13.To tylko sen!(2/2)

532 81 119
                                    

Przede mną stali Mark i Harris. Moi główni dręczyciele, z czasów gdy jeszcze chodziłem do szkoły. Gdy tylko ich rozpoznałem, byłem pewien, że oni również mnie rozpoznali. Nic dziwnego, nie urosłem za bardzo, kolor włosów się nie zmienił, jedyne czego przybyło to blizn na rękach.

-Kogo my tu mamy? Czyżby naszego przyjaciela wypuścili z wariatkowa?

-Na to wygląda Mark, stęskniłeś się Frankie?

-Znalazłeś sobie chłopaka? Zawsze wiedziałem, że jesteś pedałem.

-Myślę, że powinniśmy ci przypomnieć gdzie twoje miejsce, żebyś przypadkiem  nie poczuł się zbyt pewnie.

Z każdym zdaniem przybliżali się do mnie i uśmiechali szerzej. Bałem się jak cholera, cofałem się, szukałem drogi ucieczki. Przypomniałem sobie o telefonie trzymanym w ręce. Odblokowałem go i próbowałem wybrać numer do Gee.

-Nie tak szybko Frankie!

Zawołał Harris i wyszarpał mi telefon z drżących dłoni.

-Zabawa dopiero się rozkręca.

Zachichotał i rzucił urządzeniem o ścianę klasy. Pisnąłem z przerażenia kiedy ekran i cała reszta telefonu roztrzaskał się i spadł na podłogę.

-To samo zrobimy z tobą. Nawet ten twój pedał Way cię nie pozna jak z tobą skończymy.

Nagle w mojej głowie pojawiła się mała, czerwona lampka. Nie słyszałem klucza. Nie zamknęli drzwi! To moja szansa, tak jak zawsze powtarza Gee, jestem mały, powinienem się między nimi przecisnąć. Raz kozie śmierć. Gorzej już chyba nie będzie.

Odepchnąłem się rękami od ławki stojącej za mną i ile sił w nogach ruszyłem do drzwi. Dzięki Bogu tak jak przypuszczałem były otwarte. Wypadłem na korytarz i pobiegłem na oślep, ponieważ szczerze nie miałem pojęcia gdzie jest wyjście. Brzuch bolał mnie że strachu, słyszałem że za mną biegną. Zobaczyłem schody, niestety na górę, ale może z tamtąd będzie mi łatwiej znaleźć te właściwe, prowadzące do wyjścia i mojego Gee. Biegłem dalej, dopóki nie zorientowałem się, że schody prowadzą na dach. Nie zatrzymałem się jednak. Wciąż mnie gonili, więc gdybym się zatrzymał, albo zawrócił byłbym już martwy. Wbiegłem na dach i szukałem miejsca, w którym mógłbym się schować. Za późno.

-Myślałeś że nam uciekniesz?

-Jesteś naprawdę aż tak głupi?

Cofałem się, to było silniejsze ode​mnie. Z każdym ich słowem byłem bliżej krawędzi*

Kiedy pod stopami zaczęła kończyć mi się powierzchenia​ dachu strach sparaliżował moje mięśnie. Nie mogłem złapać oddechu.

-Chyba pora się pożegnać Frankie.

-Nie chcieliśmy tego. Poprawka. Jeszcze   nie chcieliśmy. Ale sam zdecydowałeś.

-Mam nadzieję, że tym razem zdechniesz na dobre.

Po wypowiedzeniu tych słów Mark mnie popchnął​. Poczułem jak tracę grunt pod nogami, jak spadam. Nie krzyczałem, moje gardło było zaciśnięte zbyt mocno, żebym mógł wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Patrzyłem Markowi w oczy, z niedowierzaniem i szokiem, a on wciąż uśmiechał się zlośliwie. Bawiło go to. Bawiło go , że  nie przeżyję upadku. Dla niego było zabawne odebranie życia innemu człowiekowi. Lecąc w dół zacząłem płakać. W ciągu tych kilku sekund zdążyłem pomyśleć o wszystkich chwilach spędzonych z Gee.

Poczułem uderzenie. Ból przeszedł przez całe ciało. Dopóki nie straciłem przytomność przed oczami miałem obraz mojego czerwonowłosego anioła.
















To był sen.



































Obudziłem się, kiedy słońce było wysoko na niebie. Biała sala, znowu... A może jak zwykle tylko ona? To nie zdarzyło się na prawdę.To był sen. Gerard, normalne życie, szkoła. Zwykłe marzenie senne, które przeobraziło się w koszmar. To skutek leków. To na pewno tylko ich wina. Zawsze będę sam.




*Closer To The Edge. Ktoś z Echelonu? Nie?

Przypadek? || FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz