Spacerowałam wąskimi uliczkami miasta, podziwiając stare kamienice, które skrywały ludzkie historie. Może niektóre widziały te podobne do mojej, a może tylko u mnie nie było szczęśliwego zakończenia. Być może tam facet miał więcej odwagi oraz rozumu i nie rezygnował z prawdziwej miłości.
Nawet tutaj nie mogłam uwolnić się od piłki nożnej. Moje życie widocznie było połączone z nią złotą nicią, która miała być nierozerwalna do końca mych dni. Pewnie dlatego moje kroki skierowały się pod Juventus Stadium. Kilkukrotnie okrążyłam stadion, podziwiając obiekt mistrzów Włoch. Był piękny i zapewne magiczny jednak nie był w stanie przyćmić Santiago Bernabéu.
Zdecydowałam się na wykupienie wycieczki po muzeum oraz stadionie Starej Damy, by bliżej poznać historię tego utytułowanego klubu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dwa sezony spędził tu Morata i w duchu zaśmiałam się, bo w żaden sposób nie byłam w stanie uciec od barw, z którymi się utożsamiałeś.
Dziwnie czułam się, obserwując puste trybuny, które podczas spotkań wypełnione są po brzegi. To tak jakby pozbawić kogoś duszy, bo bez wątpienia kibice byli duszą każdego klubu i stadionu. To oni tworzyli tę cudowną atmosferę. Czułeś się jak w jednej wielkiej rodzinie i to było magiczne.
Na obiad wstąpiłam do pobliskiej restauracji, która miała stoliki także na dworze, więc decydowałam się usiąść przy jednym z nich, chcąc nacieszyć się słoneczną pogodą. Patrzyłam na ludzi spacerujących po Turynie, racząc się białym winem, które idealnie komponowało się z zamówionym przeze mnie makaronem.
Wracając do mieszkania, postanowiłam wstąpić do pobliskiej kwiaciarni, by jakoś ożywić swoje otoczenie. Zdecydowałam się na kilka małych sukulentów, które będę mogła rozstawić w pomieszczeniach, co jest dziwne, bo w Madrycie nie miałam żadnej roślinki, a gdy jakąś dostawałam, to szybko kończyła swój żywot, ponieważ zapominałam o podlewaniu.
Wieczorem zasiadłam przed telewizorem, by obejrzeć zmagania kierowców Formuły 1 na torze w Kanadzie. Jednak rywalizacja nie układała się po mojej myśli, przez co zrezygnowałam z dalszego śledzenia wyścigu. Zgarnęłam ze stolika telefon i udałam się na przedpokój, by przejść się i uspokoić zszargane nerwy.
Kręciłam się bez celu po mieście skąpanym w blasku księżyca. Nie tylko ja zdecydowałam się na nocne wędrówki po Turynie. Mijałam rodziny z roześmianymi dziećmi czy zakochanych skradających sobie czułe pocałunki. Byłam też świadkiem kilku kłótni, a niektóre z nich nie zakończyły się pomyślnie.
Po raz kolejny moje nogi zaprowadziły mnie pod stadion Starej Damy, który pod osłoną nocy wydawał się piękniejszy niż w świetle słońca. Stałam w miejscu, obserwując budynek i porównując go do Santiago Bernabéu. Z ciężkim sercem musiałam przyznać sama przed sobą, że zauroczył mnie obiekt Juventusu.
Podziwiałam aleję gwiazd i mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, widząc znane mi z Madrytu nazwisko. Przeczytałam cicho „Zinédine Zidane" przywołując obrazy z pamięci, gdy godzinami narzekałeś na niego, ale koniec końców ufałeś mu tak jak cała drużyna. Może z małymi wyjątkami.
Usłyszałam kroki, ale zignorowałam to, bo każdy miał prawo tu być. Dopiero doskonale znany mi głos sprawił, że moje serce na moment przestało bić. Sądziłam, że to mój umysł płata mi figla i słyszę głosy w mojej głowie. Jednak odwracając się w stronę, z której pochodził dźwięk, uświadomiłam sobie, że nie wydawało mi się i los postanowił po raz kolejny wystawić mnie na ciężką próbę.
CZYTASZ
Cologne [Sergio Ramos [1]]
FanfictionWszystko przypomina mi o Tobie. Cały Madryt jest przesiąknięty Twoją osobą i nie wiem czy kiedykolwiek uwolnię się spod zaklęcia, które na mnie rzuciłeś tamtego dnia w Valdebebas. Być może do końca mych dni będę cierpieć w samotności rozpamiętując...