Rozdział 5.

288 42 4
                                    


Jonathan wyszedł z terminalu pierwszego tuż po dziesiątej, niosąc ze sobą prezenty i ciągnąc walizkę. Przechodząc przez lotnisko w Manchesterze, był przepychany przez zagubionych podróżników, którzy szukali odpowiednich bramek i spieszyli się na odprawy. Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie opuścił teren portu i taksówką jechał pod wskazany adres, który kiedyś zamieszkiwał. Posesja była naprawdę spora i mieściła się niedaleko centrum. Dwupiętrowy dom otoczony zielonym ogrodem był kiedyś jego dumą, a teraz nie miał do niego żadnych praw. Bez używania dzwonka wszedł do środka i w ciągu sekundy w jego ramiona wpadała stęskniona Corinne.

– Miałeś być wczoraj! – powiedziała z wyrzutem, gdy minął już czas przytulasków i wyznawania miłości.

– Miałem bardzo ważne spotkanie.

– To mogłeś być w nocy.

– To spotkanie skończyło się późno w nocy. Już jestem, kochanie, więc nie ma o czym mówić.

Podał jej prezent, a ona zerknęła do torby i z uśmiechem wyjęła pluszaka. Z dzieckiem na ręku wszedł do salonu, gdzie Cameron oglądał telewizję.

– Hej, tato – powiedział, jedynie podnosząc rękę i machając bez patrzenia na ojca.

– Cześć synku. – Jonathan wiedział, jak bardzo jego syn nienawidził zdrobnień w związku ze swoją osobą albo przytulania, ściskania i całowania dlatego teraz podszedł do niego z uśmiechem i pocałował go w głowę.

– Fuj.

– Fuj, fuj, a kiedyś to uwielbiałeś.

– Kiedy? Dziesięć lat temu?

Jonathan roześmiał się, podając nastolatkowi prezent. Ten bez większego entuzjazmu podziękował i rozpakował go.

– Może być? – zapytał Jon, patrząc na syna, który wrócił do oglądania telewizji.

– Taaa.

– Jak w szkole? - Przysiadł się do nastolatka, trzymając Corinne na kolanach.

– Normalnie.

– Na jak długo jesteś zawieszony?

– Do poniedziałku.

Jonathan westchnął, patrząc na dziewczynkę, siedzącą na jego kolanach.

– Tatusiu, pójdziemy dzisiaj do zoo? - zapytała.

– Znowu do zoo? Byliśmy w wakacje.

– Proszę, tatusiu. Będzie fajnie.

– Idziesz z nami, Cameron?

– Nie.

– Idziemy później na skałki?

– Później mam koncert.

– Koncert masz o siódmej, więc mamy jeszcze cały dzień. Skałki?

– Spoko.

– Idziesz z nami do zoo?

– Nie.

– Chodź, porozmawiamy, opowiesz co w szkole. Przebieraj się.

Dwadzieścia minut później przypinał młodsze dziecko w foteliku w wypożyczonym na weekend aucie. Czarny Range Rover był ulubionym autem Jonathana, jeśli chodzi o te wypożyczane i zawsze prosił o właśnie takie, gdy przyjeżdżał do Manchesteru. Duży samochód dawał poczucie bezpiecznego i typowo rodzinnego. Dodatkowo dobrze mu się prowadziło i wszystkie wycieczki do zoo czy muzeów nie były katorgą, nawet gdy trafiali na korki.

Cztery tygodnie na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz