Rozdział 3

11 1 1
                                    

Usłyszałam dźwięk laptopa, co wskazywało na to, że ktoś dzwoni do mnie na Skype. Tylko z jedną osobą to robiła. Mama. Położyłam laptop na komodę przy oknie, tak by było dobre światło  i odebrałam połączenie. Na ekranie ukazała się pulchna twarz mojej mamy. Jej blond włosy były roztargane, a makijaż rozmazany.
- Hello.- Krzyknęła do mnie radośnie.
- Hello. Wstałaś przed chwilą? -
- Tak, nie szłam dzisiaj do pracy, więc pospałam trochę.- Ziewnęła.
- Jak tam w pracy?-
- Wszystko ok. Coś czuje, że ten przystojniak obsługujący drukarkę leci na mnie. - Poruszyła brwiami niczym Teresa kilka dni temu.
- Nie wątpię. - Zaśmiałam się.
- Jak w szkole? -
- Jest okey. - Wzruszyłam ramionami.
- Masz koleżanki, kolegów? -
- Tak, tak. Masę. - Skłamałam. Miałam tylko Teresę.
- Jak nauka?-
- Bułka z masłem.-
- Mam podgląd na oceny. Jestem dumna z ciebie. Masz same wzorowe oceny. Wyśle ci jakiś fajny prezent. - Moja mama od zawsze była rozrzutna. Lubiła otaczać się drogimi gadżetami.
- Nie trzeba.- Pokiwałam głową.
- Trzeba, trzeba. Musisz się trochę zabawić z nowymi znajomymi.- Cicho westchnęłam sama do siebie i ciekawiło mnie, co ma na myśli. Nie było sensu pytać. Mama zawsze trzymała sekrety i niespodzianki w tajemnicy.
- Wiesz, co się dowiedziałam od mojej starej znajomej? - Zapytała, podczas gdy wstawałam by zalać wrzątkiem torebkę z herbatą.
- Co?- Krzyknęłam, gdy wyszłam z kadru. Mama nic nie mówiła, dopóki znów nie pojawiłam się z kubkiem gorącej herbaty w reku w małym okienku na ekranie. Jej mina była nie wesoła, szara, smutna.
- Co się stało? - Zapytałam, jeszcze raz stojąc.
- Mama London wróciła do Polski. - Wydusiła z siebie, a te słowa jak lawa wlały się do mojego serca, parząc je i powodując ból. Parzyły też mnie dłonie od wrzątku wylewającego się z tłuczonego porcelanowego kubka, który upuściłam.
Tysiąc myśli na minutę. Tysiąc uderzeń serca na minutę. Tysiąc wspomnień na minutę.
- Jak to? - Powiedziałam niemal przez łzy.
- Pani Wilson powiedziała mi, że wczoraj spakowała się, wsiadła w samolot i wróciła do Polski, by uciec przed tym wszystkim jak ty.- Zapanowała cisza. Słyszałam tylko swój oddech i odbijające się o mój mózg myśli.
- Mamo muszę kończyć. Muszę posprzątać.- Kucnęłam i zaczęłam zbierać większe odłamki kubka.
- Wszystko dobrze kochanie? Kurde mogłam ci tego nie mówić. -
- Tak, wszystko dobrze. Muszę posprzątać. Zaraz przyjdą do mnie znajomi. Robimy mała posiadówe.- Skłamałam, by mama nie wypytywała mnie więcej o to, a tylko to mogłoby odwrócić jej uwagę od mojego kiepskiego nastroju.
- O super. Nie rozrabiaj myszko. Pa pa.- Pomachała ręką.
- Pa.- Powiedziałam i natychmiast rozłączyłam się. Usiałam na krześle i patrzyłam się w pustą ścianę. Po kilku minutach postanowiłam zapalić papierosa. Zrobiłam to z lecącymi delikatnie po policzkach łzami. Nie płakałam. One same leciały. Gdy spaliłam, wstałam i poszłam do łazienki. Wydmuchałam nos i wyciągnęłam z szafki fiolkę z lekami na sen. Wysypałam na rękę dwie, po czym jedną wrzuciłam z powrotem do środka. Wzięłam do ust i połknęłam ją. Poszłam do mojej sypialni. Bakłażanowe ściany wydawały mi się teraz takie przytłaczające. Zasłoniłam okno. Położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam, tak by nie myśleć i nie pamiętać choć przez chwilę.

Lekko otwarłam oczy. Coś brzęczało. Uniosłam się wpół nieprzytomna i przetarłam twarz ręką. Spojrzałam na mój stolik nocny. Telefon wibrując, przesuwał się po blacie. Dzwoniła Teresa. Chwyciłam szybko telefon i odebrałam.
- Hallo...- Powiedziałam zaspana. Odchrząknęłam i znów powtórzyłam. - Hallo.-
- Żyjesz? Spałaś? Jest 13:40.- Usłyszałam oburzony głos Tereni. Spojrzałam na zegarek. 13:42.
- O kurwa. - Powiedziałam, ziewając.- Źle się czuje. Spalam cały dzień.- Wymamrotałam.
- Martwiłam się. - Mruknęła na mnie. - Może przywieźć ci coś? Pomoc? Skoro źle się czujesz.- Mówiła swoim czułym głosem. Myśląc, chwilę o tym wstałam i się przeciągnęłam.
- Nie, nie trzeba. Poradzę sobie.- Wydusiłam z siebie mimo tego, że chciałabym by była tu. Ona zawsze potrafiła mnie pocieszyć i rozśmieszyć. Wyszłam z pokoju. Zauważyłam zbity, nie posprzątany, wczorajszy kubek. Zrobiło mi się tak strasznie źle. Nie chciałam być sama. Zawsze siebie radziłam z tym wszystkim sama, ale teraz czułam, że nie dam, że zwariuje. Chciałamby mnie pocieszyła.- Albo wiesz co? Możesz przyjechać? Wyśle ci adres. -
- Jasne. Nie ma sprawy. Zrobić ci zakupy po drodze? Coś ci potrzeba? -
- Możesz mi kupić truskawki? - Zapytałam, załamującym się głosem patrząc na kubek.
- Jasne. Będę jak najszybciej. Już skończyłam zajęcia. Pa pa.- Cmoknęłam do słuchawki.
- Pa.- Odcmoknęłam i rozłączyłam się. Napisałam jeszcze szybkiego sms'a z adresem mojego mieszkania. Teresa odpisała:
„To naprawdę niedaleko LOL. Będę za 25 minut.„
Uśmiechnęłam się do telefonu i odłożyłam go na łóżko. Wyciagnełam miotłe i posprzątałam kubek. Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Chwila w ciepłej wodzie była dla mnie ukojeniem. Poczulamn się lepiej fizycznie, mniej ciezka i ospała, ale psychicznie nadal coś we mnie siedziało, coś mnie raniło. Widok mojej reki nie pomagał w tym. Zawinelam na głowe ręcznik i ubrałam się w szlafrok. Wyszłam z łazienki by ubrać się w sypialni. Ku mojemu zaskoczeniu w salonie stała już Teresa. Podskoczylam w miejscu i szybko w panice schowałam dłoń do kieszeni szlafroka. Teresa jak zawsze uśmiechnięta stała trzymając w rękach pudełko z truskawkami prezentując je jak hostessa.
- Nie bylam pewna czy to to mieszkanie. Pukałam, ale nie otwierałaś bo się kąpałas więc weszlam. Drzwi były otwarte. Zobaczyłam twój telefon więc już wiedzialam że to twoje mieszkanie. Ono jest mega.- Mowiła cala podekscytowana. - Jak się czujesz? - Podeszła do mnie i chciała mnie przytulic, ale odskoczylam w bok. Gdyby moja reka była zabezpieczona przed wzrokiem ludzkim nie miałabym nic przeciwko.
- Lepiej yyyy...pójdę się najpierw ubrać.- Wskazalam na moja sypialnie i niemal tam wbiegłam zakluczajac się sekunde później. Energicznie ubralam bieliznę i czane leginsy. Jako górę założyłam biały T-shirt i oczywiście bluzę z kapturem. Ostatni element czyli mój "ochraniacz" mogła bym założyć już z zamknietymi oczami. Odkluczyłam pokój i powoli wyszlam z sypialni. Teresa szukała czegoś po ciemnofioletowych szafkach kuchennych. Nie odwracając się zauważyła mnie.
- Nie musisz się mnie wstydzić.- Powiedziała i dopiero wtedy się odwróciła.
- Wiem.- Bąknęłam cicho.
- W końcu! - Krzyknęła wyciągając pudelko z szafy. - Herbata! -
- Przecież była na wierzchu. - Podeszłam bliżej.
- Tak. Na wierzchu za mnóstwem innych pudełek? - Ironicznie podniosła brwi, a ją tylko uśmiechnęłam się. Truskawki leżały już w białej miseczce. Wzięłam jedną i w całości włożyła do buzi. Ręka Teresy zbliżyła się do mojego czoła.
- Nie masz goraczki.- Stwierdziła.
-Tak, ale głowa mnie boli.- Skłamałam.
- Masz jakieś tabletki? -
- Nie. Nie biorę żadnych.- Skłamałam.
- Medycyna ludowa?- Uśmiechnęła się.
- Może.- Odwzajemnilam uśmiech. Zalała herbatę, a mi przypomniał się wczorajszy, stłuczony kubek. Przez chwilę znów zaczęłam o tym myśleć, robiło mi się coraz bardziej smutno, zataczałam się od nowa w tym wszystkim....
- Jesteś głodna? W chorobie trzeba dużo jeść. - Wyrwała mnie z zamyslenia. Wystarczylo jej tylko jedno banalne zdanie, kilka słów, a zapominałam o problemach i zapominałam o wszystkim.
- Może trochę.- Podeszłam do lodowki i otworzyłam ją.
- Możemy zrobić warzywa z ryżem.- Zaproponowałam.
- Uwielbiam.- Powiedziała ponętnym głosem. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne skladniki i zaczęłyśmy gotować w miedzyczasie podjadajac truskawki.
- Twoja mama wynajmuje to mieszkanie czy kupiła?- Zapytała z pełną buzią truskawek.
- Kupiła je.- Odpowiedziałam krojąc paprykę.
- Nie jest ci smutno tak samej? -
- Czasami.- Wzruszyłam ramionami.
- Nie boisz się? -
- Czego? -
- Nie wiem. Złodzieja, zabójcy, gwałciciela?- Wybuchnełam śmiechem.
- To budynek niemal nie do przejścia przez podejrzaną osobę. Widziałaś panią Basie z portierni? -
- Tak, tak. Boże, bałam się, że zaraz będzie mnie prześwietlać jak na lotnisku czy nie mam bomby czy broni.- Zaczęła się śmiać zjadając kolejną truskawkę.
-Palisz na balkonie czy w mieszkaniu?- Zapytała wyciągając z kieszeni zapalniczke.
- W środku. Na parapecie w salonie masz popielniczke.- Wskazalam palcem, a ona od razu poszła w tamtym kierunku.
- Lubisz imprezy? - Zapytała, a mnie na chwilę zamroziło. Na chwilę wszystko wróciło. Czy ona już wszystko wie? Chce teraz mnie wyśmiać? Przyłapałam się na tym, że przestałam kroić.- Kheyt? - Zapytała zapewne z myślą, że nie usłyszałam. Kheyt? Nie lubię innych odmian mojego imienia niż Kasia, ale w jej ustach brzmiało to tak uroczo. Nie przeszkadzało mi to; co było dziwne, a nawet podobało mi się: co jeszcze dziwniejsze.
- Nie lubię.- Powiedziałam szybko i zaczęłam znowu kroić.
- Dlaczego? - Pytała dalej co wprawiało mnie w dalsze zakłopotanie. Nie chciałam by wiedziała.
- Po prostu. Nie umiem tańczyć, nie lubię alkoholu.- Mruknęłam.
- Okey. Chciałam cię zaprosić na imprezę do mojego kumpla. Kończ 18 lat. Znasz Pawła? - Odkaszlnęła.
- Wiem który to, ale z nim nie rozmawiałam nigdy. -
- Fajny koleś. Ma niedługo urodziny. Chcesz pójść ze mną? - Usłyszałam, że podchodzi bliżej mnie więc bardziej się spiełam.
- Nie wiem, nie wiem. - Nie chciałam jej sprawić przykrości, ale też tak bardzo nie chciałam tam iść. Odłożyłam nóż.
- Proszę. Będzie fajnie.- Chwyciła mnie za prawą rękę i zaczęła podskakiwac radośnie. Zaśmiałam się. Była taka urocza.
- Zastanowie się. - Rzuciłam szybko. Przestała skakać.
- Ja cię jeszcze przekonam.- Wskazała na mnie palcem mroząc oczy. Palec był na tyle blisko mojej twarzy, że postanowiłam go ugryźć. Teresa krzyknęła głośno. I uderzyła mnie w ramię uśmiechając się tak pięknie, jak potrafi każdego dnia.

Ten Sam Smak Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz