VII

412 47 38
                                    

- Ładnie ma pan tutaj.

- Dziękuję.

- Takie biuro w skale... Pomysłowe. Nawet bardzo pomysłowe. Takie oryginalne wręcz. Podoba mi się. Ma pan wyczucie stylu. Nie każdy wpadłby na coś takiego. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

- Zdaje sobie pan sprawę, że nie musi utrzymywać na siłę rozmowy?

- Tak.

W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, urwana jedynie krokami pracowników bazy, jeżeli akurat przechodzili obok gabinetu. Sebastian łypnął podejrzliwie kątem oka na zajmującego miejsce koło niego Kevina. Za szybko stał się potulny i cichy jak myszka. Coś tu zdecydowanie nie współgrało. Chyba że można było to zaliczyć do kolejnych cudów tego tam na górze, który sprawuje nad nimi wszystkimi pieczę. Oczywiście, on był sceptycznie do tego nastawiony, więc niemal natychmiast wykluczył tę możliwość, że jakiś niewidzialny twór byłby tak dobry, iż zamknąłby na wieki usta stażysty. To zbyt cudowna wizja, a jak wiadomo, to co z reguły się pragnie, niestety się nie urealnia.

Przeniósł wzrok z mężczyzny na zegarek na swoim nadgarstku. Minęły już dawno te ustalone pięć minut. Dlaczego więc szef dalej nie wraca?

- A, lubi pan Johnlocka?

No i masz babo placek. Kopnął mocno pod stołem nogę Kevina, co spotkało się z tak znanym mu doskonale pytaniem, czy zrobił coś złego. Ah, gdyby tylko w swoim dziecinnym móżdżku posiadał świadomość, jak bardzo niszczy nie tylko ich reputację, ale i Moriarty'ego. 

- Słucham? - mężczyzna po przeciwnej stronie stołu zmarszczył brwi, rzucając osłupiałe spojrzenie na nierozumiejącego o co chodzi stażystę.

- No... związek pana brata z... - jego monolog zakłóciła dłoń Morana, która znalazła się pośpiesznie na jego ustach. 

Kevin próbował mimo tego dokończyć swój wywód, lecz nim do tego doszło, spłoszył się pod surowym spojrzeniem Sebastiana, który wręcz sygnalizował, że skończy bardzo źle, jeżeli coś więcej doda, kiedy tylko opuszczą wyspę. Posłał mu więc przepraszające spojrzenie z domieszką swej wrodzonej urokliwości, która często pomagała mu uniknąć potencjalnych kłopotów. Jako mały szkrab zdarzało mu się nabroić, jednak wychodził z tego obronną ręką. Podobnie, gdy trzymał w swych wtedy malutkich rączkach słodkiego kurczaczka. Tak bardzo cieszył się, że trzyma takie maleństwo w dłoniach, iż je niechcący udusił. Może i dostał klapsy od babci za swoją, aż nazbyt odziedziczoną, jak sobie tłumaczył, ekscytację, kiedy to odprawił uroczysty pogrzeb drobniutkiemu kurczaczkowi, którego włożył w opakowaniu do masła i zakopał w ogródku. 

- Niech pan to zignoruje, panie Holmes - próbował naprawić sytuację Moran, wtrącając się w tę bezsensowną konwersację. Dla bezpieczeństwa wciąż nie zabierał dłoni z warg stażysty, który nie daj Boże, by ich ponownie ośmieszył. - Ten tutaj po prostu nie potrafi utrzymać języka za zębami - czując subtelnie poruszenie mięśni twarzy Kevina, przystąpił mu mocno stopę, aby go od pomysłu powiedzenia coś jeszcze od siebie odwieść. 

- Na swoje nieszczęście, zdołałem zauważyć - odparł bez zbędnego zaangażowania Mycroft, mimo że był poirytowany dalszą obecnością tej dwójki w swoim gabinecie. Oderwał od nich wzrok, aby zerknąć na wiszący na ścianie średniej wielkości ekran, na którym przewijały się miarowo czarno-białe pasma. Odruchowo zacisnął zęby. Tak bardzo chciałby znać szczegóły rozmowy swojej siostry z Moriarty'm.

Kiedy tylko o tym pomyślał do ich uszu dobiegł głośny, przeraźliwy krzyk. Mężczyźni mimo woli spojrzeli zdezorientowani na siebie. Wstali ze swoich foteli, gdy zauważyli przez przeszklone ściany, jak strażnicy na korytarzu wydobyli broń i cierpliwie czekali na swoich pozycjach. Wpatrywali się oni w jeden konkretny punkt, a dokładniej w kierunku tunelu, którym został poprowadzony wcześniej Moriarty. 

The Private Life of Jim Moriarty | PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz