Amber:
-Spokojnie. - powiedział cicho napastnik.
Jak mam być do cholery spokojna?!
Ciało Amber przeszły dreszcze, w jej głowie po raz kolejny dało się usłyszeć cichy szept, dzięki któremu natychmiastowo się rozluźniła. Natomiast jej skóra od razu zaczęła zwiększać swoją temperaturę. Dziewczyna odczuwała skurcze w całym organizmie oraz także ognistą ciecz zbierającą się w jej żyłach. Włamywacz odskoczył od dziewczyny dając jej czas na ucieczkę. Amber już miała rzucić się do biegu, jednak kątem oka zauważyła twarz mężczyzny.
-Ty!?
-Przecież mówiłem, że musimy porozmawiać. - powiedział wstając z podłogi.
-A nie mogłeś wejść jak normalny człowiek!? Drzwiami? - krzyczała cały czas dziewczyna.
-No właśnie nie do końca. Wracając do tematu...
-A może oświecisz mnie, dlaczego?
-Eh...Kobiety...Przecież nic takiego się nie stało.
-No tak, bo zapomniałam, że wkradanie się do czyjegoś domu, a następnie podduszanie jego mieszkańca jest w 100% normalne..
-Ej, nikogo nie podduszałem... A przynajmniej nie zamierzałem. Chciałem po prostu żebyś byłą cicho.
Dziewczyna popatrzyła na chłopaka spod byka, po czym powiedziała tylko...
-Więc? - mówiąc to skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-No to tak, zacznijmy od tego, jak się dokładnie nazywam.
-William Owens.
Wiedziałam, że skądś go kojarzę!
-Willi? - na te słowa chłopak delikatnie się uśmiechnął.
-Byłem pewien, że mnie nie pamiętasz. Jednak nie masz, aż takiej sklerozy.
-Byłeś moim przyjacielem. Nie mogłabym...
-Jedynym przyjacielem. - wtrącił. - Ale nie jestem tu po to aby wspominać. - nagle nieco posmutniał oraz się spiął. - Możliwe, a nawet na pewno grozi nam niebezpieczeństwo. Nie mogę ci na razie powiedzieć z czyjej strony, ani kiedy, ale proszę cię, uważaj na siebie.
-Mówisz, że jestem w niebezpieczeństwie, ale nie możesz powiedzieć, kto za tym stoi?
-Wiem, że to nieco nie fair, ale musisz mi uwierzyć na słowo. W pewnym momencie, jak już em... będziesz gotowa, to na pewno będę mógł odpowiedzieć na każde twoje pytanie.
-A teraz nie możesz? Ktoś ci zabrania? - powiedziała pół żartem, na co chłopak tylko spojrzał na nią i od razu odwrócił wzrok.
-Kto to wie? - powiedział prawie szeptem. - Będę musiał się zbierać... To... do jutra. - po tych słowach zaczął iść w stronę okna i...
-Co ty robisz?
-A właśnie zapomniałbym. - zignorował pytanie. - Jutro po ciebie przyjdę. - po czym cmoknął w powietrzu.
-Ale..
I skoczył.
Amber szybko podbiegła do okna, jednak po chłopaku nie było już ani śladu.
..............................
Nieznajomy:
3... 2... 1...
Amber:
-Słonko! - dziewczyna usłyszała głos Mary dobiegający z parteru.
-Już idę.
Gdy tylko zeszłą na dół, jej oczom ukazała się niska, kobieca postać, a obok niej wyższa, męska.
-Chodź... Pomożesz nam rozpakować zakupy.
Amber wzięła dwie pierwsze siatki i udałą się do kuchni.
-Jak ci minął dzień w szkole? - zapytał Ben.
-Było... w porządku. Poznałam kilka miłych osób.
-Miłych osób? Ktokolwiek był dla ciebie miły? - po tych słowach zaniósł się bezczelnym śmiechem.
-Nie kłam. - dodała Mary. - Kto w ogóle chciałby się z tobą wdawać w jakąś dłuższą rozmowę? Że też akurat ty nam się trafiłaś. Przecież jesteś do niczego. - powiedziała z obrzydzenie na twarzy.
-Ale...
-Wiesz czemu tam siedziałaś przez tyle lat? Twoi właśni rodzice mieli cię dość. Nikt cię nie chce. Nie potrzebuje. Rozumiesz?
-To n-nie prawda. - odparła łamiącym się głosem, po czym zrobiła krok w tył.
-Mówisz, że to był udany dzień? - Ben uśmiechając się psychicznie zaczął stawiać kroki w stronę Amber. - Szkoda, że twój ostatni.
W tej chwili wziął nóż do ręki i dźgnął nim dziewczynę w brzuch.
Amber upadła na podłogę, która była skąpana w jej własnej krwi. Oddech stawał się coraz płytszy, przed oczami miała ciemność, a kończyny zaczęły drgać. Krew wylewała się z jej ciała litrami. Kolejny cios... Nóż wbity w krtań. Powietrze nie dochodziło do jej płuc. Przez usta zaczęła wylewać się czerwona, ciepła ciecz. Serce coraz bardziej zwalniało tylko po to by na końcu wstrzymać swoją pracę.
-Słodkich snów, skarbie!
I 3 cios, a po nim nicość...
...............
Krzyk dziewczyny było słychać w całym domu. Jej ciało drgało ze strachu, a umysł podsuwał jej najróżniejsze obrazy.
To tylko sen... To tylko sen
Powtarzała dziewczyna w myślach. Następnie spojrzała na zegarek, wskazujący godzinę 19:38.
To wszystko zaczyna mnie przerastać.
-Słonko! - na te słowa Amber całą się spięła, lecz z resztką odwagi odkrzyknęła.
-T-tak!?
-Zejdź na parter!
Niepewnie stawiała kroki, jakby chciała aby nic, ani nikt jej nie usłyszał.
-Jak ci minął dzień? - zapytała uśmiechnięta kobieta stojąca w kuchni. - Coś się stało? Jesteś strasznie blada.
-Nie, wszystko... w porządku, ale chyba pójdę się wcześniej położyć.
-Mhh... W takim razie ja zrobię ci coś do jedzenia, a ty idź się odświeżyć.
Dziewczyna od razu pobiegła do swojego pokoju, wzięła ubranie na zmianę, następnie się wykąpała, a po wyjściu z łazienki w pomieszczeniu czekała na nią Mary.
-Na pewno nic ci nie jest?
-Mhm.
-W takim razie zjedz kolację i odpocznij. - po tych słowach kobieta wyszła.
Amber spojrzała na talerz pełen jedzenia lecz od razu się położyła i zaczęła rozmyślać.
To wszystko... To ostrzeżenie... Ale nie możliwe, przecież Mary i Ben to tacy mili ludzie, oni nigdy by nie... Eh prze to wszystko zaczynam wariować...
Po około godzinie dziewczyna odpłynęła do krainy Morfeusza.
CZYTASZ
Więzień Ognia
FantastikSpołeczeństwo kontrolowane przez władzę... Ludzie zamykani bez powodu... I jedna dziewczyna, która może ich powstrzymać...