XVI.

401 25 0
                                    

Obudziłam się w środku nocy z krzykiem. Szybko chwyciłam swojego misia i zapaliłam nocną lampkę. Jej światło jednak zamiast mnie uspokoić, oświetliło czarne macki, które oplatały się wokół mojego łóżka. Przykryłam się kołdrą i zaczęłam histerycznie płakać. Nagle usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju się otwierają. Delikatnie wychyliłam się zza pierzyny, a po chwili całkowicie z niej wyszłam. Rzuciłam się na Tima.

-Dziękuję, że przyszedłeś. Ona tutaj była. Chciała mnie stąd zabrać.

-Jaka ona?

Mój brat odepchnął mnie od siebie i zamknął drzwi. Usiadł na podłodze i zaczął dokładniej przyglądać się mojemu pokojowi.

-Zła czarownica, ta którą widzieliśmy kiedyś w lesie.

-Jakim lesie? Przecież nie można nam chodzić do lasu, mama nam zabroniła.

-Byliśmy w lesie dwa dni temu i ona wyszła. Ja uciekłam, a ty z Brianem tam zostałeś i z nią rozmawiałeś. Chociaż ona nie ma buzi.

-Miałaś po prostu koszmar, to tyle.

Fuknęłam i obróciłam się plecami do brata. Już miałam ponownie schować się do łóżka, kiedy poczułam jak coś łapie mnie za nogę i wywraca na ziemię. Głośno krzyknęłam i złapałam się nóżek łóżka. Z każdą sekundą to coś ciągnęło mnie coraz bardziej w stronę okna. Mój, jak i krzyk Tima rozniósł się po całym domu. Mała dłoń mojego brata, złapała moją i próbowała mi pomóc. Nagle nasze ręce się rozłączyły, a ja zawisnęłam w powietrzu po to, aby sekundę później wylecieć przez okno. Popatrzyłam na swoją stopę, wokół której opleciona była czarna macka z moich koszmarów. Wzywałam pomocy, jednak ona nie nadchodziła. Z każdą sekundą, coraz bardziej zagłębiałam się w lesie. W końcu poczułam jak się zatrzymuję, a moja stopa zostaje uwolniona. Szybko skuliłam się obok jednego z drzew i zaczęłam cicho płakać.

Czy chcesz stracić swoich braci?

-Nie proszę pana. Chcę wrócić do domu i na zawsze tam zostać. Proszę mnie zostawić, ja się pana boję.

Przede wszystko zabroniłam sobie podnosić wzroku. Wiedziałam co się przede mną pojawi; chciałam uniknąć tego widoku ponad wszystko.

Tylko duże dzieci, takie jak twoi bracia, będą mogły być szczęśliwe. Staniesz się takim dzieckiem?

-Nie proszę pana. Boję się, chcę wrócić do domu.

A więc zostań tam na zawsze.

Otworzyłam swoje oczy. Stałam na tej samej polanie co tamtej nocy. Usiadłam pod jednym z drzew i cicho westchnęłam. Minęło piętnaście lat, od kiedy byłam tutaj ostatni raz. Zakryłam swoją twarz zgniłymi dłońmi i cicho się zaśmiałam. Przypomniało mi się, jak nad ranem w lesie znaleźli mnie na skraju wyziębienia. Na nodze miałam czerwony ślad, a na ciele liczne siniaki. Nie pamiętałam nic, Tim z resztą też. Kiedy zniknęłam on także stracił pamięć. Przeraził się, że mój pokój jest zamknięty, a okno otwarte. Zawołał matkę, która od razu zadzwoniła po policję. Potem nigdy więcej nie spotkałam Slendermana. Zostawił mnie na jedenaście długich lat. Tak jak obiecał tamtej nocy, zabrał mi braci, a ja nie doznałam szczęścia, oni z resztą też.

Podniosłam się z zimnej ziemi i otrzepałam swoje spodnie z brudu. Ruszyłam już lekko zarośniętą ścieżką w kierunku mojego rodzinnego domu. Już z daleka widziałam jak w jego oknach pali się światło. Po chwili stałam obok bramki. Delikatnie podniosłam się na palcach i wyjrzałam za nią. W kuchni siedziało młode małżeństwo, które jadło kolację przy świecach. Hmmm, romantycznie. W salonie zauważyłam też kołyskę, w której prawdopodobnie spało jakieś dziecko. Poczułam ogromny przypływ smutku. Otworzyłam furtkę i weszłam na podwórko. Od razu podbiegł do mnie niewielki piesek. Pogłaskałam go po głowie, na co on polizał mnie po rękawie. Słaby z niego pies stróżujący. Szybko go wyminęłam i podeszłam do tylnych drzwi, które bez problemu ustąpiły po naciśnięciu klamki. Powinni dbać o swoje bezpieczeństwo. Po cichu wspięłam się po schodach i weszłam do swojego pokoju. Leżało w nim pełno pudeł, moich pudeł. Znajdowały się na nich takie napisy jak: Obrazy- Weronika, ubrania- Tim, ozdoby świąteczne czy Filmy-Brian. Z każdą sekundą wzbierał się we mnie gniew. Muszę zachować jednak spokój, nie to jest celem mojej podróży. Mam tylko dotrzeć do braci i im pomóc. Mordując połowę psychiatryka podjęłam decyzję. Nie mogę pozwolić sobie na błędy.

Pośpiesznie opuściłam ten pokój i skierowałam się w stronę pokoju Tima. Teraz służył jako pokój dziecięcy. Chwilę potem sypialnia matki, która była pokojem nowych mieszkańców. Na strychu natomiast powstała pracowania. Usiadłam przy sztaludze i zaczęłam kreślić na płótnie pojedyncze ślady. Przez nieuwagę strąciłam jeden z kubków, który z trzaskiem potoczył się po deskach. Rozmowy w kuchni ucichły i słyszeć się dało tylko kroki, które z każdą chwilą nabierały mocy. Nagle klapa od strychu się podniosła i ślepe światło oświetliło pomieszczenie.

-Kim jesteś? I jakim prawem tutaj weszłaś?

Zignorowałam mężczyznę i nadal kreśliłam kolejne linie na płótnie. Mój obraz nabierał kształtów.

-Mój brat miał tutaj pokój, kiedyś z złości wyrzucił wszystkie moje obrazy na dół. Nie rozumiał, że na strychu jest najlepsze światło do malowania akwarelami.

-Zostaw to i wyjdź.

Odwróciłam się do niego i posłałam w jego stronę uroczy uśmiech. Kiedy mężczyzna zobaczył moje srebrne oczy i trupio bladą skórę, powolnym krokiem zaczął się wycofywać w tył.

-Dlaczego wyganiasz mnie z własnego domu?

****

Tak. To retrospekcja w retrospekcji. Jestem kurwa zajebista.

Last HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz