Rozdział 1.

451 42 26
                                    



– Daniel, zrozum, że ja muszę jej pomóc – powiedziała June, pakując kolejne ubranie do walizki. Czekał ją miesiąc w słonecznej Wenecji, która o tej porze roku była przepiękna. Jej o kilka lat młodsza siostra złamała rękę i potrzebowała pomocy przez miesiąc.  Za cztery tygodnie wraca Sean, a ja wrócę do domu. Poradzisz sobie.


– Powinnaś zostać tutaj i zająć się domem. Nikt nie kazał im pakować się w pieluchy.


– Daniel...

Mężczyzna bez słowa wyszedł z pokoju, a June usiadła na sypialnianym łóżku i rozejrzała się. Na stoliku stało zdjęcie z ostatniej podróży na Bali, na ścianie wisiało to ślubne. Kobieta już od dawna miała ochotę zdjąć je i upchnąć na dnie szafy. Miała tak za każdym razem, gdy Daniel przychodził podchmielony późną nocą i opowiadał o sukcesie w pracy, a ona nienawidziła ich małżeństwa. Miała tak za każdym razem, gdy kłócili się i w domu trzaskały drzwi. Miała tak za każdym razem, gdy podejrzewała go o zdradę, a on robił piekło, twierdząc, że June siedzi w domu i dlatego jej odwala, albo zrzuca to na jej spokojną pracę w księgarni. Fakt, pracy czasami też nie znosiła, ale nie umiała się zwolnić, bo nie miała pewności, że znajdzie coś lepszego i lepiej płatnego, a nie chciała żeby Daniel ją utrzymywał, bo to dałoby mu kolejny powód do kłótni.

Dzwoniący telefon przerwał jej rozmyślania. Uśmiechnęła się, słysząc głos Sharon. Kobieta pytała jak przygotowania do lotu i przyznała, że już nie może się doczekać spotkania.


– Kończę się pakować i zaraz jadę na lotnisko.


– A jak Daniel?


– Jak zwykle... Porozmawiamy jak dolecę, dobrze? - poprosiła, widząc mężczyznę na korytarzu.


– Przyszedł?


– Będę na siebie uważać, pa.

Zakończyła połączenie i wstała. Zapięła walizkę, wychodząc z nią na korytarz i schodząc na dół. Jej mąż nie odzywał się, dając do zrozumienia, że nie jest zadowolony z jej decyzji. Ale June potrzebowała tego. Potrzebowała oderwania się od rzeczywistości, od męża, który ostatnio jedynie czepiał się o wszystko. Potrzebowała spotkania z Sharon i jej malutkim Elijahem, którego widziała jakieś pół roku temu, gdy się urodził.


– Zawieziesz mnie na lotnisko? - zapytała, nie wiedząc czy ma zamawiać taksówkę czy może liczyć na pomoc swojego męża.


– Mam pracę.

Kiwnęła głową, wybierając numer centrali taksówek. Dziesięć minut później prosiła o podwiezienie na lotnisko, gdzie prędko przechodziła przez odprawę. Dwie godziny lotu minęły jej naprawdę szybko przez podekscytowanie na myśl o spotkaniu swojej kochanej siostrzyczki. Wychodząc z odpowiedniego terminalu, rozglądała się za niską blondynką, którą tak bardzo kochała.


– June! - usłyszała znajomy głos, za którym podążyła. Uśmiechnęła się na widok brunetki machającej do niej.


– A co to za kolor? - zapytała ze śmiechem, przytulając siostrę.


Cztery tygodnie na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz