Droga do bunkra nie trwała długo, cóż w każdym razie nie dla dwójki braci. Obaj rozmyślali nad tym, jak otworzyć portal do Nieba, jak pokonać alfę dżinna i jak uratować Castiela. Żaden z nich nie wiedział jak zacząć rozmowę. Acacia już nie mogła im w niczym pomóc, zrobiła wszystko co w jej mocy. Byli teraz skazani tylko na siebie.
- Colt będzie najlepszy - odezwał się nagle Dean.
- ...tak, ale jeszcze trzeba strzelić i trafić, pamiętaj, że jest alfą. Wątpię, żeby dał się ot tak zastrzelić.
- Myślisz, że skoro znaleźliśmy naczynie Casa porzucone na pastwę losu, ten cały Ilbis... Więzi go w jego prawdziwej postaci?
Obaj spojrzeli na siebie.
- Cóż, wydaje mi się, że tak, Dean.
- Musimy wziąć jego naczynie z nami, żeby mógł zrobić swoje anielskie magiczne czary mary i wrócił. Kiedyś wspomniał, że jest tak wielki jak Chrysler Building - parsknął na to wspomnienie, lekko uśmiechając się.
Sam tylko pokiwał głową. Nie wiedział czy branie prawie obumarłego ciała było dobrym pomysłem, ale w takiej chwili nie śmiał sprzeciwiać się bratu. Poza tym, Dean miał rację, ponieważ prawdziwe anielskie oblicza mogły spowodować naprawdę poważne obrażenie ich ludzkim ciałom. Sam zaczynał się obawiać, ze to samobójcza misja. Anioły nie przepadały za Winchesterami, ani za Casem. Zastanawiał się, gdyby dowiedzieli się, że w Niebie ukrywa się ktoś taki jak Ilbis czy by pomogli? Poza tym jak wiele czasu mieli nim Castiel umrze? Przecież minęły miesiące, odkąd zniknął...
Dojechali do bunkra, Dean zaparkował w garażu. Postanowił sprawdzić jak się ma naczynie. Skierował się do biblioteki, gdzie je zostawili. Niemalże potknął się o własne nogi, gdy podbiegł do pustego stołu. Jego naczynie zniknęło, a na wierzchu blatu jeszcze lśnił krwawy napis.
"Wziąłem to, co należy do mnie"
- SAMMY! ON WIE, ŻE NADCHODZIMY! - wrzasnął, zaciskając wściekle szczękę. Zero litości. Rozwalą tego gnoja.
Młodszy właśnie dotarł do biblioteki, gdy zobaczył co sprawiło, ze brat doszedł do takiego wniosku, wiedział, ze walka nie będzie prosta. Będzie trwała tak długo dopóki ktoś zostanie martwy.
- Załatwię owczą krew. Może uda się go jakoś osłabić, a wtedy go zastrzelimy - oświadczył Sam, zgarnął włosy za uszy. Miał już odejść, lecz brat złapał go za ramię.
- ...Co jeśli on już... Zabił Casa? - głos Deana niebezpiecznie zadrżał - Co jeśli nie mamy po co tam iść, jeśli Castiel już nie...
- Brzmisz jakbyś chciał się poddać.
- To nie jest kwestia tego, czy się poddaje czy nie, Sam. Gdybym był takim cholernym dżinnem to pewnie na złość zabiłbym swoją ofiarę, by nikt jej nie znalazł! - wybuchnął, puszczając ramię Sama.
- Nawet jeśli masz rację to nie zmienia faktu , ze powinniśmy go zabić. Pamiętaj, ze będziemy w Niebie. Może znajdziemy jakiegoś sojusznika, który będzie na tyle potężny, by w razie czego ożywić Casa.
- Nikt nam nie pomoże, dobrze o tym wiesz. Nie lubią Casa, nigdy nie akceptowali jego wyborów ani tego co robił. Cholerne anioły! - piegowaty chwycił krzesło i cisnął nim mocno o podłogę, jego solidność nie pozwoliła by się rozpadło. Zawiodło to nieco Deana, ale tylko westchnął - Myślisz, że stary portal do Nieba zadziała?
- Mam taką nadzieję, jeśli nie... To wydaje mi się, że musielibyśmy się zabić - próbował rozładować napiętą atmosferę.
- Zdajesz sobie sprawę, że Twoje poczucie humoru nie ma poczucia humoru? - Dean zapytał, unosząc brew do góry. Młodszy brat wywrócił oczami.
CZYTASZ
"Dean?" | DESTIEL
FanficCastiel - uparty dzieciak w prochowcu, który znowu poprzez swoją naiwność sprowadził na siebie ogromne zainteresowanie ze strony Nieba. Dostanie szansę nowego życia. W innym świecie. Bez Winchesterów, bez potworów, bez skrzydeł.