Rozdział X

158 37 4
                                    

Mikey przeczesał palcami swoje włosy, wypuszczając głośno powietrze. Spojrzał na koślawo namalowany numerek na drzwiach i zapukał mocno w ciemno drewno. 
- Już! - krzyknął Patrick i burknął coś, z czego Mikey zrozumiał tylko "do chuja, Pete". Dwudziestopięciolatek zaśmiał się pod nosem, po chwili poważniejąc kiedy otworzył mu niższy mężczyzna. 
- Hej Pat. Mogę wejść? - chłopak uśmiechnął się do niego, opierając lekko o futrynę.
- Hej! Jasne, wchodź. - Stump odwzajemnił uśmiech i wpuścił starszego do mieszkania. Joe i Andy przywitali się szybko z szatynem, który usiadł chwilę później naprzeciwko nich na pufie.
- Wentz! - krzyknął Trohman, wrzucając do pokoju bruneta pustą butelkę po wodzie.
 - No już! - chwilę później do pokoju wgramolił się Pete, poprawiając swoją koszulkę. - Czy tu nie można nawet w spokoju... Mikey. - przerwał nagle, spoglądając na Waya. Cóż, spodziewałby się tu nawet jego matki, ale nie szatyna. Jeżeli Mikey Way mówi, że jest zmęczony, to znaczy, że nigdzie już dzisiaj nie wyjdzie i resztę dnia prześpi albo przeleży.
- Hej. Postanowiłem, że wpadnę do Ciebie jednak. Wiesz - uniósł do góry notatnik, który ostatnio zostawił u niego starszy. To przecież idealny pretekst do spędzania czasu z brunetem - piosenki same się nie napiszą.
- Cieszy mnie to. To... chodź. - Pete palnął niezręcznie, wprowadzając młodszego do swojego pokoju. Chłopak wszedł powoli, po czym usiał delikatnie na łóżku Wentza, chwytając za poduszkę. - Wezmę tylko coś do picia i zaraz będę. - powiedział cicho niższy, znikając gdzieś w salonie. Way rozłożył się wygodnie na łóżku i przymknął swoje oczy, odpływając gdzieś myślami. Czuł się tutaj jak w domu, dookoła niego wszystko pachniało ukochanym basistą, otaczały go ciche śmiechy, jednak bardziej go to relaksowało niż stresowało. Było tu naprawdę miło, ciepło, bezpiecznie. Brązowooki nie potrzebował super łóżka, miękkiej pościeli czy wielkiej przestrzeni by czuć się komfortowo. Potrzebował czegoś, co znalazł ostatnio w ramionach swojego przyjaciela. Way poczuł jak po jego bokach ugina się lekko materac, a chwilę później jak ciepłe usta bruneta są przyciskane do jego własnych. Pete ułożył się koło niego, chowając swoją twarz w jego zagłębieniu szyi, muskając ją subtelnie.
- Mam nadzieję, że jednak Ci nie przeszkadzam. - szepnął Mikey, obejmując bruneta w pasie ramionami. Piwnooki tylko przyciągnął go bliżej, sam oplatając talię młodszego. Przymknął swoje zmęczone powieki i odparł:
- Nigdy. Nie spodziewałem się, że jednak przyjdziesz. - w pokoju zapanowała całkowita cisza.
- Kocham Cię. - Mikey spoglądał na wtulonego w jego pierś basistę, gładząc jego ciemne włosy. Wentz otworzył swoje oczy i spojrzał na szatyna, uśmiechając się.
- Ja Ciebie też, Mikeyway. Tak mocno, mocno. - starszy zachichotał niczym mała dziewczynka, jeszcze mocniej się wtulając. Te dwa słowa sprawiały, że czuł się jak jakaś nastolatka z taniego filmu romantycznego. To uczucie wręcz nie do opisania!
- Myślałeś może... żeby komuś coś, um, powiedzieć? - głos Waya zadrżał, a jego serce się zatrzymało. A co jeśli to za szybko? Co jeśli właśnie zjebał?
- Tak. Patrick w zasadzie już wie. - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho, bojąc się reakcji chłopaka. Way odetchnął w duchu i cmoknął bruneta w policzek.
- Gerard też. W końcu... przed nim niczego nie ukryjesz, tak? - starszy tylko pokiwał głową i ziewnął w szyję szatyna.
- Spać. - mruknął, przykrywając ich kocem. Mikey cmoknął starszego w czoło i sam przymknął oczy, trzymając Pete mocno w swoich ramionach. Teraz to zrozumiał - mógłby stracić swój bas, ale nie przeżyłby straty Wentza. To on był tym brakującym puzzlem w jego sercu i to on był jego basem.   


My New Bass || Petekey ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz