[1] Jak?!

36 0 0
                                    


Drzewa są piękne. Takie... naturalne, ale nie banalne. Nie potrzebują ludzi. Są samowystarczalne.

-Odpłynąłeś znowu?- z rozmyślań wyrywa mnie głos Lilhian.

-Yhm...- bąkam zawstydzony. Prostuję się na siedzeniu i włączam do rozmowy rodzeństwa.

Widząc to, dziewczyna prycha. Czasami, przez takie incydenty, zastanawiam się czy oni zwracają uwagę na mnie tylko w żenujących chwilach. Znowu staję się niewidzialny.

Niewidzialność jest dobra.

Z tą mantrą przeżywam dni, kolejne i kolejne... Życie stało się moją rutyną, a dzięki temu, mogę ukrywać prawdę, prawdziwego siebie.

Tourbus zatrzymuję się przed jakimś klubem, wysiadamy, a techniczni rozładowują sprzęt, który za chwilę będą podłączać.

Dla reszty rutyną, a właściwie żałobą są koncerty w spelunach takich jak ta, przed którą właśnie stoimy.

-O której zaczynamy?- pytam.

-O 19-nastej, ale musimy się nastroić, więc bądź gotów wcześniej, okej?- odpowiada Shan- najstarszy z nas.

-Nie ma sprawy!

Udaję się do pustego pomieszczenia w środku. Zawsze tak robę, przynajmniej od czasu wypadku. Siadam w kącie, wyjmuję notatnik i coś do pisania.

To nie tak, że wena przychodzi od razu, albo tworzę na siłę. Zapisuję pomysły, które łączę z wcześniejszymi i tak powstają teksty, do których później rodzeństwo układa melodię.

Bazgram na kartce pierwsze myśli:

"Wydaje mi się,

że niebo jest dziś wyżej

a to samo miejsce

kilka godzin temu

nie było takie piękne

jak  teraz 

Zaraz potem poprawiam: "jak w tej chwili"

Tak wygląda moja praca w zespole- dodatkowo, jestem głónym wokalistą.

Resztę czasu spędzam podobnie, przelewam myśłi na papier, skreślam, coś dopisuję, łącze ze sobą.

Kieruję się w stronę kulis, gdzie reszta przygotowuje się do koncertu. Dołączam do nich i chwiłę później zaczynamy.

-Witajcie kochani!- wołam.-Cieszymy się, że przyszliście! Damy czadu?- tłum odpowiada potężnym rykiem.

-To zaczynamy!-wtrąca Nataniel.

Gramy, czasem coś mówimy, a fani krzyczą nasze imiona, skaczą i napierają na barierki coraz mocniej, tak  że fałdki grubasa wchodzą w nią coraz bardziej.

" Za oknem słońce wita nowy dzień,

a ja wiem, że to jeden z tych,

który zasłoni je czarnymi chmurami"

Zgraja śpiewa razem z nami:

"(...) Początek- dobry

Koniec- nieprzewidywalny"

Gdyby tylko znali historię powstanie tego liryku...

"(...) Nie jestem już małym chłopcem,

który chowa się przed burzą,

teraz musze stawić jej czoła.

Choć nie wiem jak

i wcale nie chcę"

Kończę, a Shan przeciąga na gitarze.

Salę zalewa fala braw i krzyków.

To nie jest prawdziwe, jest metaforą tak samo jak piosenka.

Moję życie jest metaforą.


-------------------------------------

Zapraszam do czytania i komentowania. Zmotywujecie do napisania kolejnej części?

Całuję,

Zakochana w nieznajomym.



Za kulisamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz