Rozdział 10

44 23 11
                                    

Amber:

-Spokojnie. - powiedział cicho napastnik.

Jak mam być do cholery spokojna?!

Ciało Amber przeszły dreszcze, w jej głowie po raz kolejny dało się usłyszeć cichy szept, dzięki któremu natychmiastowo się rozluźniła. Natomiast jej skóra od razu zaczęła zwiększać swoją temperaturę. Dziewczyna odczuwała skurcze w całym organizmie oraz także ognistą ciecz  zbierającą się w jej żyłach. Włamywacz odskoczył od dziewczyny dając jej czas na ucieczkę. Amber już miała rzucić się do biegu, jednak kątem oka zauważyła twarz mężczyzny.

-Ty!?

-Przecież mówiłem, że musimy porozmawiać. - powiedział wstając z podłogi.

-A nie mogłeś wejść jak normalny człowiek!? Drzwiami? - krzyczała cały czas dziewczyna.

-No właśnie nie do końca. Wracając do tematu...

-A może oświecisz mnie, dlaczego?

-Eh...Kobiety...Przecież nic takiego się nie stało.

-No tak, bo zapomniałam, że wkradanie się do czyjegoś domu, a następnie podduszanie jego mieszkańca jest w 100% normalne..

-Ej, nikogo nie podduszałem... A przynajmniej nie zamierzałem. Chciałem po prostu żebyś byłą cicho.

Dziewczyna popatrzyła na chłopaka spod byka, po czym powiedziała tylko...

-Więc? - mówiąc to skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

-No to tak, zacznijmy od tego, jak się dokładnie nazywam.

-William Owens.

Wiedziałam, że skądś go kojarzę!

-Willi? - na te słowa chłopak delikatnie się uśmiechnął.

-Byłem pewien, że mnie nie pamiętasz. Jednak nie masz, aż takiej sklerozy.

-Byłeś moim przyjacielem. Nie mogłabym...

-Jedynym przyjacielem. - wtrącił. - Ale nie jestem tu po to aby wspominać. - nagle nieco posmutniał oraz się spiął. - Możliwe, a nawet na pewno grozi nam niebezpieczeństwo. Nie mogę ci na razie powiedzieć z czyjej strony, ani kiedy, ale proszę cię, uważaj na siebie. 

-Mówisz, że jestem w niebezpieczeństwie, ale nie możesz powiedzieć, kto za tym stoi?

-Wiem, że to nieco nie fair, ale musisz mi uwierzyć na słowo. W pewnym momencie, jak już em... będziesz gotowa, to na pewno będę mógł odpowiedzieć na każde twoje pytanie.

-A teraz nie możesz? Ktoś ci zabrania? - powiedziała pół żartem, na co chłopak tylko spojrzał na nią i od razu odwrócił wzrok.

-Kto to wie? - powiedział prawie szeptem. - Będę musiał się zbierać... To... do jutra. - po tych słowach zaczął iść w stronę okna i...

-Co ty robisz?

-A właśnie zapomniałbym. - zignorował pytanie. - Jutro po ciebie przyjdę. - po czym cmoknął w powietrzu.

-Ale..

I skoczył.

Amber szybko podbiegła  do okna, jednak po chłopaku nie było już ani śladu.

..............................

Nieznajomy:

3... 2... 1...

Amber:

-Słonko! - dziewczyna usłyszała głos Mary dobiegający z parteru.

-Już idę.

Gdy tylko zeszłą na dół, jej oczom ukazała się niska, kobieca postać, a obok niej wyższa, męska.

-Chodź... Pomożesz nam rozpakować zakupy.

Amber wzięła dwie pierwsze siatki i udałą się do kuchni.

-Jak ci minął dzień w szkole? - zapytał Ben.

-Było... w porządku. Poznałam kilka miłych osób.

-Miłych osób? Ktokolwiek był dla ciebie miły? - po tych słowach zaniósł się bezczelnym śmiechem.

-Nie kłam. - dodała Mary. - Kto w ogóle chciałby się z tobą wdawać w jakąś dłuższą rozmowę? Że też akurat ty nam się trafiłaś. Przecież jesteś do niczego. - powiedziała z obrzydzenie na twarzy.

-Ale...

-Wiesz czemu tam siedziałaś przez tyle lat? Twoi właśni rodzice mieli cię dość. Nikt cię nie chce. Nie potrzebuje. Rozumiesz?

-To n-nie prawda. - odparła łamiącym się głosem, po czym zrobiła krok w tył.

-Mówisz, że to był udany dzień? - Ben uśmiechając się psychicznie zaczął stawiać kroki w stronę Amber. - Szkoda, że twój ostatni.

W tej chwili wziął nóż do ręki i dźgnął nim dziewczynę w brzuch.

Amber upadła na podłogę, która była skąpana w jej własnej krwi. Oddech stawał się coraz płytszy, przed oczami miała ciemność, a kończyny zaczęły drgać. Krew wylewała się z jej ciała litrami. Kolejny cios... Nóż wbity w krtań. Powietrze nie dochodziło do jej płuc. Przez usta zaczęła wylewać się czerwona, ciepła ciecz. Serce coraz bardziej zwalniało tylko po to by na końcu wstrzymać swoją pracę.

-Słodkich snów, skarbie!

I 3 cios, a po nim nicość...

...............

Krzyk dziewczyny było słychać w całym domu. Jej ciało drgało ze strachu, a umysł podsuwał jej najróżniejsze obrazy.

To tylko sen... To tylko sen

Powtarzała dziewczyna w myślach. Następnie spojrzała na zegarek, wskazujący godzinę 19:38.

To wszystko zaczyna mnie przerastać.

-Słonko! - na te słowa Amber całą się spięła, lecz z resztką odwagi odkrzyknęła.

-T-tak!?

-Zejdź na parter!

Niepewnie stawiała kroki, jakby chciała aby nic, ani nikt jej nie usłyszał.

-Jak ci minął dzień? - zapytała uśmiechnięta kobieta stojąca w kuchni. - Coś się stało? Jesteś strasznie blada.

-Nie, wszystko... w porządku, ale chyba pójdę się wcześniej położyć.

-Mhh... W takim razie ja zrobię ci coś do jedzenia, a ty idź się odświeżyć.

Dziewczyna od razu pobiegła do swojego pokoju, wzięła ubranie na zmianę, następnie się wykąpała, a po wyjściu z łazienki w pomieszczeniu czekała na nią Mary.

-Na pewno nic ci nie jest?

-Mhm.

-W takim razie zjedz kolację i odpocznij. - po tych słowach kobieta wyszła.

Amber spojrzała na talerz pełen jedzenia lecz od razu się położyła i zaczęła rozmyślać.

To wszystko... To ostrzeżenie... Ale nie możliwe, przecież Mary i Ben to tacy mili ludzie, oni nigdy by nie... Eh prze to wszystko zaczynam wariować...

Po około godzinie dziewczyna odpłynęła do krainy Morfeusza.


Więzień OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz