Rozdział 8 - Głupi sierściuch

9.2K 714 468
                                    

Przemieniona stała już na dachu jednej z kamienic, wychylając się zza emitora, obserwowała poczynania wroga. W pewnym momencie na swoim brzuchu poczuła zaplatające się dłonie, a na ramieniu czyjąś głowę. Zarumieniła się, bo doskonale wiedziała, do kogo te części ciała należą.

Głupi sierściuch.

— Witaj, Moja Pani. — wyszeptał jej do ucha, a jej nogi zrobiły się tak miękkie, jak rozgotowany makaron. Oczywiście nie dała po sobie tego poznać. Przecież nie musi wiedzieć, w jaki sposób na nią działa. Co to to nie. Mowy nie ma. — Kto tym razem? — zapytał, a po jej ciele przeszedł dziwny dreszcz.

Głupi sierściuch.

— To znów ta lisia wywłoka. — odpowiedziała dziewczyna, uważnie się przyglądając ruchom szatynki. — Em, Kocie, mógłbyś, no wiesz? — zapytała spokojnie, nie chcąc podnosić na niego głosu, by nie zwrócić na siebie uwagi Volpiny.

— A tak, jasne. — uśmiechnął się. — Ale i tak niedługo będziesz mnie błagać, żebym cię z moich silnych ramion nie wpuszczał. — dla podkreślenia tych słów zaczął napinać swoje bicepsy.

— Skup się. — naprawdę kończyła się jej cierpliwość, którą miała do tego niesfornego kociaka.

Oboje wychylili się zza emitora i zobaczyli, jak Lisica spuszcza dwa klony Chloé, przewiązane w pasie dość grubą liną, ze stalowej konstrukcji wieży Eiffla. Dwie identyczne blondynki dyndały sobie swobodnie, a antybohaterka zaśmiała się złowieszczo.

— Myślisz, że jedna z nich jest prawdziwa, a druga to iluzja. — szepnął jej na ucho, a jego oddech poruszył kosmyk włosów, który wydostał się z gumki.

— Nie wiem. — przyznała. — Chyba najwyższy czas to sprawdzić. — odwróciła się do niego i uśmiechnęła pod nosem.

— W takim razie do dzieła, Moja Pani. — obdarzył ją niesamowitym uśmiechem, a jej nogi znów zamieniły się w miękkie kluchy.

Głupi sierściuch.

Wyskoczyli ze swojej kryjówki i pobiegli w stronę przeciwnika. Po kilku sekundach biegu i wspinaczki znaleźli się obok przemienionej Lili.

Trochę ich rozbawiło to, że tym razem opętana obrała sobie za cel Chloé, choć po tym, co blondynka zrobiła ostatnio na stołówce, wcale się zdziwili. Już jedna była nie do zniesienia, a co dopiero dwie, które teraz wierzgały i darły się na cały Paryż.

To będzie ciężkie starcie. Przeszło przez myśl dwójce bohaterów.

I rzeczywiście takie było. Volpina długo nie dawała za wygraną, przecież musiała dać im popalić.

W pewnym momencie przecięła liny, na których wisiały blondynki.

— Nareszcie ten wytapetowany pustak zapłaci mi za wszystko. — zarechotała złowieszczo.

Czarny Kot pomyślał, że bez Chloé w Paryżu będzie spokojniej, bo to przecież ona jest odpowiedzialna za jakieś osiemdziesiąt procent ataków w mieście, ale niestety trzeba ją uratować. Takie życie bohatera.

Niechętnie, bo niechętnie ruszył na pomoc damie w opresji. Zauważył, że jego partnerka rozwaliła już klon blondynki, czyli teraz trzeba ratować tę prawdziwą.

Złapali ją, kiedy prawie rozwaliła się na brukowanej ulicy i szybko schowali do jakiegoś kontenera. Stanęli pod Wieżą, rozglądając się dookoła za Volpiną, która gdzieś zniknęła. Każde z nich poszło w swoją stronę, uważnie wypatrując jej rudej kity.

W mgnieniu oka wszystko wkoło pokryła mgła, była tak gęsta, że dosłownie nie było widać czubka własnego nosa. Chłopak chodził z rękami wyciągniętymi do przodu i w taki sposób próbował znaleźć swoją towarzyszkę broni.

Miał wrażenie, że kręci się w kółko. Chodził, wołał, ale niestety nie uzyskał odpowiedzi. Wysunął swój koci kij i z wysokości kilku metrów obserwował okolicę. Niestety i to nie przyniosło rezultatów. Zrezygnowany opuścił się na ziemię i znów zaczął jej szukać po omacku.

Biedronka w tym czasie robiła to samo, chodziła i wołała, ale nic jej to nie dało. Co więcej, zauważyła, że ta dziwna mgła znacząco tłumi głos.

Sama nie wie, ile tak błądziła, ale w pewnym momencie poczuła na swoich ramionach dwie ręce. Z czasem zaczęły zjeżdżać w dół jej ciała, a potem znów w górę.

Głupi sierścuch, przeklęła go w myślach, kiedy poczuła jego ręce na swoich piersiach. Nie musiała widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że gości na niej głupkowaty uśmiech.

Czarny Kot przyciągnął ją do swojego ciała i znów wysunął swoją broń w górę.

— Nareszcie cię znalazłem, Księżniczko. — wyszczerzył się.

— Ta, ta. — mruknęła — A teraz bądź tak uczynny i znajdź Volpinę.

Skierował ich na dach pobliskiej kamienicy i odstawił ją na płaską powierzchnię pokrycia.

Kiedy już wreszcie odnaleźli to rude utrapienie, walka nie trwała zbyt długo, pokonali ją za pomocą woreczka z drobnymi kamieniami, które Biedronka otrzymała po użyciu Szczęśliwego Trafu.

— Ugh! — odmieniona już Lila tupnęła nogą. — To znowu wy? Przestańcie się wreszcie wtrącać w nieswoje sprawy.

Odeszła wściekła, rzucając biodrami na lewo i prawo.

— Do zobaczenia na patrolu, Czarny Kocie. — dziewczyna mrugnęła do niego i już jej nie było.

Adrien stał przez chwilę oniemiały.

Mrugnęła do mnie.

Wpadł do pokoju, a w momencie, kiedy jego stopy dotknęły podłogi, dokonała się przemiana zwrotna.

Wyciągnął z szuflady pomiętą już trochę kartkę z imionami swoich koleżanek i z czystym sumieniem wykreślił z niej Lilę. Był coraz bliżej.

Przez resztę dnia nie mógł się na niczym skupić, zamiast wzorów chemicznych, w zeszycie rysował jakieś bazgroły, niemające konkretnego kształtu. Przetargał palcami włosy i wtedy przypomniał sobie, że Biedronka nie lubi tego przedmiotu.

Czas na wieczorny patrol przyszedł bardzo szybko. Będąc już na szczycie wieży Eiffla, oparł się o barierkę zabezpieczającą.

— Nie potrafisz się skradać, moja droga. — przyciągnął jej ciało do swojego, a na jego twarzy zakwitł flirciarski uśmiech.

— Kocie, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. — odsunęła się od niego. — Teraz podnieś ręce, chcę zdjąć z ciebie miarę.

— Jaką miarę? — zapytał, całkowicie zdezorientowany.

— Przecież i tak nie masz szans na odgadnięcie mojej prawdziwej tożsamości, więc potrzebuję twoich wymiarów do uszycia ci stroju baletnicy. — uśmiechnęła się.

— Jesteś aż tak tego pewna? — pochylił się nad nią tak, że ich usta prawie się stykały.

— Jestem pewna, że przegrasz, Kotku. — wyszeptała, patrząc głęboko w te niesamowicie zielone oczy, w których zakochiwała się każdego dnia coraz bardziej.

— Tak się składa, że jestem już całkiem blisko. — uśmiechnął się zadziornie.

👹👹👹

Poprawione.

💜💜💜

Who Are You, Purrincess? ||Miraculous||✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz