf'ie? - Zapytała, pokazując na swój worek, w którym zapewne miała strój.
- Nie, nie ćwiczę.- Westchnęłam, ponieważ wiedziałam, że posypią się pytania.
- Przez rękę? - Pokazała palcem na moją za zbrojoną rękę.
- Tak. Jakiś czas temu złamałam palec.- Znów skłamałam. Zaprowadziła mnie na salę gimnastyczną, gdzie miały odbyć się zajęcia. Usiadłam na ławce i przez całą godzinę oglądałam jak dziewczyny na zmianę z chłopakami, grają w kosza. Terenia bardzo dobrze grała. Na boisku była niemal wszędzie i za każdym razem celnie rzucała piłką. Sprawiało jej to wielką radość.
Następna była fizyka, której nienawidziłam. Ponura usiadłam w ławce i wyciągnęłam zeszyt, książkę.
- Można? - Podniosłam wzrok. Teresa wskazywała na wolne miejsce obok mnie.
Kiwnęłam głową na tak, a ona z uśmiechem usiadła obok mnie.
- Idziesz ze mną na papierosa na tej przerwie? - Tyknęła mnie w prawe ramię.
- Okey. - Uśmiechnęłam się i popatrzyłam przez chwilę w jej błękitne oczy, które były tak błękitne, że swoim błękitem mogłyby być piękniejsze niż wody z najczystszych źródeł górskich.
- Hallo? - Zaśmiała się, wyrywając mnie z zamyślenia.
- hmmm?- Mruknęłam pytająco, poprawiając chaotycznie włosy.
- Pytałam, jak sobie radzisz z fizyki.- Zapytała, cały czas się uśmiechając.
- Średnio bardzo, a ty?-
- Nieźle.- Powiedziała i wyciągnęła z piórnika długopis.
- Pani Wolska od fizyki...- Zaczęła.- Jest totalnie nieogarnięta. Każdy na jej lekcji robi, co chce. Mogłabym zapalić papierosa nawet u niej w klasie, ale nie chce robić kłopotów siostrze. - Powiedziała, po czum zapisała coś w zeszycie.
- Siostrze? - Zaciekawiło mnie to.
- Tak. Mieszkam z siostrą. Moi rodzice nie żyją.- Mówiąc to, po raz pierwszy odkąd ją widziałam, nie była uśmiechnięta. To było straszne. Serce ścisnęło mi się. Nie wiedziałam, czy na miejscu jest pytać o coś więcej.- Umarli trzy lata temu w wypadku samochodowym.- Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Przykro mi. - Wydukałam klasycznie.
- Martyna ma 29 lat, męża i jest w ciąży.- Uśmiechnęła się ponownie, co sprawiło, że wyglądała tak jak dawniej, lepiej.
- To super. Będziesz ciocią. Chłopiec czy dziewczynka? - Zapytałam, próbując rozładować atmosferę.
- Jeszcze nie wiemy. Dopiero 5 tydzień.- Widać było, że bardzo się cieszy z tego. - Może ty coś powiesz o sobie, pani tajemnicza.- Zaśmiała się, gdy długo nic nie odpowiadałam.
- Ale co ją mogę ci o sobie powiedzieć? Nie jestem ciekawą osobą. - Wzruszyłam ramionami.
- Zgrywasz niedostępna.- Poruszyła brwiami ponętnie. To tak bardzo mnie rozśmieszyło, że wybuchnęłam śmiechem na cały głos. Wszyscy poodwracali się w naszą stronę. Od razu poczułam, jak robię sir czerwona na policzkach. Było mi trochę głupio.
- W końcu trochę uśmiechu. - Powiedziała Teresa, unosząc delikatnie kąciki ust. - Więc sama z ciebie wyciągnę jakieś informacje Hmmm... Dlaczego tak naprawdę masz inne imię, niż mówisz? -
- Moja mama kocha Amerykę. Ma korzenie Amerykańskie. Mieszka w Detroit. Ja też tam mieszkałam kiedyś. Więc dała mi na imię Kathia. Uważam się za Polkę, więc wolę gdy, mówią na mnie Kasia.- Nie lubię w kółko powtarzać tej samej historii. Każdego ciekawi moje prawdziwe imię.
- Ciekawie. Bardzo ciekawie. Więc mama mieszka w USA. To ty z kim mieszkasz?- Łączyła fakty, wymachując długopisem.
- Sama. - Powiedziałam krótko.
- Sama? A tata? -
- Gdyby moja mama sama wiedziała, kto to jest. Mieszka tu siostra mojej mamy. Nie lubimy się i to ona w świetle prawa mną się tu opiekuje tymczasowo, ale nie widziałam jej od przeprowadzki ani razu.- Opowiedziałam.
- Lubisz truskawki?- Zapytała po chwili, grzebiąc w torbie.
- Uwielbiam. - Wyciągnęła z torby małe, plastikowe pudełko. Po odtworzeniu moim oczom ukazały się soczyste owoce. Całą lekcję jadłyśmy pyszne owoce. Na długiej przerwie razem poszłyśmy na papierosa za szkole, gdzie według Teresy nikt nigdy nie chodzi. Okazało się, że palimy te same. Niebieskie Chesterfieldy. Znałyśmy się tylko kilka godzin, a czułam, że to będzie coś więcej, że naprawdę jesteśmy blisko, że znaczy dla mnie dużo. Gdy przychodziłam tu do szkoły, usiłowałam nie przywiązywać się do ludzi i nie przyjaźnić się, a mimo to zrobiłam już to drugiego dnia. Nie chciałam znów ich krzywdzić.

Ten Sam Smak Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz