Słynna już nawet poza murami Konoha formacja Ino-Shika-Cho w najmłodszym znanym składzie stanęła w gabinecie Piątej Hokage. Kobieta miała im do przekazania nową misję.-Pomiędzy Konoha, a Suna, w Kraju Rzek widziano członków Akatsuki – wyjaśniła na początku. – Było ich dwóch. Nie są znani nam, ani z nazwiska, ani z umiejętności. Waszym zadaniem jest odnaleźć ich i unikając otwartej walki, sprawdzić kim są. Macie na to tydzień czasu. Shikamaru, z racji tego, że jesteś chuuninem, poprowadzisz grupę.
-Hai! – wykrzyknęli wszyscy.
Wyszli z gabinetu, a po pół godzinie spotkali się pod bramą Konoha.
-Ależ to upierdliwe – stwierdził Shikamaru – Znowu musze za was odpowiadać. To takie beznadziejne…
-Shikamaru! Mamy znaleźć Akatsuki, a ty mówisz, że to upierdliwe!? – wydarła się na niego Ino. – Jesteś okropny!
Młody Nara zatkał sobie uszy rękoma.
-Ależ to upierdliwe… – zaczął swoje. – …jak ty bardzo przypominasz moją matkę. Beznadzieja!
Ino warknęła wściekle, zaciskając pięści. Na szczęście pomiędzy dwójką stanął Choji.
-Wystarczy – powiedział. – Możemy ruszać?
-To beznadziejne, ale tak – stwierdził Shikamaru. – Ja pójdę jako pierwszy, Ino za mną, a na końcu Choji. W takim szyku powinniśmy dotrzeć do Kraju Rzek już wieczorem.
Choji i Ino skinęli głowami i ruszyli za Shikamaru. Szybko przemieszczali się nad traktem, korzystając z grubych gałęzi drzew i własnych umiejętności shinobi. Gdy wieczorem stanęli na granicy Kraju Rzek, Shikamaru zarządził rozbicie obozu. Znaleźli niewielką jaskinię, przy której zamierzali zatrzymać się na dłuższy czas.
-To upierdliwe, ale chyba ruszę na nocny zwiad – stwierdził Shikamaru, wstając po chwilowym odpoczynku. – Będę rano.
Ino skinęła głową i zajęła się przygotowywaniem posiłku dla siebie i Choji’ego. Po kolacji dziewczyna opatuliła się kocem i zasnęła przy skalnej ścianie. O świcie zbudził ją młody Nara.
-Wstawaj – zarządził. – Znalazłem ślad. Musisz sama go sprawdzić.
Ino przeciągnęła się i wstała. Dostawszy dokładne informacje od Shikamaru, ruszyła w stronę, gdzie Nara znalazł ślad. Znalazłszy się na leśnej polanie zauważyła ślady walki i strzępy czarnego materiału. Na jednym skrawku tkaniny zdołała zauważyć wymalowaną czerwoną chmurkę z białą obwódką. Po kilku minutach poszukiwania odnalazła ślady dwójki osób. O ile pierwsze tropy nie zaskoczyły ją, o tyle drugi był co najmniej dziwny. Obok śladu butów snął się trop taki, jaki powstałby, gdyby ktoś ciągnął worek piasku.
„Dziwne…” – stwierdziła Ino.
Ostrożnie ruszyła za śladem, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Szybko i zwinnie przekradała się pomiędzy drzewami, nie tracąc z oczu śladów. Zdołała zauważyć krople krwi i strzępy czarnego materiału. Na jednym z krzewów w końcu znalazła cały płaszcz Akatsuki, mocno podarty i zakrwawiony. Idąc tym tropem natrafiła na polanę, przez którą przebiegał jasny strumień. O mało co nie popełniłaby gafy, wchodząc na łąkę. Zatrzymała się w ostatniej chwili, zauważywszy przy strumieniu dwóch ludzi.
-To nie moja wina, Danna! – wydarł się pierwszy. – Jestem długodystansowcem, un!
-To nic nie znaczy, Deidara – rozległ się drugi głos, chrapliwy i niski. – Jesteś shinobi. Po co nam w Akatsuki ktoś, kto walczyć nie potrafi?
-Nie przesadzaj, Danna! – warknął pierwszy. – Potrafię walczyć!
Ino znalazła sobie dobrą kryjówkę i spojrzała na wrogów. Pierwszy był blondynem o długich, wręcz kobiecych włosach. Pochylał się nad strumieniem, obmywając rany na rękach i nogach. To on była tak bardzo poraniony i to jego płaszcz wisiał na krzewie. Jego towarzysz był bardzo niski, można by wręcz powiedzieć o jego karłowatości. Jego płaszcz miał zaledwie kilka rozdarć. Duży kapelusz, osłoniony białymi pasami materiału, nie pozwalał dostrzec rysów twarzy.
-Jak łamaga, Deidara – stwierdził karzeł. – Tylko tak potrafisz walczyć.
-Nie przeginaj, Danna! – syknął blondyn. – Jestem shinobi i potrafię walczyć, un!
-Oczywiście, Deidara – uciął nieco ironicznie karzeł.
Blondyn prychnął, ale nic więcej nie powiedział. Na polanie pojawił się nieduży, ale lekko zbudowany wilk, niosący w pysku wiadomość.
-Un? – rzucił blondyn.
Wyjął z pyska wilka zwitek papieru, a zwierzę zniknęło w kłębie dymu.
-To od Kat, un – stwierdził Deidara. – Ma informacje.
-Nie owijaj w bawełnę, Deidara – warknął karzeł.
-Już, Danna – ofuknął go blondyn. – Konoha wysłała zwiad przeciw nam. Nie maja walczyć, ale mogą nas śledzić. Mamy albo się im wywinąć, albo iść do siedziby inną drogą.
-Wywiniemy się – stwierdził karzeł. – Nie mam zamiaru latać w kółko, bo jakieś dzieciaki skaczą za nami po drzewach.
Deidara wzruszył ramionami i zmiął papier, wrzucając go do torby przy pasku.
-Skąd wiesz, że to dzieciaki, Danna? – zapytała.
-Bo jeden nas właśnie obserwuje – odpowiedział karzeł.
Ino zamarła. Krzyknęła, gdy ktoś złapał ją za ramiona i wyciągnął na polanę, tuż pod nogi dwóch członków Akatsuki.
-Dziewczyna! – zaśmiał się blondyn. – Faktycznie, dzieciak, un.
Ino uklękła pod naporem siły, którą napastnik przygniatał ją do ziemi. Spojrzała na trzymające ją ręce – były to drewniane dłonie marionetki.
-Nieszkodliwa – stwierdził karzeł.
-Takie zawsze robią najwięcej problemów – stwierdził Deidara. – Zabijmy ją, będzie mniej problemów na przyszłość, un.
Młoda Yamanaka rozszerzyła oczy z przerażeniem. Chciała krzyczeć o pomoc, ale głos uwiązł jej w gardle.
-Nie – stwierdził chłodno karzeł. – Tylko narobi nam to kłopotów.
-Nie żartujesz, Danna, un? – zapytał zaskoczony blondyn.
-Nie – odpowiedział karzeł. – Idziemy, Deidara.
Ino chciała coś powiedzieć, zatrzymać ich, krzyknąć… ale nagle marionetka uderzyła ją w tył głowy i dziewczyna opadła półprzytomna na ziemię. Zdołała zobaczyć jeszcze kilka fiołków, rosnących na tle dwóch oddalających się postaci. Płatki zabarwione były krwią blondyna…
…a potem nastała już tylko ciemność nieprzytomności.
CZYTASZ
Akasuna no Sasori - Historie KatD
FanfictionTa opowieść nie jest moją własnością. Oryginalną wersję można znaleźć na http://historie-katd.blog.onet.pl/2010/02/15/kwiat-pierwszy-czerwien-wielki-w-kwiaciarni-konoha/ Życzę miłego czytania.