- Dobra panowie. Wiecie co i jak – odezwał się ich szef. Sześciu mężczyzn stało naprzeciw jednego, w opuszczonej fabryce. Wszyscy czekali na jego dalsze polecenia. – J-Hope – zwrócił się do chłopaka w pomarańczowych włosach - zhakujesz ich system alarmowy. Jimin zajmie się otworzeniem dla nas przejścia. Kookie rozstawisz się na dachu, wiesz co i jak. Suga, przygotuj dużego vana, zabierzesz nas stamtąd. Ja, V i Jin wejdziemy do środka. Akcja ma nie trwać dłużej niż trzydzieści minut. Zrozumiano?
-Jasna sprawa szefie – odezwali się zgodnie.
-To do roboty – powiedział mężczyzna.
Cała szóstka wyszła z fabryki, zostawiając szefa samego. Wiedzieli, że ta akcja będzie ich najtrudniejszą i najniebezpieczniejszą w historii. Nie wiedzieli jak to wszystko ma się potoczyć i czy się uda. Jedynym, co mogli uznać za pewne, była nadzieja, która towarzyszyła im od momentu porwania.
Szli w ciszy, nie zdając sobie sprawy, że byli obserwowani. Nikt nie zauważył niczego podejrzanego. Zatrzymali się przy rozwidleniu i rozejrzeli dookoła. Cisza i spokój, tylko tyle.-Dobra panowie – odezwał się V, zastępca ich szefa i najlepszy złodziej w kraju. – Tu się rozdzielimy. Pójdziemy parami. Na wszelki wypadek... Pamiętacie gdzie mamy się spotkać? – zapytał. Reszta zgodnie pokiwała głowami. – W takim razie do jutra. Bądźcie wypoczęci i na czas – skinął im głową na pożegnanie, po czym udał się ścieżką skierowaną w stronę lasu. Za nim podążył Kookie. Zawsze wracali razem tą drogą.
-Vi... myślisz, że tym razem nam się uda? – zagadnął chłopak. Kookie był najmłodszy z całej bandy. Miał ledwie dziewiętnaście lat. Zawsze pogodny, swoim optymizmem dodawał otuchy innym, jednak teraz bał się, tak samo jak reszta.
-Musi nam się udać Kookie – odezwał się V. W niektórych kręgach nazywali go Alien, jednak dla swoich przyjaciół zawsze był V-im. Ludzie czuli przed nim respekt, a kookie, traktował go jak starszego brata. Stał się jego autorytetem i dziewiętnastolatek zawsze liczył się ze zdaniem starszego kolegi.
-A jeśli się nie uda? – zapytał chłopak.
-To spróbujemy jeszcze raz – odparł spokojnie V. – Gdzie twój optymizm Kookie? Będzie dobrze – uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
-Martwię się o Monstera. Wiesz jak on reaguje – mruknął chłopak.
-Martwisz się bardziej o niego czy o nas? – zapytał starszy kolega z lekkim uśmiechem rozbawienia. To prawda, że gdy Monster wpadnie w szał, wszyscy będą mieć porządne kłopoty. V rozumiał obawy Kookie'go. Znał Monstera od dziecka i wiedział, że szef tym razem nie odpuści. Nie mogli zawalić.
-Przecież dobrze wiesz – burknął nastolatek.
-Kook, nie masz się czym przejmować. Przywołaj na tę swoją chłopięcą twarz, swój uśmiech i przestań. Monster jest wybuchowy, to prawda, ale tym razem się uda. Bądźmy dobrej myśli – uśmiech nie schodził z ust V.
Dotarli do miejsca, w którym pozostawili swoje motocykle. Pożegnali się ze sobą i każdy pojechał w swoją stronę.Następnego dnia, wszyscy, cała siódemka, spotkali się w tej samej opuszczonej fabryce. Każdy był gotowy do działania, jednakże musieli poczekać, do momentu, w którym domownicy willi opuszczą dom. Przynajmniej większość.
Monster chodził w te i z powrotem podekscytowany i zdenerwowany. Perspektywa odzyskania bliskiej mu osoby była bardzo pocieszająca, jednak wiedział, że jeśli coś im nie wyjdzie, nie odzyska jej już nigdy. Zamyślony przechadzał się w od ściany do ściany, w swoim gabinecie. Nie mógł się doczekać. Zawsze był niecierpliwym człowiekiem.
Reszta jego bandy siedziała w klitce z kanapami. Nie można było nazwać tego salonem czy pokojem dziennym. Było to zwykłe pomieszczenie, odgrodzone od reszty fabryki ścianą. Znajdowało się w nim pięć kanap i jeden fotel, ustawionych dookoła długiego stołu. Na ścianie wisiał ogromny telewizor. Pod nim stały dwie konsole, a obok regał z grami. W rogu znajdowała się wieża, a na półce nad ustawione były płyty przeróżnych zespołów z całego świata.
Sześciu mężczyzn siedziało na kanapach. Żaden z nich się nie odzywał, pochłonięci byli swoimi myślami. Czekali. Co jakiś czas słychać było stukanie, towarzyszące pracy na komputerze. J-Hope pochłonięty był pracą. Od godziny monitorował wille. Starał się jak mógł. W między czasie udało mu się dostać do systemów wrogiej mafii. Nie mógł jednak wyłączyć ich teraz. Musiał czekać, tak samo jak reszta.
CZYTASZ
House of Cards
ActionMafia to niebezpieczna gra. Jeden niewłaściwy ruch, a wszystko legnie w gruzach, niczym domek z kard.