Rozdział 7

7K 563 191
                                    

Thomas

Kończę przemywać twarz i usta. Mimo dwukrotnego przepłukania ust miętowym płynem, nadal czuję ohydny smak wymiocin. Moje lustrzane odbicie wolno wiruje, przez co twarz przypomina karykaturę. Odwracam wzrok. Dużo bardziej wolę wirujące kafelki, niż zmutowanego niedołęgę.

Nick postanawia, że przeniesiemy się do salonu. Kręci mi się w głowie i cały drżę, więc pomaga mi przejść ten krótki odcinek. Czuję się jak oferma, kiedy muszę podtrzymywać się jego ramienia, aby nie upaść. Jestem żałosny.
Sadza mnie w rogu miękkiej kanapy i przykrywa kocem. Materiał jest ciepły i od razu się nim otulam.
Nick spogląda na mnie smutno. Bursztynowe plamki straciły swój blask i bardziej przypominają skazę na tle głębokiego brązu, niż coś zaczarowanego. To moja wina. „Zawaliłeś sprawę na całej linii. Teraz nie tylko twoje odbicie, ale i oczy Nicka mutują!" oskarżam się w myślach.

Chłopak otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale rezygnuje. Wzdycha cicho odwracając wzrok, po czym bez słowa udaje się do kuchni.

Przełykam ślinę i krzywię się na nieprzyjemny ból w gardle. Wszystko się chrzani. Nic nie jest tak, jak być powinno. Powinno być normalnie, przeciętnie z chociaż z odrobiną szczęścia.

Podciągam kolana pod brodę oraz okrywam się szczelniej ciepłym, puchatym materiałem. Czuję, jak opadają ze mnie ostatki sił. Jakbym był balonem i ktoś przebił mnie ostrą igłą – uszło ze mnie całe powietrze, a wraz z nim energia na cokolwiek. Jestem wyczerpany psychicznie i fizycznie. Powieki mi ciążą, ale rozbiegane, chaotyczne myśli nie dają mi chwili wytchnienia. Chcę odpocząć, ale nie dana jest mi chwila relaksu. Nie mam chwili spokoju nawet wtedy, gdy jestem sam w swoim pokoju. Przez cały czas w mojej głowie odgrywa się piekło i mam wrażenie, że szumi mi w uszach. Porównanie tego do szelestu liści byłoby niedomówieniem. To tak, jakbym znalazł się w samym środku tornada. Kręci mi się w głowie, co nasila uczucie bycia porwanym przez wiatr. Chcę się mu wyrwać, ale nie potrafię, nie wiem jak. Jestem bezradny, zbyt słaby, aby poradzić sobie z wichrem problemów jakie mnie nękają. Wymknęły mi się spod kontroli, obróciły mnie sobie wokół palca i teraz tańczę jak mi zagrają. Jestem marionetką bez uczuć, mogą ze mną zrobić wszystko, a ja nie pisnę ani słowa, ponieważ za bardzo się boję.

Przez tornado w mojej głowie, przedziera się tupot małych stóp. Zaraz po nich rozlega się nierówne, wolne stąpanie, które kończy się cichym trzaśnięciem drzwi.

Nie wiem, dlaczego, ale nagle szał w mojej głowie się uspokaja. Jakby ktoś nacisnął guzik i wszystko dookoła mnie ucichło. Szum w uszach i atakujące moją głowę potworne myśli były nie do wytrzymania. Prawie czułem ich ciężar na barkach. Jednak ta pustka jest dużo, dużo gorsza. Po plecach przechodzą mi ciarki. Natłok myśli był czymś, co znałem i z czym jako tako sobie radziłem. Głucha cisza jest mi kompletnie nie znana. Tym bardziej, że pojawiła się znienacka.

Ale w końcu mogę odetchnąć. A jednak nie potrafię wziąć głębokiego, uspakajającego wdechu. Moje płuca są jakby zablokowane. Nie duszę się i nie oddycham swobodnie. Okropieństwo. Wolę by ten szał powrócił. W pustce nawet nie potrafię myśleć.

Jedynym, co przedziera się przez nieznośną ciszę, jest tykanie zegara, wiszącego na ścianie przy lodówce.

Tik tak. Tik tak.

Opieram czoło o kolana.

Jestem szkaradą, chodzącą porażką, nieszczęściem, zniszczeniem.

Zniknąć.

Tik tak. Tik tak.

Chcę zniknąć. Muszę zniknąć już niedługo. Obiecuję. Sam czuję, że już dalej nie pociągnę. Życie stało się zbyt ciężkie, za dużo trudu muszę włożyć, aby wziąć oddech.

Nie pozwolę Ci zniknąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz