Rozdział 4.

277 34 9
                                    


– Jonathan? – pisnęła Sharon. Siedziały właśnie w salonie, a June opowiadała siostrze na kogo wpadła. W salonie włączona była muzyka, a one czuły się jak nastolatki, opowiadające o pierwszych randkach. – Ten Jonathan?!

– Dokładnie ten.

– Jak wygląda? Nadal taki przystojny? Czym się zajmuje? – fala pytań wypływała spomiędzy warg młodszej z sióstr. June zaśmiała się z ciekawości brunetki, która z niecierpliwością kręciła się na kanapie i z uśmiechem czekała na kolejne opowieści.

- Nie wiem. Spotkałam go przed sklepem z zabawkami, gdzie kupował rzeczy dla swoich dzieci. Ma dwójkę – chłopca i dziewczynkę.

– Nadal jest takim ciachem?

– Ma siwe włosy i trochę więcej mięśni.

– U, pociągające. To o której się spotykacie?

– Nie wiem, czy się spotykamy.

– Jak to?

– Nie wiem, czy powinnam iść.

– Powinnaś. Wstawaj, wybierzemy coś.

– Co masz na myśli?

– Musisz jakoś wyglądać. – Pociągnęła ją do sypialni, gdzie otworzyła szafę i zaczęła przeglądać jej zawartość. Po chwili wyjęła sukienkę i po chwili przyglądania się jej, odwiesiła na wieszak. – Gdzie idziecie w końcu?

– Na drinka.

– No, ale miejsce. Gdzie? - powtórzyła.

– Nie wiem, miał napisać.

Jak na zawołanie telefon dał o sobie znać, a na ekranie wyświetlił się nieznajomy numer, a June spojrzała na swoją siostrę, która pisnęła z podekscytowaniem:

– To on? Odbieraj!

Blondynka wzięła głęboki oddech i nacisnęła na zieloną słuchawkę, mówiąc:
- Słucham.

- Hej, June, tu Jonathan. Dzwonię, żeby zapytać, czy nasze spotkanie jest aktualne.

Sharon, która przylgnęła do siostry, by słyszeć rozmowę, teraz energicznie kiwała głową, a jej usta układały się w nieme „Tak!".

- Jasne.

- Świetnie, już nie mogę się doczekać. Może siódma, co? Wpaść po ciebie?

- Poradzę sobie, podaj tylko miejsce.

Mężczyzna podał nazwę lokalu i przyznał, że już nie może się doczekać. Pożegnali się i połączenie zostało zakończone, a niewidzialny uścisk zniknął z serca June, która odetchnęła z ulgą. Nie umiała sama wyjaśnić co się z nią dzieje na samo wspomnienie o Jonathanie, ale czuła dziwnego rodzaju radość na myśl o spotkaniu. Zupełnie jak on, który przez kilka dobrych minut wahał się, wybierając numer kobiety. W głowie miał ułożoną rozmowę, ale język i tak plątał się i ledwo udało mu się uniknąć jąkania. Nie widzieli się tyle lat i teraz spotkali tutaj, w Wenecji, w mieście miłości, gdy żadne z nich nie spodziewało się tego.

- Będzie super! - zapewniła Sharon. - Zakładaj to – dodała po długim wybieraniu ubrania i wyrzucaniu niektórych rzeczy na ziemię.

Podała siostrze siwą sukienkę, która była dobra i na randkę, i na wyjście do teatru czy nawet na zwykłe zakupy. Była prosta, ale jednocześnie gustowna. Długi wisiorek miał przykuwać wzrok, a szpilki podkreślały jeden z atutów June – jej nogi do nieba, których pozazdrościć mogły jej niektóre dziewczyny. Mimo wieku jej nogi wyglądały jak u dwudziestolatki, a Sharon wiedziała jak dobrze je podkreślić.

Cztery tygodnie na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz