Rozdział 7

12 3 0
                                    

Nieprędko miałam okazję porozmawiać z Sandrą i Marshą. I skłonić je do zmiany taktyki, a podczas zwiedzania Acoma Pueblo utwierdziłam się tylko w przekonaniu , że muszę zrobić to jak najszybciej. Moje towarzyszki tak się zapędziły w swoich zabiegach, zmierzających do niedopuszczenia Rebecki do Jacka, że z boku wyglądało to po prostu śmiesznie. Co chwilę wymyślały jakieś preteksty, żeby przy nim być, zasypywały go dziesiątkami pytań na które on wprawdzie odpowiadał - Na tym przecież również polegała jego praca - Po jakimś czasie jednak dostrzegłam w nim ślady zniecierpiliwienia.
Robią z siebie idiotki pomyślałam, kiedy usłyszałam słowa Sandry. Byliśmy właśnie we wnętrzu jednego z indiańskich domostw i staliśmy wokół Indianki, która na specjalnie do tego przeznaczonym wielkim kamieniu z wgłębieniem rozcierała ziarna kukurydzy.

- To strasznie ciężka praca - skomentowała Sandra, zwracając się do Jacka.

- Czy Indianie nie jedli popcornu ?

W tym momencie załapałam się oburącz za czoło i spuściłam głowę. Kiedy podniosłam ją na chwilę dostrzegłam zawstydzone spojrzenie przyjaciółki. Sandra nie należała do dziewczyn, które paplają trzy po trzy. Była raczej małomówna, ale kiedy się odzywała mówiła zawsze sensownie. Miała również dość wyrafinowane poczucie humoru ... aż do dziś.

Jack który najwyraźniej nie wiedział, nie był pewien czy potraktować to pytanie jako żart, czy poważnie. Milczał, co jeszcze bardziej speszyło Sandrę. Zastanawiałam się jak pomóc przyjaciółce, ale zanim zdążyłam się odezwać zrobiła to Rebecka.

- Jasne, że jadali - Rzuciła drwiącym głosem - I popijali Coca-colą z kostkami lodu oczywiście - Dodała - uśmiechnęła się słodko do Jacka a potem z triumfem spojrzała na Sandrę.
Ta zaczerwieniła się, bez słowa cofnęła się o parę kroków i stanęła za moimi plecami.

- Ja się z tego wypisuję - Szepnęła mi do ucha - Nie jestem w stanie dłużej robić z siebie kompletnej kretynki. - Ja nie próbując zaprzeczać pokiwałam głową ze zrozumieniem.

Tymczasem Marsha, choć została na polu bitwy sama, nie poddawała się. Na szczęście jej pytania kierowane do Jacka były już bardziej sensowne i nie dawały Rebecce okazji do kpin.

- Jakich ona używa kosmetyków ? - indiańskie domostwa nie należały do przestronnych izba była niewielka i dziewczęta oraz chłopcy stali dość stłoczeni. Sandra więc zadała mi to pytanie szeptem. Ja natomiast wiedziałam że oczywiście chodzi o Rebeckę która - Mimo naszej nadzieji - po kilku godzinach spędzonych na  upale wyglądała tak jakby przed chwilą zrobiła sobie makijaż.

- Sama się nad tym zastanawiam - odszepnęłam

- Ale Marsha nie daje za wygraną

- No wiesz jakby to mnie Rebecca odbiła kiedyś chłopaka to też byłabym bardziej zdeterminowana - odparła Sandra

- Ja w każdym razie ...

- Ci... - przerwałam jej widząc, że kilka głów odwraca się w naszą stronę.

Po paru minutach dołączyła do nas Marsha, która chwilowo przegrała z Rebeccą batalię o uwagę Jacka.

- Dlaczego zostawiłyście mnie tam samą? - Spytała z wyrzutem w głosie.

Sandra wzruszyła ramionami, a ja szepnęłam.

- Pogadamy o tym później, jak będziemy same, dobrze ?

Marsha najwyraźniej nie miała ochoty odkładać tej rozmowy i pewnie gdyby nie podszedł do nas Clint uparłaby się aby ją kontynuować.
Po raz pierwszy w życiu byłam mu wdzięczna, że się przy nas pojawił. I nie chodziło tylko o to, że ktoś mógłby nas podsluchać. Byliśmy przecież w jednym z najciekawszych miejsc jakie mieliśmy okazję w życiu oglądać. Właśnie znajdowaliśmy się w domu, gdzie przed wiekami mieszkali jacyś ludzie i ich życie tak niewiele rożniło się od tego, jakie teraz wiedli życie jego obecni właściciele. Patrząc na kamień do rozdrabniania kukurydzy, zastanawiałam się czy był już tu kilkaset lat temu i służył do tego samego celu. Przyglądając się murom domostwa, wyobrażałam sobie jak przed wiekami suszą się na słońcu cegły Adobe, z których zostało zbudowane ...
Ta izba podobnie jak całe Podniebne Miasto nie była miejscem w którym człowiek powinien zawracać sobie głowę jakimiś intrygami. Zawsze wzdragałam się przed patosem, teraz jednak czułam że zastanawianie się w takim miejscu, nad tym jak dać po nosie Rebecce, jest święokradztwem. I postanowiłam trzymać się tego dopóki nie wyjedziemy z Acoma Pueblo.
Sandra musiała to wyczuć bo już nie wracała do tematu Jacka i Rebecki. Co więcej trzymała się od niego z daleka, dając tym samym konkurentce okazję do zalewania go uwodzicielskimi uśmiechami i słodkim szczebiotem. Marsha tylko od czasu do czasu zerkała w ich stronę i prychała pod nosem.

Dzisiaj trochę krótszy :-) ale jest :-) wkrótce następny rozdział mam nadzieję że się podoba :-) piszcie w komentarzach swoje pytania i uwagi :-) na wszystkie pytania napewno odpowiem. :-)

Gorzej być nie może Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz