3

10.9K 934 196
                                    

Westchnęłam głośno czując na sobie przygniatający mnie ciężar. Gdy otworzyłam oczy, na mojej twarzy pojawił się uśmiech spowodowany widokiem śpiącego Arona, który przytulał się do mnie przy okazji praktycznie na mnie leżąc.

Powoli wstałam starając się go nie obudzić, co udało mi się po raz pierwszy raz życiu, co najprawdopodobniej było także zasługą wczorajszej whiskey.

Postanowiłam zamówić śniadanie co bardzo ułatwiał mi fakt, że cały personel hotelu perfekcyjnie mówił po angielsku. Jakaś bardzo miła pani oznajmiła, że przywiezie je za niecałe dwadzieścia minut. Podziękowałam jej, po czym zakończyłam połączenie.

Otworzyłam jedno z okien wpuszczając do środka rześkie, poranne powietrze. Skrzywiłam się lekko czując przenikliwy chłód, ale zamiast go zamykać, ubrałam na siebie bluzę Arona, która leżała na oparciu sofy.

Usiadłam na jednym z foteli naciągając rękawy na dłonie.

Musiałam spróbować poukładać sobie w głowie wszystko czego dowiedziałam się wcześniejszego dnia. Przymrużyłam oczy usiłując przypomnieć sobie wszystko co Aron powiedział po swoim powrocie. Nie było to proste, ponieważ zaczął mówić dopiero po trzeciej szklance alkoholu i robił to dość niewyraźnie.

Jeśli dobrze zrozumiałam to Aron miał b r a t a. Miał szesnastoletniego, przyrodniego brata, którego matka zmarła kilka dni temu i to właśnie mój mąż był jego jedynym najbliższym krewnym, co znaczyło, że jeśli nie postanowimy się nim zająć to chłopak trafi do domu dziecka. Jeszcze wspominał coś o trudnym charakterze, ale czego innego można by się spodziewać po kolejnym młodym Bailey'u.

Westchnęłam cicho przyciągając kolana do klatki piersiowej.

Wizja zdemoralizowanego szesnastolatka mieszkającego z nami pod jednym dachem jakoś nie napawała mnie optymizmem, ale przecież nie mogliśmy zostawić go samego w takiej sytuacji. Tu jednak pojawiało się pytanie, czy chłopak który całe życie mieszkał we Francji będzie chciał nagle, praktycznie z dnia na dzień wyjechać do Stanów. Cholera... nawet nie wiedziałam czy mówi po angielsku.

Ciche pukanie do drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości. Odebrałam nasze śniadanie, dziękując kobiecie, która je przywiozła. Ułożyłam wszystko na stoliku, po czym poszłam obudzić Amber i Arona, który jak się okazało nie odczuwał żadnych konsekwencji wczorajszego wieczoru.

- Chyba powinienem powiedzieć Amber - mruknął, kiedy usiedliśmy przy niewielkim, szklanym stoliku stojącym pośrodku pomieszczenia.

- Prędzej czy później i tak będziesz musiał to zrobić skoro ma z nami zamieszkać - stwierdziłam uśmiechając się do niego pokrzepiająco.

Kiedy tylko to usłyszał, popatrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.

- No co? - wzruszyłam ramionami. - Jesteście rodziną i on teraz potrzebuje twojej pomocy, nawet jeśli sam o tym nie wie. Nie zostawisz go chyba samego z tym wszystkim, w końcu jest twoim młodszym bratem, jakoś musicie nadrobić te wszystkie lata.

- Nie o to chodzi - westchnął patrząc na naszą córkę. - Po prostu boję się jak Amber na to wszystko zareaguje...

- Nie martw się, raczej wątpię, że będzie jej to przeszkadzało - odpowiedziałam, splatając razem nasze palce. - Raczej bój się o niego - zaśmiałam się, co wywołało u niego niewielki uśmiech.

Zaczęłam pić kawę, patrząc jak Aron co chwilę zerka na nią niespokojnie.

- Amber - zaczął w końcu, zwracając na siebie uwagę dziewczynki. - Muszę ci coś teraz powiedzieć. Nie jestem pewien czy zrozumiesz, bo sam mam czasem z tym problem... - westchnął. - Dowiedziałem się niedawno, że mam brata, co znaczy, że ty masz wujka. Ma na imię Matthew i z tego co wiem w tym roku skończył szesnaście lat. Kilka dni temu jego mama umarła, a my jesteśmy jego najbliższą rodziną i musimy mu teraz pomóc. Rozumiesz mnie, prawda? - zapytał wpatrując się w nią uważnie.

Broken boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz