Nathan:
-Co z nią? - zapytał czarnowłosy
-No wiesz... Jest jak jest. - głos Cartera wydobywał się z komórki.
-A jakieś konkrety?
-Nooo, to była wczoraj w szkole, wyszła z niej i nie uwierzysz, ale...
-No mów! - nakazał
-Trafiliśmy do domu! Po prostu wow!
-Czyli nie masz nic do powiedzenia?
-Do powiedzenia mam dużo, niekoniecznie będziesz chciał tego słuchać...
Na te słowa Nathan rozłączył się i zaczął rozmyślać o Amber.
Coś mi tu nie pasuje...
Carter:
-Nie daje spokoju?
-Powiem szczerze, że to do niego niepodobne. -zamyślił się Carter. - Wczoraj dzwonił 3 razy i jeszcze dzisiaj... Niedługo będę mu musiał zdawać relację z jej snu. - rzekł zrezygnowany.
-Ale nie mów, że nie interesuje cię to jak się czuje.
-Obchodzi, pozatym nie mogę jej teraz zostawić... Nie po tych wszystkich latach. Wszystko już jest gotowe?
-Nadal nie mamy tylu ludzi aby...
-W takim razie musimy ich znaleźć. Nie obchodzi mnie kto to będzie... Po prostu... to jedyny sposób.
-Wiesz, że ON nie będzie zadowolony gdy dowie się o tym ostatni.
-W takim razie mu powiedz.
-Em... wiesz... wolałabym nie. Jest dość... wybuchowy.
-Do wieczora masz mi zorganizować potrzebny sprzęt, a teraz wybacz. Praca wzywa. - dodał z uśmiechem po czym wyszedł.
Amber:
Dziewczyna wygramoliła się z łóżka, skierowała do szafy, ubrała ciemne spodnie, szarą koszulkę i czarne buty, a na koniec do ręki wzięła tego samego koloru skórzaną kurtkę. Zeszła na parter, udała się do kuchni i zrobiła sobie śniadanie. Jadła w spokoju gdy nagle...
-No hej!
Na te słowa dziewczyna podskoczyła na krześle niemal się nie wywracając.
-Jak ty wszedłeś?
-Podobnie jak wczoraj.
-Czyli...
-Oknem.
-W Spidermana się bawisz?
Will jedynie zgromił ją wzrokiem po czym powiedział:
-Obiecałem, że pójdziemy razem do szkoły więc jestem.
-W takim razie chodźmy.
Wyszli z domu i zaczęli iść w stronę szkoły.
-Przemyślałaś to co ci powiedziałem?
-Cały czas nad tym myślę... Naprawdę nie możesz powiedzieć nic więcej?
-Szczerze powiedziawszy sam niewiele wiem.
-A może popros...
-Amber Mayne gdzie ty się wybierasz, moja droga? - za nimi stał Carter, dając wściekłego, podszedł do dziewczyny i już chciał coś powiedzieć, ale zobaczył stojącego obok Willa, po czym jego mina wyrażała zaskoczenie pomieszane ze wściekłością. Odchrząknął po czym stwierdził:
-Widzę, że znalazłaś przyjaciółkę.
-Widzę, że nauczyłeś się składać zdania. - odegrał się Will.
Skąd oni się znają?
-Amber, chodź! - powiedział nerwowo Carter. Chwycił dziewczynę za ramię i zaczął za sobą ciągnąć w stronę szkoły. - Miałem nadzieję, że nie będziesz z NIM w klasie...
-O co ci chodzi?
-Jemu się po prostu... nie ufa. Ja zrobiłem to o raz za dużo. - Mówiąc to zaciskał szczękę i cały się spiął.
-Ale on chciał mi pomóc w pewnej... sprawie.
-On!? Pff.... Musiał mieć w tym jakiś interes.
-Ale jest moim przyjacielem z dzieciństwa znamy się... dobrze.
-Tak ci się tylko wydaje...
Resztę drogi przeszli w ciszy.
-Amber... Uważaj na niego...
-Ehh... Mówiłam ci. Znam go i wie...
-Znałaś...
Carter:
-Skąd wiedziałeś, że tu będę?
-Zawsze tu przychodziliśmy... przed tym jak ci odbiło...
-Co ty wiesz... - mówił William cały czas odwrócony do Cartera. - Gdybyś tylko...
-Nie obchodzi mnie dlaczego to zrobiłeś. Nic cię nie usprawiedliwia.
Nagle Will jakby się teleportował, pokonał 10 metrów w ułamku sekundy i powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Zawsze mi tego zazdrościłeś, co?
-Raczej było na odwrót.
-Proszę cię, jedyne co masz to cięty język. Nic poza tym. A teraz gdy JEJ już nie ma to tym bardziej.
Carter nie wytrzymując zamachnął się ręką, jednak drugi mężczyzna ją złapał.
-Szybkość czasami się przydaje. - mówił to z uśmiechem na twarzy jakby chciał sprowokować blondyna. Ten jednak cofnął rękę i powiedział.
-Nie przydaje się w tedy gdy masz do czynienia z niewidzialnym celem.
Na te słowa jakby rozpłynął się w powietrzu i zaatakował uderzając drugiego w szczękę, a następnie w brzuch. Tamten się zachwiał, jednak dalej stał na nogach.
-Zostaw ją w spokoju. - głos rozległ się jakby znikąd.
Carter zaczął iść w odwrotnym kierunku, jednak William widząc stawiane przez niego ślady, błyskawicznie rzucił się na mężczyznę uderzając go z łokcia w plecy, a następnie atakując szybkimi ciosami. Temu jednak udało się zablokować jego uderzenia, a następnie skontrował prawym sierpowym tak, że tamten osunął się na ziemię.
-To, że jesteś szybki, to nie znaczy, że masz ze mną jakąkolwiek szansę. To ty mi zazdrościłeś i dlatego ci odbiło. Powtórzę jeszcze raz: nie zbliżaj się do niej, bo tak ci rozkwaszę tą buźkę, że się w skali brzydoty nie zmieścisz. - dodał po chwili. - Chociaż dużo poprawiać nie muszę.
Na sam koniec jeszcze kopnął go w twarz, zostawiając krwawiącego na zimnej ziemi.
CZYTASZ
Więzień Ognia
خيال (فانتازيا)Społeczeństwo kontrolowane przez władzę... Ludzie zamykani bez powodu... I jedna dziewczyna, która może ich powstrzymać...