Rozdział IX

173 35 0
                                    

Mikey bał się przyznać przed samym sobą co się z nim działo. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, tak samo jak przyjemne ciepło w jego sercu. Był zakochany nie tylko w swoim basie, ale i w basiście, który niegdyś był jego przyjacielem. Jednak uczucie strachu przed samotnością i przed zranieniem nie opuszczało go, przez co nie raz zamykał się w swoim pokoju, płacząc w poduszkę co zrobi jeśli Pete go zostawi. W końcu pod tą skorupą kogoś bez uczucia, bez serca, z obojętną miną krył się naprawdę kruchy, wrażliwy i ciepły chłopak, który miał się nigdy nie zakochać... ale stało się. I z jednej strony bardzo chciał to powiedzieć każdemu dookoła, a z drugiej bał się reakcji i tego, że to spowoduje rozpad tego co go łączyło ze starszym. 

Szatyn cmoknął Pete w policzek, odchodząc w stronę ich pokoju w hotelu. Wentz próbował go namówić na zostanie w ich wynajętym pokoju, ale wymigał się, tłumacząc, że musi pomóc Gee z piosenkami. Brunet na pożegnanie pocałował go, sprawiając, że serce Waya zabiło zdecydowanie szybciej niż zwykle i pomachał mu, sam odchodząc w stronę swoich drzwi. Mikey szybko wszedł do ich mieszkania, nie zwracając uwagi na swoich kolegów, którzy mówili dla niego dzisiaj jakimś obcym językiem. Chłopak trzasnął drzwiami i rzucił się na łóżko, wtulając się w poduszkę. Jest taki żałosny! Ma co chce, ma kogoś, kto czuje to samo i płacze, bo boi się jakiegoś idiotycznego rozstania, na które nawet się nie zapowiada. Jak ktoś mógł do niego coś czuć? 

- Michael... Mikey. - starszy Way siadł na brzegu jego łóżka, kładąc spokojnie rękę na jego plecach. - Mikes, co się dzieje? Proszę, powiedz mi. Jestem przecież Twoim bratem i - Gerard westchnął, wtulając się w plecy młodszego - kocham Cię cholernie. Co się z Tobą dzieje?
Szatyn pociągnął nosem i spionizował się, zmuszając kruczoczarnego do tego samego. Popatrzył na niego zaczerwienionymi oczami i zagryzł mocno swoją wargę, ściskając poduszkę.
- Ja, ugh. Jachybasiezakochałem. - powiedział cicho, w błyskawicznym tempie.
- Możesz powtórzyć wyraźnie? Pamiętaj, nie będę Cię oceniał. Chcę Ci tylko pomóc.
- Więc, zakochałem się. - usta mężczyzny otwierały się już, jednak Mikey skutecznie go uciszył, przykładając rękę do jego twarzy. - To nie wszystko. I ta osoba też to czuje. Jest naprawdę genialnie! Wiesz, tak... ciepło, miło, słodko, waruję za tą osobą, naprawdę mi na tym wszystkim zależy.
- W czym problem? - Way uniósł zdziwiony brwi. - Ma kogoś innego? 
- Nie. Problem leży w tym, że boje się, że wszystko rozwalę moją głupotą. Że ta osoba ode mnie odejdzie, że nie będzie chciała mnie znać, bo coś zepsuje. Boje się, ze zostanę znowu sam ze złamanym sercem. Albo złamię serce tej osobie. Boje się, że to spierdolę. - przeciągnął żałośnie ostatnie słowo, wyrzucając jaśka gdzieś w kąt. 
- Rozumiem to. Każdy boi się, że coś zepsuje. Ale nie dramatyzuj. Jeśli to jest miłość, to Twoje obawy są niepotrzebne. Kochaj szczerze, a nikogo nie zranisz, nie stracisz i nie zostaniesz sam. Naprawdę, żyj chwilą, ciesz się tym co masz. Ciesz się, że masz kogoś kto Cię cholernie kocha i nie przejmuj się czymś, o czym nie masz pojęcia czy się stanie. Miks, rozluźnij się, rusz dupę i zabierz swoją dziewczynę na randkę, do parku, zrób kolację... możesz zawsze przyjść z nią tutaj. Jeśli Cię kocha, to nie masz się czym przejmować. Nigdy niczego nie zepsułeś, masz dobre serduszko i ona raczej na pewno to wie.
- To... on. On. - burknął, nie patrząc na brata. Gerard tylko uśmiechnął się i objął go ramieniem, mówiąc:
- W takim razie zabierz go na kolację, rób co tylko chcesz i nie myśl o tym co możesz zepsuć w nim i jak możesz go zranić, tylko o tym co możesz naprawić i jak możesz dać mu szczęście. - Mikey odwzajemnił gest, po czym przytulił mocno swojego brata, kołysząc się lekko na boki. Oboje wstali z łóżka, zadowoleni z tego co właśnie usłyszeli i co powiedzieli. Kiedy szatyn wychodził z pokoju, starszy Way cicho go zawołał:
- Mike? - chłopak tylko odwrócił się do niego, spoglądając pytająco -To zostanie tylko miedzy braćmi! W kim się zakochałeś do tego stopnia, że zostawiłeś bas w kącie i idziesz na randkę? 
Szatyn spuścił wzrok, przygryzając swoją wargę w uśmiechu. Oparł się lekko o framugę i rzucił szybkie "Pete", po czym zniknął za drzwiami, zostawiając starszego w szoku. Bo mimo, ze Wentz był miłym, przyjaznym i świetnym człowiekiem o wielkim sercu, to każdy wiedział, że jego jedyną miłością był jego bas.

My New Bass || Petekey ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz