VII

277 47 17
                                    

"Jedną z najgorszych rzeczy w życiu jest żałowanie. Coś się wydarza, ty robisz nie to, co trzeba, a potem latami żałujesz, że nie zrobiłeś czegoś całkiem innego." (L.S. SNZ II)

Tak to już jest z ludzką naturą. Nie zawsze robimy to, na co naprawdę mamy ochotę poprzez różne czynniki wpływające na nasze życie, przez konteksty, fakty, uwarunkowania czy sytuacje, w których się znajdujemy.

Na przykład pewna sytuacja mająca miejsce kilka miesięcy wstecz. Polowanie, które nie miało być takie niebezpieczne okazało się być nieprzyjemnym spotkaniem z Księciem Piekła. Polowanie, na którym nikt nie miał ucierpieć, a już zdążyli stracić jednego z nich. A drugi, Cas... leżał tam. A żaden z nich nie wiedział co zrobić, by mu pomóc. Nawet Crowley! Oh, jaki Dean miał do niego żal, gdy ten zwyczajnie zniknął! Podszedł bliżej do Castiela, ale nie za bardzo. Nie miał odwagi. Mary siedziała tuż przy aniele, trzymając delikatnie jego ramię.

- Cas, jak bardzo źle jest? - zapytał. Anioł co chwilę pojękiwał i syczał z bólu, starszy łowca nie potrafił znieść tego, że cierpiał, zdążył się już za to obwinić. Jego skóra w dziwny sposób pękała, krwawił bardzo mocno z brzucha, uciskanie nic nie dawało, poza tym, pęknięcia się rozrastały.

- Crowley ma rację... Powinniście uciekać...

- Cas, przestań... -poprosił, jego głos nieprzyjemnie zadrżał, miał nadzieję, że nikt tego nie zauważył, powinien brzmieć dzielnie, by jego przyjaciel się nie poddał.

- Nie. Posłuchaj mnie! Ty... - Dean zauważył, iż w oczach anioła zaczynają zbierać się łzy. Cholera, tylko nie to - Dziękuje Ci. Dziękuje. Z-znanie Ciebie... To była najlepsza część mojego życia... I rzeczy, które... Wspólnie dzieliliśmy... One mnie zmieniły. Jesteś... moją rodziną. Kocham Cię...

Wszyscy patrzyli na Castiela, nikt nie zamierzał mu przerywać, w szczególności, że zwracał się tylko i wyłącznie do Deana. Poza tym... Chyba tylko Dean nie spodziewał się tego, co padło z ust umierającego. Z całych sił powstrzymywał łzy, ledwo co był w stanie patrzeć na łowcę. Wiedział, że jeśli nie powie tego teraz, nie będzie innych okazji.

- Kocham Was wszystkich... Ale proszę... PROSZĘ, nie każcie mi spędzać ostatnich chwil mojego życia na oglądaniu tego, jak umieracie... Po prostu uciekajcie! Ratujcie siebie! - każde podniesienie głosu bolało go. Starał się brzmieć odważnie, chciał być odważny, pragnął pokazać, iż wcale nie boi się śmierci, nawet jeśli było inaczej - A ja zatrzymam Ramiela tak długo jak zdołam.

Dean nie mógł odwrócić wzroku od niego, choćby nie wiadomo jak bardzo pragnąłby tego w tamtej chwili. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby ten cholerny, głupi anioł nie postanowił wyznać mu pieprzonej miłości kiedy umierał. Nie był fanem takich ckliwym momencików, wręcz przeciwnie, uważał je za kurewsko sztuczne i naciągane. Ale to był Cas! On nie miał w sobie ani krztyny wyczucia, mówił to, co w danej chwili uważał za odpowiednie, ale żeby to tak robić przy całej jego rodzinie? Łowca już nie wiedział, czy bardziej jest wściekły na to, że przyjaciel umierał czy na to, że musiał to powiedzieć akurat teraz.

Ogarnęło go nieprzyjemne współczucie i ból. W pewnym sensie zdawał sobie doskonale sprawę, że dla boskiego sługi jest kimś wyjątkowym, ale nigdy nie przemknęło mu przez myśl, że może go kochać. I to kochać jak "byłeś najlepszą częścią mojego życia", son of a bitch!

"Dean?" | DESTIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz