Rozdział 6.

226 32 5
                                    


Niedzielny poranek spędzony został na szybkim śniadaniu i wyjeździe na halę do wspinaczki, którą obaj uwielbiali. Corinne płakała, chcąc jechać z ojcem i bratem, a Jonathan tłumaczył jej, że jest za mała i może stać się jej krzywda. Obiecał, że niedługo wróci i spędzą razem jeszcze trochę czasu, bo samolot ma późno w nocy. Jon obserwował syna, który wiedział, jak powinien się zapiąć, a potem bez instruowania stawiał kolejne kroki, wspinając się coraz wyżej. Pamiętał, jak przyszedł tu pierwszy raz z synem, by pokonać jego lęk wysokości i nie spodziewał się, że Cam tak bardzo to polubi. Weekendowe wspinaczki były ich małą tradycją i idealnym oderwaniem od Corinne, która ciągle domagała się uwagi i chciała mieć ojca tylko dla siebie.

- I jak było? - zapytał, gdy siedzieli w aucie kilka godzin później.

- Nisko.

- To teraz Mount Everest? - zażartował, ale jego syn nawet nie uśmiechnął się. - Jesteś głodny?

- Trochę.

- Mama czeka z obiadem.

- Chyba wątpię. Pewnie dała Corinne zupę z paczki albo tą zamrożoną w kostkach do rozmrażania i sama gada przez telefon.

- Często tak robi?

- Czasami. Albo zamówiła pizzę.

- Możesz wybrać lokal.

Chłopak podał nazwę restauracji, a Jonathan skierował się pod odpowiedni adres. Jedząc ogromne hamburgery, które były wizytówką lokalu, Jon próbował wypytać syna o Marcusa, bo widział, że ten za nim nie przepada.

- Oj, tato, no. Nie jest zły, ale niech nie przychodzi do nas.

- Dlaczego?

- Bo to nasz dom.

- Ale mama ma prawo ułożyć sobie z kimś życie. My nie wrócimy do siebie - powiedział ostrożnie, obserwując reakcję nastolatka. Ten jednak nie zareagował jakoś specjalnie, ale włożył do ust porcję frytek, przełknął je i powiedział:

- Oj wiem, tato. Nie jestem Corinne, żeby tego nie łapać. Chodzi mi raczej o to, że wkurwia mnie, gdy on...

- Nie przeklinaj, Cameron.

- A ty mi nie przerywaj. Wkurza mnie, gdy on przychodzi i czuje się jak u siebie. Chce oglądać telewizję? Mam przełączać albo oddać mu pilota. Chce jechać gdzieś tylko z mamą? Mam zająć się Corinne. Ja chcę iść do kina? Nie da mi kasy, bo wydałem kieszonkowe na głupoty. A czasami nawet mi go nie daje, bo zapomina. I jak ja mam wyżyć cały miesiąc za piętnaście funtów, tato? - zapytał błagalnie, jakby ta kwota miała iść na pokrycie rachunków i rzeczywiste utrzymanie. - Same bilety do kina kosztują dziesięć!

- Mogłeś z nią porozmawiać, na pewno podwyższyłaby ci kieszonkowe.

- Nie, bo muszę się ze wszystkiego tłumaczyć. Zobaczysz, że niedługo będzie kazała mi przynosić paragony.

- Oj nie przesadzaj już.

- Nie przesadzam, tato! Z drugiej strony ona może non stop chodzić na zakupy albo kupować Corinne lalki. Albo chodzić na randki z Marcusem. Nawet mi za opiekę nad Cor nie płaci!

- To twoja siostra, Cameron.

- Oj wiesz, o co mi chodzi! - Chłopak był już nieźle zdenerwowany i jedno niepotrzebne słowo mogłoby sprawić, że ten wybuchłby jak wulkan.

- Porozmawiam z nią.

- I co? I znowu potem będzie nazywać cię kutasem, a Corinne będzie pytała co to znaczy?

Cztery tygodnie na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz