• 1 •

12.8K 733 530
                                    

Dziś był pierwszy dzień grudnia. Na dworze było zimno, a z nieba zaczęły lecieć pojedyncze płatki śniegu. Jednak temperatura wcale nie przeszkadzała bawiącym się na dworze dzieciom ani pieszym, którzy zmierzali w tylko sobie znanym kierunku. Wręcz przeciwnie, dzieci były szczęśliwe, że mogą wyjść na dwór i pobawić się z przyjaciółmi w śniegu, za to dorośli nie zwracali zbytnio uwagi na pogodę czy minusową temperaturę. Ich interesowało to, że zostały już niecałe cztery tygodnie do świąt Bożego Narodzenia, a oni nie mają kupionych prezentów dla rodziny oraz swoich pociech. Byli źli, że zostało im tak mało czasu. Czasu, który strasznie ich goni i nie mał zamiaru choć na chwilę stanąć w miejscu.

Jednak Levi'a to nie interesowało. Miał wywalone na święta czy nowy rok, ponieważ znów wiedział, że spędzi je samotnie, zamknięty w czterech ścianach swojego...nie oszukujmy się, drogiego mieszkania. Chciał choć raz spędzić święta z rodziną, która niestety, nie żyje. Miał zaledwie cztery lata, kiedy jego matka zginęła w wypadku samochodowym a on trafił pod opiekę surowego wuja. Ale on też zostawił chłopaka. Levi miał wtedy gdzieś z dwanaście, trzynaście lat? Jednak po mimo jego młodego wieku, umiał zapewnić sobie jedzenie i picie, jakiś dach nad głową oraz czyste ubrania. Od dziecka podejmował się każdej możliwej pracy. Tak właśnie poznał swoich przyjaciół - Farlana i Isabel. Spędził z nimi dwa, cudowne lata, jednak choroby oraz brak odpowiedniej sumy pieniędzy na ich leczenie zabrały tą dwójkę z tego świata, zostawiają Ackermanna samego jak palec. 

Czarnowłosy stanął przed barem "Rose", należącego do jego przyjaciela Erwina. Złapał za klamkę drzwi i pchnął je, wchodząc do środka. Od razu zrobiło mu się cieplej a śnieg, który opadł na jego czarne włosy rozpuścił się. Zdjął szalik, kurtkę po czym zajął miejsce przy czteroosobowym stole. Po mimo wieczornej godziny, bar był pusty. 

- Hej Levi - Erwin uśmiechnął się, siadając obok przyjaciela. Lubił jego towarzystwo, chociaż wiedział, że ciemnooki ma ciężki charakter - Co cię tu sprowadza? 

- Chęć napicia się wódki? - spojrzał w niebieskie oczy blondyna - W końcu prowadzisz bar z alkoholem...

- Nie tylko z alkoholem. - poprawił go - Chcesz tylko wódkę?

Ackermann rozłożył się na kanapie i spojrzał w biały sufit. Nie był głodny, jednak na myśl o pysznej zapiekance, którą miał kiedyś okazję spróbować w domu Smitha, zaburczało mu w brzuchu. 

- Dużą zapiekankę...ale chcę do niej whisky z colą i lodem. - mruknął, mrużąc oczy. Momentalnie zrobił się głodny. Może dlatego, że nie jadł dziś śniadania ani obiadu?

- Dobrze - blondyn wstał z kanapy - Zaraz będzie. 

- Tylko szybko, jestem cholernie głodny. - nie spojrzał na przyjaciela, jednak usłyszał jego cichy śmiech. Sam delikatnie uniósł kącik ust. Erwin zawsze taki był - radosny oraz opiekuńczy. Dbał o Levi'a tak, jakby był on jego młodszym bratem. To w pewien sposób podobało się brunetowi. Po mimo tego, że Ackermann był młodszy od Smitha zaledwie o cztery lata, ciemnookiemu to nie przeszkadzało. Lubił, jak Erwin od czasu do czasu daje mu drobne prezenty, jak małemu, ukochanemu dziecku. Ale właśnie Levi taki był. Był jak małe dziecko, które cieszy się z drobnych rzeczy. Zachowywał się tak przez utracone dzieciństwo, którego mu cholernie brakowało.

- Pańskie zamówienie. - usłyszał nieznany mu dotąd głos. Otworzył oczy i spojrzał na stojącego przed nim kelnera w białym fartuszku. Był to wysoki, brązowowłosy chłopak o śniadej skórze. Jednak to, co najbardziej zaciekawiło mężczyznę, to jego oczy. Tęczówki chłopaka miały piękny odcień zieleni. Nie były pospolite, tylko...unikatowe - szmaragdowe z dodatkiem jasnej zieleni. Levi pierwszy raz wiedział tak piękne oczy.
Jego oddech delikatnie przyśpieszył, kiedy szatyn uśmiechnął się do niego i położył przed nim, na szklanym stoliku talerz z zapiekanką, a szklankę z whisky obok. Czuł delikatne ciepło w środku, którego nigdy do tej poty nie czuł, a jego policzki zrobiły się minimalne różowe, czego nie było widać. Nie rozumiał swojego dziwnego zachowania, jednak wiedział, że nie jest ono normalne. Bo w końcu, kto normalny rumieni się na widok jakiegoś szczyla?

- Podać coś jeszcze? - odezwał się szatyn, przyciskając metalową tacę do brzucha. Nie chciał tego pokazywać, ale strasznie się denerwował. To jego pierwszy dzień w pracy i chciał zrobić jak najlepsze wrażenie na pierwszym, obsługiwanym przez niego kliencie. 

- Nie. - Levi odpowiedział na pytanie chłopaka beznamiętnym głosem. Nie przepadał za dziećmi, nawet, jeśli miały one naprawdę ładne oczy. - Jesteś nowy, mam rację?

- T-tak.

- Imię. - Ackermann wziął łyk drinka.

- S-słucham? - zielonooki był zaskoczony, nie zrozumiał. 

- Pytałem cię o imię bachorze. - warknął podirytowany zachowaniem tego dziecka. Mówił po rosyjsku czy niemiecku, że nie zrozumiał? 

- Ach - zarumienił się, odwracając wzrok, a jedną dłoń bardziej zacisnął na tacy. Czuł się upokorzony pierwszego dnia w pracy, choć wiedział, że nic takiego się nie stało - Eren...Eren Jäger. 

31 dni [Ereri/Riren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz