XXIV.

345 24 0
                                    

-Off?

-Offenderman. Pan Offenderman.

-Raczej pan Oferma.

Mężczyzna prychnął i wyminął mnie w drzwiach kuchni. Westchnęłam i zaczęłam iść za nim do salonu. Usiadłam na kanapie obok niego i chwyciłam popcorn który zrobił.

-Oddaj!- wyrwał mi miskę i przykrył ją dłońmi.- To moje.

-Mógłbyś się podzielić.

-Z tobą nigdy.

-A jeszcze niedawno chciałeś mnie zaliczyć.

-Preferuję żywe osoby.

Off wepchnął do swojej buzi garść przysmaków. Popatrzyłam na niego z nienawiścią w oczach i podniosłam się z kanapy. Podeszłam do telewizora i odłączyłam kabel. Mężczyzna głośno krzyknął i rzucił we mnie kilka ziaren kukurydzy.

-Porozmawiasz ze mną?

-Nie mam ochoty po tym co zrobiłaś.

-Weź się w garść i spójrz mi w oczy.

-Tak się składa, że nie mam jak.

Momentalnie opuściły mnie resztki pewności siebie, a ja, gdybym miała serce, zapewne cała bym się zarumieniła. Muszę w końcu nauczyć się dobierać słowa i nie mówić tego co na język przyniesie mi ślina. Chociaż po dłuższych przemyśleniach to nie moja wina. E.J. i Off mogliby w końcu postarać się o oczy.

-Nie łap mnie za słówka i w końcu wysłuchaj.- Mężczyzna otwierał już usta, aby coś powiedzieć, jednak uciszyłam go ruchem dłoni i usiadłam na jednym z foteli.- Razem ze Smiley'em chcemy dostać się do Stanów. Potrzebujemy twojej pomocy.

-Szczerze mówiąc, to mi się nie chce. Ostatnio sporo mnie to kosztowało. Strasznie osłabłem.

-Bez ciebie nie damy rady.

-Oczywiście, że dacie radę. Musicie tylko się postarać.

-Kurwa Off, czy chociaż raz nie możesz mi pomóc?

-Właśnie w tym momencie ci pomagam, idiotko.

Chciałam już coś powiedzieć, kiedy słowa Offa uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. O co mu chodzi?

-Jak to mi pomagasz? Gdybyś to robił, pomógłbyś mi dostać się do braci.

-Jaka ty jesteś głupia.- tania podróbka Slendiego głośno westchnęła i poprawiła swój kapelusz.-  Jeżeli ułatwiłbym ci dojście tam, prawdopodobnie nigdy byśmy się więcej nie zobaczyli. Albo Slender się ciebie pozbędzie, albo popadniesz w obłęd, do którego swoją drogą niewiele ci brakuje. Niszczysz się tym ciągłym gadaniem: chcę do braci, Slendi jest zły, jestem taka biedna, wszyscy ode mnie odchodzą! Jebnij się porządnie w łeb i zacznij jakoś funkcjonować, bo to co teraz z sobą robisz jest żałosne.

Mężczyzna podniósł się z sofy i wyszedł z salonu zostawiając mnie samą. Siedziałam na fotelu wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą się znajdował. Moje dłonie zaczęły drżeć, a ja sama coraz bardziej opadałam z sił. On nie ma racji, on nie może jej mieć. Wtuliłam się w fotel i przymknęłam powieki. On nie ma racji. Z każdą sekundą wypowiadanie tych słów w myślach było coraz trudniejsze. W końcu poczułam jak coś we mnie pęka, a moją głowę wypełniły słowa: On ma rację. Mocno zacisnęłam dłonie na oparciach fotela i zagryzłam wargi. Znowu to robię, zataczam się w ciemności. Otworzyłam powieki, a przede mną pojawiło się niemałe zgromadzenie. Podskoczyłam do góry, a Candy, Jack, Smiley i jakaś osoba której nie kojarzę, także to zrobiły. Głośno krzyknęłam i oderwałam się od krzesła. Zaczęłam biec w kierunku swojego pokoju, jednak Smiley mi to uniemożliwił. Wpadłam wprost w jego ramiona, na co mężczyzna wybuchnął śmiechem.

-Ah, to cudowne uczucie, kiedy dziewczyna sama na ciebie leci.

-Puść mnie zboczeńcu.

Wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam obok. Po chwili wokół nas pojawiła się widownia z salonu. Usiadłam pod ścianą i złapał kilka głębszych oddechów. Co znowu zrobiłam?

-Weronika? Czujesz się dobrze?

-Oczywiście, że tak!- rzuciłam Candy'emu mordercze spojrzenie.- Tylko gdybyś otworzył oczy, a przed sobą zobaczył morderców, też byś tak zareagował.

-Siedziałaś w takiej pozycji przez trzy dni.

-Ile?

-No mówię przecież, głucha jesteś?

Podniosłam się z ziemi i spojrzałam na kalendarz. Ktoś zaznaczył na nim, że jest dzisiaj osiemnasty maj. Prychnęłam i posłałam w ich stronę uśmiech pogardy.

-Myślicie, że uda wam się mnie wkręcić?

-Oni cię nie wkręcają. Sam byłem tego świadkiem.

Na moim ciele pojawiły się ciarki, kiedy usłyszałam za sobą męski głos. Należał on do człowieka, którego za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć, a jednak gdzieś w wspomnieniach słyszałam jego śmiech.

-A ty, kim jesteś?

-Doll Maker. Miło mi ciebie ponownie widzieć.

Mężczyzna wyszedł z cienia i stanął przede mną z wciągniętą dłonią. Niechętnie podałam mu swoją. Po moim ciele przebiegł nieprzyjemny prąd, kiedy uścisnął moją dłoń. Z każdą sekundą, czułam się coraz gorzej, przez co miałam ochotę się skulić w kącie i zacząć płakać. Po chwili podszedł do mnie Candy i zaczął machać przed moją twarzą ręką. Kompletnie go zignorowałam i dalej stałam cała skamieniała. Słaby głos rozsądku w głowie, kazał cofnąć mi się pod ścianę, a najlepiej to się w nią wtopić. Zrobiłam kilka kroków w tył i już po chwili dotykałam zimnych cegłówek. Wbiłam swoje paznokcie w resztki tapety, powtarzając w kółko jedne i te same słowa: To nie on.

-Co się stało?- Candy przybliżył się do mnie i spojrzał w moje pełne strachu oczu.- Zobaczyłaś ducha?

-Nie.- Korytarz wypełnił śmiech mężczyzny.- Zobaczyła koszmar.

Last HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz