Słoneczny dzień w Wenecji sprawił, że June chętnie przemierzała ulice wolnym krokiem, prowadząc wózek. Pozwoliła siostrze dokończyć pracę, której trochę się nazbierało i nie chciała, by Elijah jej przeszkadzał. Prawda była taka, że nie miała ochoty czytać cudzych listów i czuła się niezręcznie, gdy musiała na nie odpowiadać. A niektóre były naprawdę szalone.
W jej głowie znikąd pojawił się Jonathan, który swoją obecnością wywoływał uśmiech na twarzy kobiety. Kojarzył jej się z najlepszymi czasami w życiu, gdy mogła beztrosko bawić się do wieczora i nie dbała o nic więcej oprócz świnki morskiej, którą rodzice kupili jej na dziesiąte urodziny. Wspominała ostatni wieczór i w głębi serca nie mogła doczekać się powtórki. Chciała napisać do Jona w weekend, ale nie chciała mu przeszkadzać w spędzaniu czasu z rodziną. Wiedziała, jak wiele dzieciaki dla niego znaczą i zazdrościła mu szczęścia, które miał. Sama patrzyła na miłość Sharon do Elijaha i uśmiechała się, a w środku jej serce łamało się na milion małych części. Zwłaszcza że jej siostra często zaczynała temat rodzicielstwa June i ciągle wmawiała jej, że nigdy nie jest za późno i przecież dużo kobiet rodzi po czterdziestce.
Cichy dźwięk dzwonka wyrwał ją z rozmyślania. Prędko odszukała komórkę w torebce, by nie obudzić śpiącego chłopca i uśmiechnęła się na widok imienia przyjaciela.
– Hej – powiedziała, akceptując połączenie.
– Hej, June. Co tam? Przepraszam, że się nie odzywałem, ale byłem w Manchesterze i wróciłem dopiero późno w nocy.
– Jasne, jak spotkanie?
– Cudownie, trochę krótkie, ale udane. Co u ciebie?
– Weekend naprawdę udany, właśnie jestem z Elim na spacerze.
– Na spacerze? Nie jest za zimno?
– Żartujesz? Jest naprawdę ciepło!
– Och, siedzę w biurze i chmury wydają się jakieś ciemne.
– Może to praca je ściemnia? Powinieneś trochę odpocząć.
– Tak, chyba masz rację. Powiedz, gdzie jesteście i zaraz będę.
– Słucham? – zapytała ze śmiechem.
– Sama powiedziałaś, że potrzebuję spaceru.
– Ja...
– Nieładnie odmawiać starszym! – I znowu argument stosowany w dzieciństwie, przez który June poddała się i podała miejsce spaceru. – Będę za kilka minut, poczekajcie tam na mnie!
Rozłączyła się i spojrzała na chłopca, który nadal spał. W nocy był jakiś niespokojny i teraz nadrabiał zmarnowane godziny. Jego spokój działał i na nią, więc w końcu zajęła ławkę i wystawiła twarz na słońce. Krem z wysokim filtrem miał chronić ją przed dodatkowymi piegami, których nie znosiła i nie umiała pokochać, jak radzili w magazynach z artykułami dotyczącymi pozbywania się niechcianych przebarwień z ciała. W jej głowie pojawił się głos Sharon, która bezczelnie zdjęła jej obrączkę przed umówionym spotkaniu, dodając, że to jej szansa. Następnego dnia rano znowu ją nałożyła i do teraz tkwiła na jej palcu. Spojrzała na złoto, które w środku miało wygrawerowane datę i cytat dotyczący wieczności, który łączył się z obrączką Daniela. Zdjęła biżuterię i bawiła się nią chwilę, by później wcisnąć w kieszonkę torby.
– Hej – usłyszała za sobą szept i poczuła rękę na ramieniu. Jonathan szybko cmoknął ją w policzek i zajął miejsce obok. – Miałaś rację z pogodą, jest świetna.
![](https://img.wattpad.com/cover/109811356-288-k657141.jpg)
CZYTASZ
Cztery tygodnie na miłość
Roman d'amour„Jeśli po czterdziestce będziemy singlami, to weźmiemy ślub" - brzmiała obietnica złożona pomiędzy nastoletnim Jonathanem a jego o dwa lata młodszą przyjaciółką. Teraz spotykają się po ponad dwudziestu latach w Wenecji, gdzie ona pomaga siostrze, a...