XIII.

420 27 4
                                    

Chwyciłam czyste ubrania i powolnym krokiem zaczęłam iść w kierunku łazienki. Nowe lokum Jasona było dużo większe niż to wcześniejsze. Jego sklep zajmował połowę dość dużego budynku. Ponad nim znajdowało się sześć pokoi, łazienka i kuchnia, a do tego dochodziła wielka piwnica, do której nie miałam ochoty wchodzić. Pomimo czasu, niebieskie drzwi na końcu korytarza dalej przyprawiają mnie o dreszcze.

-Promyczek budzi się z pierwszymi promieniami słońca. Doprawdy cudowne.

Cicho jęknęłam, kiedy przede mną pojawił się uśmiechnięty Smiley. Mężczyzna oparł się o drzwi do łazienki i tępo się we mnie wpatrywał. Ziewnęłam, a następnie nieudolnie próbowałam go odsunąć. On jedynie cicho się zaśmiał i przycisnął mnie do ściany.

-Czego ode mnie chcesz? Czy człowiek nie może nawet w spokoju skorzystać z toalety?

-Nie udawaj, że tobie na mnie nie zależy. Widzę w twoich oczach jak chłoniesz każdą moją część. Przyznaj mi rację i pogódź się z prawdą.

Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Z moich palców wyszły sznurki, które oplotły jego nadgarstki, a następnie odsunęły go ode mnie. Moje włosy stały się białe, a ręce poczerniały. Przybliżyłam się do jego twarzy, niewiele brakowało żeby nasze usta się spotkały.

-Kiedyś pewna osoba powiedziała mi ważne słowa.- z każdą sekundą znajdowałam się coraz bliżej niego.- Potwory nie potrafią kochać, a tak się składa, że nim jestem.

***

-Musisz tam zejść i go zawołać.

-Nie będę tam schodzić. Nie postradałam całkowicie rozumu.- posłałam Japończykowi karcące spojrzenie i upiłam łyk herbaty.- Ostatnim razem jak wspaniałomyślnie postanowiłam go odwiedzić, straciłam życie i ponownie je odzyskałam, stając się przy tym czymś na wzór zombie.

-A potem poznałaś mnie i twoje czarno-białe życie nabrało kolorów.

-Tak. Jego paleta rozszerzyła się do szarości.

Podeszłam do Kagekao, odsunęłam kawałek jego maski i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Poczułam jak jego dłonie oplatają się na mojej tali i w dość brutalny sposób przyciąga mnie do siebie. Czyżby brakowało mu czułości?

-Fiu, fiu, fiu. Tylko proszę nie przy ludziach, bo nie chcę, żeby z sklepu zrobili mi dom publiczny.

Odsunęłam się od Kagekao i spojrzałam w kierunku wejścia do piwnicy, w której stał Jason.

-O wilku mowa. Mam kilka pytań.- poczułam na sobie mordercze spojrzenie Japończyka.- Mamy kilka pytań.

Poprawiłam się i posłałam w jego stronę wielki uśmiech. Czerwonowłosy przekrzywił delikatnie głowę i odwzajemnił mój gest.

-Zgodzę się na rozmowę, ale nie teraz. Wieczorem wszyscy spotykamy się ma partyjce pokera. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, obstawiać będziemy sekrety. Co ty na to?

Powolnym krokiem podeszłam do mężczyzny i wyciągnęłam w jego stronę dłoń. On jeszcze nie wie na co się pisze.

-Przyjmuję propozycję.

***

Usiadłam przy jednym z stolików w kawiarni i powoli piłam już zimną herbatę. Po chwili schowałam swoją twarz w dłoniach i głośno westchnęłam. Nie byłam gotowa na spotkanie z nimi wszystkimi. Do tego dalej nie docierało do mnie to, że Smiley jednak żyje. Najwidoczniej muszę przejść na sposób Jasona i każdej ofierze na końcu będę wyrywać serce. Przynajmniej wtedy będę mieć sto procent pewności, że nie będę musiała spodziewać się jego powrotu.

-Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale mam bardzo ważne pytanie.

Moje przemyślenia przerwał delikatny głos starszej kobiety. Staruszka przysiadła się do mojego stolika i posłała mi niewielki uśmiech.

-O co chodzi?

-Może pamięć mnie myli, ale kilka lat temu widziałam tu bardzo podobną dziewczynę do pani. Była z chłopakiem, blondynem. Czy to ty?

Spojrzałam na nią i delikatnie pokiwałam głową. Czułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Nie mogę być aż tak cholernie rozchwiana emocjonalnie; to żałosne.

-On nazywał się William.

Posłałam w stronę staruszki smutny uśmiech. Z każdym kolejnym słowem przeze mnie wypowiedzianym, było coraz gorzej. Dopiero teraz dostrzegam jak wiele plusów ma życie w całkowitym odosobnieniu.

-Nazywał?

-Will nie żyje. Został zamordowany.

Na końcu zdania mój głos się załamał, a ja cała zadrżałam. Mówienie o tym na głos jest zbyt trudne. Niech to ktoś ode mnie zabierze.

-Tak mi przykro dziecko.

Kobieta złapała mnie za dłoń i dość mocno ją ścisnęła. Popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem, w którym mimo wszystko kryła się radość. Zagryzłam swoją wargę. Na języku poczułam lepką ciecz.

-Nic nie wróci mu życia. Pani słowa są rzucane na wiatr.

-Widać, że bardzo cierpisz po jego stracie. Pamiętaj, że jeżeli kogoś bardzo kochaliśmy, to on na zawsze pozostaje w naszym sercu.

Gorzko się zaśmiałam i zabrałam swoją dłoń od kobiety. Podniosłam się od stolika, a obok kubka położyłam kilka euro. Popatrzyłam się na kobietę z obłędem w oczach.

-Ja nie mam serca.

Chwyciłam swoją kurtkę i w pośpiechu opuściłam kawiarnię. Szłam przed siebie kompletnie ignorując ludzi wokół. Czułam jak moje dłonie z każdą sekundą stają się czarne, a do moich nozdrzy dotarł smród gnijącego mięsa. Mocniej zaciągnęłam rękawy kurtki, brudząc ją przy tym czarną cieczą. Przyśpieszyłam kroku i po chwili wbiegłam do lasu. Usiadłam na jednym z połamanych drzew i z całych sił próbowałam wrócić do swojego normalnego wyglądu. Zamknęłam swoje oczy, a w głowie zaczęłam nucić piosenkę, przy której Puppeteer nauczył mnie się panować nad emocjami.

And if you fool yourself
You will make him happy
He'll keep you in a jar
And you'll think you're happy


Z każdą sekundą moje dłonie powracały do swojego stanu, a plamione za to były krwią wypływających z moich oczu. Bycie martwym jest lekko męczące.

He'll give you breathing holes

Then you will seem happy
You'll wallow in your shit
Then you'll think you're happy

Pomimo czasu to nadal boli. Każde wspomnienie o Willu i o tym, że nie dotrzymałam danej mu obietnicy, niszczyło mnie od nowa. Nie mogę dalej tak funkcjonować, to jest za bardzo destrukcyjne.

Last HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz