Rozdział 16

9 1 0
                                    

Dochodziła trzecia, słońce nie było już takie dokuczliwe, konie po prawie trzech godzinach odpoczynku w cieniu pod drzewami wydawały się wypoczęte.  Chłopcy i dziewczęta zdążyli już zjeść kanapki, które sami sobie przygotowali, i pochlapać się w jeziorku, w którym wcześniej napoiliśmy zwierzęta. Po kilkugodzinnej jeździe w upale zimną woda cudownie chłodziła. Nic właściwie nie stało na przeszkodzie, żeby ruszać w dalszą drogę, poza tym że wciąż nie pojawiał się Pan Sellers, Jack, ani Terrence. Niektórzy już zaczynali się niepokoić.

Równo i trzeciej usjrzeliśmy sylwetki trzech wierzchowców, ale jeździec był tylko jeden.

- Co się dzieje ? - zwróciła się do mnie Marsha. - Gdzie są Ci dwaj pozostali ?

Sandry przy nas nie było. Poinformowana prze ze mnie, że grunt został przygotowany, i mocno dopingowana przez Marshę, kreciła się już koło Clinta. Marsha nie traciła czasu i już zdążyła roznieść wśród dziewcząt wieść o tym, jak to Sandra nagle zakochała się w Clincie i świata poza nim nie widzi. Z Rebeccą nie rozmawiała od czasu, kiedy ta odbiła jej chlopaka, ale postarała się, żeby wiadomość dotarła do niej pośrednio.

- Nie mam pojęcia - odparłam.  - Zdaje się że to Pan Sellers. -  Konie i jeździec zbliżyły się na tyle, że wyraźnie rozpoznałam sylwetkę opiekuna.

Dziesięć minut później wszystko się wyjaśniło. Terrence Rogers jakoś wjechał na górę, ale kiedy trzeba było zjeżdżać, spojrzał w dół, po czym zasiadł z konia i oznajmił, że dalej nie pojedzie. Najpierw przekonywał go sam Jack, potem, kiedy dołączył do nich Pan Sellers, we dwóch robili co mogli, by uspokoić chlopaka i przekonać go, żeby wsiadł na konia. Kiedy wreszcie jakoś im się to udało, zawrócił i oświadczył, że wraca na ranczo. Po chwili zorientował się jednak, że aby przejść tę samą drogę, którą przyjechaliśmy, najpierw będzie musiał zjechać w dół, i znów zawrócił konia. Pół godziny nie mógł się zdecydować, czy chce jechać dalej, czy wracać, w końcu ocenił jedną i drugą stromiznę i postanowił zrezygnować z wyprawy.
Pan Sellers zjechał z nim i Jackiem na dół, po czym z zapasowymi wierzchowcami wrócił do reszty grupy, a Jack miał dostarczyć Terrence'a na ranczo i dogonić nas w miejscu, w którym zatrzymujemy się na nocleg.

- Mogliśmy się tego spodziewać po Terrensie. - Powiedział Nick Kowalsky. - On zawsze robi z siebie bohatera, a w ostatniej chwili tchórzy.

- Właśnie! - zawołał Nathan Sullivan. - Pamiętacie, jak w zeszłym roku... - zaczął, ale Clint nie dał mu skończyć

- Przestań. On może mieć po prostu lęk wysokości.

Nathan wyraźnie w to powątpiewał, lecz na widok miny Clinta nie kontynuował swojej wypowiedzi.
Było mi trochę żal Terrence'a. Wiedziałam, że niezależnie od tego, czy miał lęk wysokości, czy nie, będzie się wstydzić kolegów, i spodobało mi się to, że Clint się za nim wstawił.

- Co on będzie robił przez tydzień na ranczu?  - zwróciłam się do Pana Sellersa.

- O to nie musimy się martwić  -  odparł. - Zuri na pewno znajdzie mu jakieś zajęcie. - popatrzył na zegarek. - Nie możemy dłużej zwlekać, musimy jak najszybciej ruszać. Mamy przed sobą kawał drogi, a najpóźniej za cztery godziny zrobi się ciemno. - Napoję tylko mojego konia i te dwa zapasowe, dam im kwadrans odsapnąć i jedziemy.

- Ale Pan też musi trochę odpocząć -  powiedziałam z troską w głosie, widząc jak opiekun wyciera spocone czoło.

- Właśnie - poparł mnie Clint. - Ja pójdę napoić konie, a Pan sobie usiądzie gdzieś pod drzewem i trochę odpocznie. - Pójdziesz ze mną Sandra ?

- Jasne - odparła, uśmiechając się do niego promiennie.

- A tymczasem dziewczyny zrobią Panu jakieś kanapki. - zarządził Clint.

Gorzej być nie może Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz