Zostały dwie godziny do zamknięcie kancelarii. Za trzy i pół godziny mam kolejną randkę w ciemno. Uwielbiam moich przyjaciół, ale odkąd każde z nich znalazło swoją"bratnią duszę", próbują znaleźć moją na siłę. Mimo że nie mam chęci na marnowanie piątkowego wieczoru na kolejnego napaleńca, wiedziałam, że muszę dobrze wypaść. Może akurat?
-Claire, przeszkadzam? -z zamyślenia wyrwał mnie Styles, mój szef. Spojrzałam na niego z lekkim zawałem serca. Uśmiechnął się i oparł dłonie o blat mojego biurka. -Z tego co wiem miałaś przerwę godzinę temu.
-Przepraszam - zarumieniłam się, a on zachichotał. Co tu się dzieję?
-Mam do Ciebie sprawę. - chrząknął i wyprostował się. - Opiekunka Charles'a zachorowała. Niechciałbym szukać jakiejś na szybko, nie mam do nich zaufania. Wiem, że to nie należy do Twoich obowiązków, ale chciałbym ,żebyś się nim dziś zajęła. Mogłabyś? Oczywiście zapłacę.
Westchnęłam. W pewnym momencie myślałam, że będzie na mnie krzyczał. Czasami bywał trochę wybuchowy, ale nigdy bez powodu. Nie dziwię się, ma dość stresującą pracę. Kto lubi słuchać o problemach innych?
-Znaczy...umh, miałam plany. Ale nie ma problemu, Panie Styles.
-Ratujesz mi życie,znowu. Dziękuje. Przywiozę Ci go przed osiemnastą, dobrze?****
W domu byłam pół godziny po tym jak skończyłam swoją pracę. Po drodze zdążyłam zadzwonić do Agnes i odmówić dzisiejszą randkę, a nawet zrobić szybkie zakupy w supermarkecie.
Wyjęłam z lodówki obiad, który przygotowałam dzień wcześniej, po czym udałam się do sypialni. Z ulgą zdjęłam szpilki. Kochałam te buty, to jak wydłużają nogę i jakiej klasy dodają, jednak codzienny ból stóp nie był najmilszą zapłatą za tą miłość. Przebrałam się w wygodne ciuchy i wzięłam szybki prysznic. Czas minął zdecydowanie za szybko. Ledwo zdążyłam zjeść obiad i obejrzeć jeden odcinek Breaking Bad, a usłyszałam dźwięk domofonu. Otworzyłam od razu, wiedząc, że to Styles.
Wyszłam za drzwi i od razu ujrzałam Harry'ego, który wnosił wózek. Za nim szła jego żona, Anabelle. Jak zwykle miała perfekcyjnie ułożone włosy, idealny manicure i wszystko inne. Nawet nie chwiała się w tak wysokich szpilkach. Trzymała na rękach gaworzącego Charles'a. Miał dopiero roczek i był najsłodszym dzieckiem na ziemii. Czasami Anabelle zaglądała do kancelarii, a wtedy mogłam się z nim chwilę pobawić.
Rodzice chłopca chyba wybierali się na randkę. Styles miał na sobie czarne, garniturowe spodnie i białą koszulę, czyli dość normalny dla niego strój, a jego żona idealnie opiętą sukienke.
Patrząc na nich poczułam się jak wieśniak. Miałam na sobie krótkie spodenki i ogromną, męską bluzę, a na stopach puchate, różowe skarpetki. Zarumieniłam się lekko.
-Część kochana, tak bardzo Ci dziękuję, że zajmiesz się Charles'em! - pisnęła Annabelle. Chociaż jedna jej wada. Jej głos przypominał pisk myszy.
- Nie ma za co, Pani Styles. - otworzyłam mocniej drzwi, przepuszczając w nich Harry'ego. Wszedł do środka i postawił wózek. Annabelle podała mi chłopca, który od razu zaczął ciągnąć mnie za włosy.
- Mów mi na "Ty", ile razy mam to powtarzać, Claire.
- Kochanie, musimy się spieszyć - Styles wyminął mnie. Miałam wrażenie, że jest znerwicowany. - Charles zaśnie w wózku, w torbie masz jego zabawki i jedzenie. Jadł godzinę temu, a zasnąć powinien koło dwudziestej. Jest wykąpany. Musimy już iść - podeszli i oboje cmoknęli Charles'a w główkę. Poczułam mocny zapach ich perfum. Z jej strony przesłodzona, waniliowa nuta, a z jego cudownie męski, piżmowy. Uśmiechnęłam się do nich i odeszli.
CZYTASZ
Boss | h.s.
FanfictionStyles miał wszystko czego człowiek mógłby zapragnąć. Wielki dom, wymarzoną pracę, pieniądze, żonę i dziecko - Charles'a. Claire miała wszystko czego pragnęła ona. Małe, przytulne mieszkanko, przyjaciół i w miarę dobrze płatną pracę, jako sekretark...