IV

332 55 19
                                    

Zazdrość - najbardziej nieprzyjemne uczucie na świecie jakie może istnieć. Rozdziera człowieka od środka, niszcząc go powoli, ale bardzo gwałtownie. Jest gorsza niż nienawiść i niszczy bardziej niż chęć zemsty. Każdy był kiedyś o coś zazdrosny, choćby trochę lub do takiego stopnia, iż czuł silny ból gdzieś w głębi ciała.

Pewien mężczyzna w średnim wieku czuł zazdrość codziennie, choć nawet nie potrafił przyznać się do tego przed sobą. Co w innych mogło być takiego, że tak właśnie się czuł?

Cóż, odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta - inni nie byli nim. On nie potrafił żyć ze sobą, nie potrafił sobie spojrzeć w oczy przed lustrem i nie poczuć obrzydzenia. Obwiniał się o całe zło tego świata, nawet jeśli prawda była zupełnie inna.

Ludzie głęboko zranieni, złamani nie potrafią tak łatwo się pozbierać po upadku. Nie jest to niemożliwe, większości nawet udaje się to zrobić w kilka miesięcy - niektórym to zajmuje nawet lata. A on, jeśli miał być szczery, uważał, że jemu nigdy to się nie uda, gdyż z każdym kolejnym dniem, miesiącem, rokiem jemu przybywało ran, zadrapań, siniaków na delikatnej, już niemalże doszczętnie zniszczonej duszy. Kolejne potknięcia wpędzały go w naprawdę silny szał.

Jego obawa, iż zostanie sam, bez nikogo najbliższego u swojego boku go prześladowała. Już stracił tak wiele. Dlatego każdego, kogo kochał trzyma blisko siebie, ale nie za bardzo, by nie widzieli, że jest wrakiem człowieka. Ale ludzie nie byli głupi, znali go, widzieli jak się zachowuje. Z biegiem lat tracił kontrolę nad emocjami, był coraz gorszy w ukrywaniu tego co czuje naprawdę. Może to jego sposób na wołanie o pomoc?

Wszystko co przeżył w piekle znowu wróciło do Deana. Musiał się przyznać, iż nieraz wracał myślami do tej części swojego życia. Próbował sobie wyobrazić na nowo ból jaki wtedy czuł, jakby chciał się ukarać za wszystko co robił źle. Alkohol nie zawsze dawał to, czego pragnął.

Minęły już prawie dwa miesiące, a życie Winchesterów stało w miejscu. Sam przekonał Deana, by dołączyli do Brytyjskich Ludzi Pisma. Starszy z nich po prostu nie miał siły, by dłużej kłócić się z Młodszym o to, jak bardzo Ci ludzie są żałośni - poza tym nie chciał stracić Sammy'ego.

Po zabiciu Jehebby, zielonooki stracił całkowicie nadzieję na odnalezienie Castiela.

On zwyczajnie odszedł. Poddał się. Pieprzony, pierzasty dupek!

Jak mógł to zrobić?

W szczególności, gdy Dean co nocy wciąż się do niego modlił. I prosił. I błagał. I zaklinał. I przeklinał. Na marne. Coraz częściej prześladowała go myśl, że Cas odszedł tym razem na zawsze. Nawet się nie pożegnał. Zwinął manatki i polazł w długą.

I to zwyczajnie bolało, okay?

* * *

Dwójka przyjaciół imprezowała całą noc. Misha Collins dawno tak dobrze się nie bawił. Tęsknił za beztroskimi chwilami rodem ze szkoły średniej, gdzie mógł pić ile wlezie i nie przejmować się tym, co będzie jutro. Teraz już tak nie potrafił. Uderzyła w niego dorosłość. Nic nie mogło już być takie samo. 

Nocowali u Wendy, mieszkała niedaleko klubu, który odwiedzili. Obudził się z okropnym bólem głowy. Ubrał się i postanowił wracać do domu. Nie chciał zawracać głowy swojej przyjaciółce.
Jego samochód był wciąż na parkingu przed klubem, a on nawet nie mógł prowadzić. Jeszcze nie.

Wybrał się na spacer. Szedł wzdłuż wąskich i zaśmieconych uliczek, dochodząc do jednej z głównych ulic. Wszystko brzmiało dwa razy głośniej niż powinno, nienawidził tego uczucia. Szedł dość długo, aż w końcu znalazł się w parku. Mniejsza imitacja lasu, gdzie każdy wyprowadzał swoje psy i dzieci. 

"Dean?" | DESTIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz