Mimo tego, jak poddenerwowana byłam, a raczej zestresowana słowami Harry'ego to udało mi się bardzo szybko zasnąć. Zapewne wywołało to przyjemne ciepło, które wydostawało się z ciała mężczyzny.
W środku nocy zbudził mnie ostry ból brzucha. Prawie od razu podniosłam się do siadu. Ścisnęłam mocno zęby, jednak mało to dało. Myślałam, że to zwykły skurcz, jednak nie ustępował przez kilka minut. Na dodatek zmartwił mnie fakt, że nie czułam ruchów malucha. Zazwyczaj to on był przyczyną moich nocnych pobudek, jednak nie tym razem.
- Harry - pisnęłam, mając już płacz na końcu nosa. - Harry, proszę obudź się - załkałam, potrząsając jego ciałem. Nie chcę stracić dziecka, proszę, tylko nie to.
- Co jest? - mruknął, powoli otwierając oczy. Jęknęłam czując kolejną salwę bólu, która trwała dłuzej niż poprzednia. Do tego poczułam wilgoć między swoimi nogami. Zapłakałam głośno, łapiąc szybkie oddechy. Nie chcę rodzić, tylko nie to.
- To chyba już - wyszeptałam, a mężczyzna od razu się podniósł. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy, naciągnął szybko bluzkę.
- Jedziemy do szpitala, nie bój się. Mamo! - krzyknął, kiedy tylko w pokoju rozbrzmiał płacz Charles'a. Kobieta po niecałej minucie wpadła do sypialni - Zajmij się Charlie'm. Musimy jechać do szpitala, Claire zaczęła rodzić - mówił szybko, podnosząc mnie na ręce.
- Harry, piłeś. Robin Was zawiezie - wybiegła z pokoju, a ja objęłam szyje chłopaka.
- Nie płacz, Skarbie, nic Wam nie będzie, obiecuję - szeptał, schodząc po schodach. Wtuliłam się w niego mocniej, kiedy wyszliśmy na zimne, nocne powietrze. Po chwili pojawił się ojczym Hazza, który otworzył nam auto.
Podróż wydawała się trwać wieki. Harry mocno ściskał moją dłoń, a pan Robin gnał przez puste ulice. Ból wydawał się wciąż narastać, ale nie przejmowałam się nim, tylko moim dzieckiem, które miało dopiero trzydzieści tygodni. Nie powinno jeszcze wydostać się na zewnątrz, a wszystko wskazywało, że to się stanie w najbliższym czasie.
Kiedy Pan Robin zatrzymał się przed SOR'em, Hazz od razu wyszedł i złapał mnie z powrotem w swoje ramiona. Wpadł do budynku, od razu wołając o pomoc. SOR był praktycznie pusty, dlatego od razu podbiegła do nas pielęgniarka z wózkiem na który odstawił mnie Styles. Kiedy kobieta zawoziła mnie do gabinetu czułam jego obecność przy sobie.
Szybko znalazł się przy mnie lekarz. Po szybkim badaniu stwierdził, że nie ma już szans na przerwanie akcji porodowej i muszę urodzić jak najszybciej. Byłam przerażona, jednak doktor cały czas powtarzał, że dziecko da sobie radę o ile jest dobrze wykształcone.
Po chwili byłam już na porodówce. Wszystko działo się przeraźliwie szybko, jednak Harry wciąż mi towarzyszył. Stał przy mnie, trzymając moją dłoń, kiedy z krzykiem próbowałam przeć najmocniej jak się dało. W pewnym momencie puścił moją dłoń i usłyszałam huk. Kiedy tylko odwróciłam głowę zobaczyłam go na ziemi, a przy nim pielęgniarkę, która próbowała go ocucić. Lekarz zaśmiał się, twierdząc, że była to najnormalniejsza rzecz na świecie i nawet on sam zemdlał podczas porodu swojej żony.
Chwilę później poczułam, że dziecko wydostało się na zewnątrz. Ponownie zapłakałam, kiedy nie słyszałam jego lub jej płaczu. Próbowałam podnieść się, żeby choć na chwilę je zobaczyć jednak jedna z pielęgniarek wciąż mnie układała.
CZYTASZ
Boss | h.s.
FanfictionStyles miał wszystko czego człowiek mógłby zapragnąć. Wielki dom, wymarzoną pracę, pieniądze, żonę i dziecko - Charles'a. Claire miała wszystko czego pragnęła ona. Małe, przytulne mieszkanko, przyjaciół i w miarę dobrze płatną pracę, jako sekretark...