XXXII.

301 27 4
                                    

Bez większego celu spacerowałam po parku niedaleko rezydencji. To tutaj często przychodziłam z Wiliamem, rozmawiałam z Slenderem i po raz pierwszy spotkałam Nathana. Pamiętam jak siedział pod jednym z drzew cały we krwi. Było ciemno, tak jak teraz, więc ludzie nie zwracali na niego uwagi. To było już po tym jak po raz pierwszy zamieszkałam pod skrzydłami Slendera. Wracałam z zakupów i przez przypadek się na niego natknęłam. Nigdy wcześniej go nie widziałam, zawsze się wymijaliśmy. Pomogłam mu wstać i dojść do rezydencji. Po drodze do niej opowiadał mi swoją historię. Nigdy nie słyszałam aby ktoś tak pięknie opowiadał o miłości. Nie była to jednak miłość do drugiej połówki, a siostry. Słuchałam go jak zaczarowana. Na końcu naszej drogi poprosił mnie abym mu pomogła, kiedy będzie tego potrzebował. Zgodziłam się, jednak słowa nie dotrzymałam. Jakiś czas później poznałam Smiley'a, uciekłam z rezydencji i odeszłam, po to aby wrócić i znowu go zostawić. Czułam wstręt do siebie. Jestem nikim. Z złości usiadłam na jednej z ławek i spojrzałam przed siebie. Co ja właściwe robię, kim jestem i dlaczego nadal kurczowo trzymam się życia? Położyłam się na ławce i przymknęłam powieki. Z każdej strony otaczała mnie ciemność i cisza. Poczułam niewyobrażalne zmęczenie przez co już po chwili usnęłam z myślą, aby przez przypadek nie zgarnęła mnie policja.

***

-Zwariuję, ja tu zaraz kurwa zwariuję!

Stałam na środku salon i wymachiwałam jak pojebana dłońmi. Toby spojrzał na mnie jak na debila, chwycił opakowanie soku z kuchni i wrócił do swojego pokoju. Głośno warknęłam i z niemocy opadłam na kanapę, która tak jak zawsze była niewygodna. Kręciłam się na niej jak dżdżownica na haczyku. Po kilku minutach zwaliłam wszystkie poduszki na podłogę. W końcu nie wytrzymałam i zleciałam na podłogę. Mimo to nadal się kręciłam bez większego powodu.

- Co ty robisz?

Odwróciłam się na drugi bok i spojrzałam w niebiesko-zielone oczy Nathana. Wykręciłam się jeszcze bardziej, a nogi zarzuciłam na stolik.

-Kręcę się jak ten pojebany pyłek z rzepaku.

-Aha.

Chłopak położył się obok mnie i też zaczął rzucać się po podłodze jak ja. O dziwo mieszkańcy rezydencji przechodzili obok nas i nie zadawali zbędnych pytań. My po prostu zrobiliśmy własny performance. W pewnym momencie udało nam się nawet powywracać krzesła. Podsumowując, po kilku godzinach takiej zabawy, salon wyglądał jakby przeszło po nim tornado. W końcu razem z Nathanem podnieśliśmy się z podłogi i wróciliśmy do swoich pokoi. Zaraz po przekroczeniu progu, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to metrowa warstwa cholernego żółtego pyłku. W rezydencji pierwszą zasadą było otwieranie okien, ale kurwa o tym, że będzie żółto nikt nie pomyślał. W sumie sama nigdy tego nawet nie podejrzewałam. Pola rzepaku nigdzie w pobliżu nie było,  albo raczej ja żadnego nie widziałam.

Chwyciłam mokrą szmatę i powoli oraz dokładnie zaczęłam ścierać wszystkie meble. Nigdy nie przepadałam za sprzątaniem, jednak wizja spania w pyle w ogóle mi się nie uśmiechała. W pewnym momencie z wściekłości wyrzuciłam ją za okno, a pod nim usłyszałam dość głośne przekleństwo. Szybko do niego podbiegłam i wychyliłam się za nie. Pod domem stał Jeffrey. Jego wiecznie czerwono- biała bluza była żółta, z resztą tak samo jak jego włosy i on cały.

-Gdzie ty byłeś? Z rzepakiem walczyłeś?

-A żebyś wiedziała. Wracałem inna drogą niż zazwyczaj i jak na złość przedzierałem się przez te chaszcze.

-Gdzie one są?

-Wystarczy iść cały czas prosto w tamtą stronę.

Chłopak wskazał ręką na miejsce w które faktycznie nigdy się nie zapuszczałam. Kiedy wyobraziłam sobie za gęstym lasem pole rzepaku w moich oczach błysnęło szaleństwo, a po mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech.

-Dziękuję Jeff. Skorzystam z twojej porady.

Mój głos był niebezpiecznie podniecony, a ja sama dziwnie drżałam. Nigdy nie czułam takiego szaleństwa.

-Czy wszystko z tobą dobrze?

Od myśli oderwał mnie głos chłopaka. Stał pod oknem i patrzył się na mnie jak na wariatkę. Wyszczerzyłam w jego stronę zęby.

-Zrobię ognisko Jeffrey. Chcesz przyjść?

-Nie, podziękuję.

Killer założył kaptur na głowę i schował się w rezydencji. Ja natomiast chwyciłam bluzę i z szaleństwem w oczach poszłam szukać Kagekao.

***

-I co ty chcesz z tym zrobić?

- Otóż od kiedy byłam dzieckiem miałam uraz do rzepaku.- stanęłam na tle żółtych kwiatów i podniosłam ręce do góry.- Wszędzie był olej rzepakowy i jego okropny smród, kiedy matka przypalała na nim kolejnego kotleta. Nie wspomnę już o tym pyłku, które jest wszędzie, dosłownie wszędzie!- spojrzałam z wściekłością na kwiaty i mocno w nie kopnęłam.- Ciągłe wycieranie mebli, mycie podłogi i okien naprawdę doprowadzało mnie do depresji. Do tego dochodziła jego obecność na moich czarnych ubraniach i butach . Chcę go zniszczyć. Spalić!

W moich oczach zaczęły świecić delikatne iskierki szaleństwa. Zniszczę to, doprowadzę do jego zagłady. Chwyciłam zapałki i za ich pomocą podpaliłam namoczoną alkoholem szmatę, szybko wrzuciłam to w rzepak i z uśmiechem na twarzy czekałam aż ogień pochłonie to cholerstwo. Sekundy jednak mijały, a nadal nic się nie stało. Usłyszałam za sobą westchnięcie Kagekao, a po chwili jego ręce oplotły się na mojej talii.

-Weroniko... to był idiotyczny pomysł.

Prychnęłam i popatrzyłam się na niego z pogardą. Jak on śmie podważać moje pomysły?!

-To jest genialne, jeszcze chwila i wszystko spłonie.

-Nic nie spłonie bo wczoraj przez cały dzień jak i w nocy padał deszcz. Sama widzisz, że stoimy po kostki w błocie, a rzepak i tak będzie ścinany za kilka dni.

Odsunęłam się od Japończyka i spojrzałam w jego czarne oczy. Może i miał rację, ale nie dam mu tej satysfakcji i się z nim nie zgodzę. Żaden mężczyzna nie otrzyma ode mnie przeprosin.

-Zobaczysz, że jutro to pole zapłonie, a ja...

Moje dopiero zaczynające się przemówienie zostało przerwane przez Kagekao, który nagle wpił się w moje usta. Mimo to nie protestowałam i odwzajemniłam pocałunek. Po chwili poczułam jak upadamy w rzepak, a zewsząd otaczają mnie pyłki. Oderwałam się od mężczyzny i zaczęłam kichać. Japończyk natomiast zaczął się śmiać. Cicho jęknęłam kiedy zauważyłam, że cała jestem w błocie i żółtym "pudrze". Zgromiłam mężczyznę spojrzeniem na co on jedynie wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. Dopiero po kilku minutach się uspokoił i spojrzał w moje oczy.

-Wyglądasz tak pięknie, kiedy planujesz zagładę rzepaku.

Last HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz