[3]Jak karuzela

21 1 0
                                    


- W ramach promocji zespołu, pojedziecie do pobliskiego wesołego miasteczka- oznajmił Antoni, nasz ojciec i jednocześnie menager.

Teoretycznie dlaczego miałby mi się ten pomysł nie spodobać, w końcu każdy lubi karuzele. Jednak moje życie samo w sobie nią było. 

Niewiele pamiętam z czasów przed adopcyjną rodziną. Nie chciałem pamiętać, pewnie nie jestem jedyny. Chris lubił czasami powspominać "stare czasy", ja niekoniecznie. Byliśmy całkowicie inni, może dlatego kochaliśmy się jak prawdziwe rodzeństwo. 

Otrząsnąłem się z zamyślenia, zauważając, że reszta ruszyła do wyjścia. Szybko wstałem i dogoniłem ich.

Faktycznie droga do wesołego miasteczka minęła bardzo szybko. Po chwili widoczne były tory kolejek górskich, jedno spojrzenie na nie, wywoływało ciarki. Robiło wrażenie. 

Trzymałem się z tyłu, jednak za wszelką cenę zależało mi, bym nie sprawiał wrażenia ofiary. Po co dawać ludziom powód do śmiechu. 

- Zaczynamy od tych oznaczonych na czarno- oznajmił Shan spoglądając na mapę, którą dostaliśmy przy wejściu.

- Powinniśmy sprawdzić tą wierzę, o tam- Lilhian wskazała palcem atrakcję, która akurat ruszyła, wiec prawdopodobnie wszyscy w tym parku usłyszeli krzyk. 

- Hmm... To chyba ta... wieża powolnego spadu "Czarek"- odczytał Nataniel- Idziemy? 

Wszyscy, po za mną oczywiście, pokiwali głową i ruszyli w jej kierunku. Nie miałem wyjścia, poszedłem za nimi. 

Pożałowałem tej decyzji, kiedy tylko przypiąłem pasy. Nie było już wyjścia. Po chwili usłyszałem własny krzyk.

Ta adrenalina... Hmm...nie było tak źle, a przejażdżka skończyła się szybciej niż sądziłem.

"Szukam sposobu

by zakończyć

to co dawno straciłem

A kiedy los

podnosi adrenalinę

boję się" 


- Gdzie teraz?- pyta Rose

- Przepraszam, ale odpuszczę sobie na razie. Zdzwonimy się potem, dobrze?

- Niech ci będzie- odpowiada mi lekceważąco Lilhian.

Odchodzę, a oni planują, na które kolejki wybiorą się następnie. Szukam jakieś ławki, gdzie uspokoję myśli. 

Przypadkowo wpadam na kogoś, dziewczynę. Ona upuszcza telefon, który uderza o ziemię z brzdękiem tłuczonego szkła. 

- Przepraszam, nic ci nie jest?- pytam zmartwiony.

- Mi nie, ale mam przeczucie, że najbardziej ucierpiała maja komórka- oznajmia.

Podnoszę go niepewnie. Faktycznie, nie wygląda to najlepiej.

Pokazuję go dziewczynie- Szybka do wymiany... mam nadzieję, że po za tym będzie działał.- Wyciągam kilka banknotów z portfela- Trzymaj, na naprawę- podaje dziewczynie.

- Daj spokój! Chciałam go wymienić już dawno, teraz przynajmniej mam powód- odsuwa moją dłoń. - Nic się nie stało! Musze lecieć, cześć!- puszcza mi oczko i odchodzi.

Mimo, że zniknęła mi z oczu, wzruszam ramionami i ruszam w kierunku najbliższej ławki. Siadam i zamykam oczy. Wokół ludzie śmieją się, piszczą i wołają się nawzajem. Ich głosy zlewają się w jeden. Pogrążam się w własnej ciszy.

 Jestem pewien, że gdzieś w pobliżu kręcą się fotografowie i jakaś telewizja lokalna, w końcu jesteśmy tu nie dla rozrywki. Naszym zadaniem jest promocja płyty poprzez zabawę. Nie dbam o to dziś. Niech moje rodzeństwo udziela wywiadów, są lepsi w fałszowaniu uśmiechu do kamery. 

-----------------------------------------------------------------------------

Thallia 


Za kulisamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz