-Dwa dni! Dwa cholerne dni, a jego wciąż nie ma! Hope do cholery, znajdź go! – warknął Monster siedząc razem z hakerem w salonie.
-Nie mogę namierzyć jego komórki Monter, to nie jest zależne ode mnie – wysyczał pomarańczowowłosy, nerwowo przeczesując włosy palcami.
-Nie obchodzi mnie to! Masz go znaleźć – odpowiedział zdenerwowany Monster.
-Daj mi trochę czasu Mon, to nie takie łatwe – zaczął się tłumaczyć Hope, jednak huk, jaki spowodował Monster uderzając otwartą dłonią o brązowy blat stołu, dostatecznie zamknął hakerowi usta.
-Nie denerwuj mnie bardziej J-Hope – wysyczał. – Masz znaleźć V, nie obchodzi mnie jak to zrobisz, namierz go jakoś, zrozumiałeś? To świetnie – Monster wstał ze swojego miejsca i przeszedł kilka kroków w stronę drzwi. Gdy jego dłoń złapała za klamkę, Mon zatrzymał się i odwrócił w stronę hakera – J-Hope? Nie zawiedź mnie tym razem – powiedział w stu procentach poważnie i zniknął za drzwiami, zostawiając pomarańczowowłosego mężczyznę samego.
J-Hope westchnął ciężko. Od dwóch dni robił wszystko co było w jego mocy, aby odnaleźć V. Nie było to łatwe zadanie. Nie mógł namierzyć jego komórki, nie posiadał żadnych nagrań czy informacji, które mogłyby go naprowadzić choć trochę na ślad zaginionego mężczyzny.
Haker coraz bardziej się denerwował. Przez całe to zniknięcie V wszyscy warczeli na siebie. Monster wywierał na nich presję, Kookie chodził jak na szpilkach, denerwowało go wszystko, Jin coraz częściej chodził „na panienki", jak sam mówił, a Suga nie opuszczał boiska do koszykówki. Jimin natomiast znikał gdzieś na całe dnie.
Cała grupa nie była sobą bez Aliena. Nic nie działało tak jak powinno. Bez niego, młodzi mężczyźni czuli się, jakby zgubili coś ważnego. Prawdą było, że V był dla nich niczym głos rozsądku. Zawsze spokojny, opanowany i cierpliwy. To przy nim Kookie był optymistą, Monster stawał się spokojniejszy, a reszta zespołu po prostu czuła się lepiej.
J-Hope starał się brać przykład z V. Jednak wiedział, że nigdy nie dorówna przyjacielowi. Dlatego odnalezienie go, stało się jego priorytetem. Codziennie starał się znaleźć sposób, który chociaż trochę przybliżyłby go do odnalezienia V.Haker siedział w salonie, stukając w klawiaturę od swojego laptopa. Sprawdził już chyba każdą kamerę dostępną w miejsce. Wszystko co mogłoby go naprowadzić na ślad zaginionego. Jednak to wszystko było na nic. Nic nie wskazywało na to, że mu się uda. Wkurzony i załamany odłożył sprzęt na stół i po prostu opuścił salon. Potrzebował zresetować umysł.
Pomarańczowowłosy udał się na dach opuszczonej fabryki. Było tam cicho i spokojnie. To właśnie na dachu czuł się najbezpieczniej. Zazwyczaj oprócz niego nikt tam nie przesiadywał, jednak tym razem tym razem J-Hope spotkał tam Jimin'a, którego nie widział od rana. Zdziwiło go to nieco, ponieważ włamywacz nienawidził wysokości.-Jimin, wszystko dobrze? – zagadnął haker siadając obok przyjaciela.
-Nie wiem – odparł Jimin. – A jest dobrze?
-Co masz na myśli? – zdziwił się Hope. Czasem ciężko był mu zrozumieć, co Jimin miał na myśli.
-Eh, chodzi mi o to, że przez zniknięcie V nikt nie jest sobą. Monster drze się na nas, Kookie warczy na wszystko i wszystkich, Suga nie opuszcza boiska, a Jin ciągle chodzi do burdeli, jeszcze trochę a przywlecze jakąś chorobę – mruknął Jimin.
-Wiesz, że wszyscy się martwią o V, każdy reaguje na to inaczej – odparł J-Hope.
-A co jeśli to nagłe zniknięcie ma jakiś związek z porwaniem siostry Monstera? Właściwie czyżby wszyscy o niej zapomnieli?
-Myślę, że nie. Wydaje mi się, że jeśli odnajdziemy V, to odnajdziemy też JĄ. Tylko problem jest taki, że ktoś kto porwał V, wykonał cholernie dobrą robotę. Żadna kamera w mieście nie zarejestrowała niczego podejrzanego.
-A jeśli to nie stało się w mieście? J-Hope, czy ktokolwiek sprawdzał las?
-Nie...
Między mężczyznami zapanowała cisza. Oczywistym było, że nikt nawet nie pomyślał o tym, by sprawdzić las. Jimin dopiero teraz wpadł na ten pomysł. Ale my jesteśmy głupi, pomyślał J-Hope. Wiadomo było, że V nie mógł zostać porwany w mieście. Przecież porywacze nie byli głupi.
Haker szybko połączył fakty ze sobą. Uśmiechnął się szeroko. Musiał podzielić się z innymi swoim pomysłem.-Jimin – zwrócił się do przyjaciela siedzącego obok. – Jak długa droga dzieli nas od willi kojotów?
-Przez las? – upewnił się włamywacz, na co Hope skinął mu głową. – Krótszą drogą jakieś trzynaście hektarów lasu, dłuższą dwadzieścia. Co masz na myśli Hope?
-To, że V uwielbia jeździć dłuższą drogą... wydaje mi się, że The Coyotes wiedzieli o tym – odparł spokojnie, wstając energicznie. – Rusz swoje cztery litery i chodź do salonu. Chyba wiem, w którym miejscu możemy znaleźć jakikolwiek ślad – J-Hope uśmiechnął się szeroko, po czym wraz z włamywaczem udał się do salonu.
CZYTASZ
House of Cards
ActionMafia to niebezpieczna gra. Jeden niewłaściwy ruch, a wszystko legnie w gruzach, niczym domek z kard.