I

1.8K 147 69
                                    

Odkąd jego szef powrócił do biura, słyszał jedynie odgłos upadających z trzaskiem przedmiotów.  Był wściekły. Okropnie wściekły.

W takich chwilach jak ta, Sebastian wiedział, że nie należy stawać na drodze, Moriarty'ego. Chyba, że chciałoby się oberwać kulką w głowę, to nie było do tego żadnych przeciwwskazań. Jednak, która osoba zdrowa na umyśle zdecydowałaby się na coś takiego?

Kiedy usłyszał głos Kevina, który oderwał go od swoich myśli, tym samym dostał odpowiedź na własne pytanie.

— Szkoda mi, szefa... A był w takim dobrym humorze... Nawet dzisiaj na mnie nie krzyczał — odparł młody mężczyzna, siedzący na fotelu, który wpatrywał się nieprzerwanie w ekran laptopa. — Może mu nie wyszło?

— Nie wygaduj bzdur, Kevin*. Szefowi się zawsze udaje i wcześniej czy później ten cały Holmes musi zadzwonić — odpowiedział Moran, chodząc wokół pomieszczenia. — To tylko kwestia czasu.

— Nie wydaje mi się... Pan Sherlock Holmes się nim nie intere... — nie dokończył, bo Sebastian, szybko podbiegł do niego i zakrył jego usta ręką.

— Zamknij się, idioto! — odparł ostrym tonem, a kątem oka spojrzał w stronę biura.  — Nigdy tak nie mów, kiedy szef jest w pobliżu, zrozumiałeś?! — widząc jak Kevin delikatnie kiwa głową na znak zrozumienia, odsunął się od niego z westchnieniem ulgi.

— Jednak naprawdę się nim nie interesuje. Zresztą krążą plotki, że coś kręci z panem, doktorem Watsonem. Według mnie tworzą słodką parę — kontynuował, jakby nigdy nic, rozmarzonym wzrokiem. — Nawet stworzyłem o nich fanpage'a. Coraz więcej ludzi go like'uje, więc to chyba jest coś grubsze...

Nie skończył, bo przerwał mu dźwięk otworzonych z hukiem drzwi. Wyszedł z nich nie kto inny jak sam Jim, który popatrzył się na Kevina z żądzą mordu.

— Masz może mi coś do powiedzenia, kretynie?! — wrzasnął, podchodząc do niego.

— Szef coś blado wygląda... Może herbaty...? — zaproponował radośnie mężczyzna.

Szybko wstał ze swojego miejsca i chciał podać mu filiżankę herbaty, która jednak niefortunnie wylądowała na garniturze Moriarty'ego.

— O Boże przepraszam, przepraszam! Pański Westwood! — krzyknął, odstawiając filiżankę z powrotem na stolik. Wyciągnął pośpiesznie z kieszeni spodni paczkę chusteczek, chcąc jeszcze uratować firmowy garnitur szefa.

— Wyjdź... — powiedział grobowym tonem Moriarty.

To jedno słowo wystarczyło, aby mężczyzna wybiegł jak najszybciej z pomieszczenia, kilkukrotnie się po drodze przewracając. Jim zamknął oczy i zacisnął mocno pięści, próbując nie doprowadzić się do ostateczności przez tego idiotę.

Natomiast Sebastian, który do tej pory nie miał odwagi czegokolwiek powiedzieć, przypatrywał się mu ze strachem, nie wiedząc, co ma teraz właściwie zrobić. Był świadom, że w tych niesprzyjających okolicznościach najmniejszy ruch z jego strony może jeszcze bardziej zirytować Moriarty'ego. Wolał tego uniknąć, bo najbliższą osobą, która poczułaby jego gniew był on sam.

''Dlaczego do jasnej cholery tamten idiota nigdy się nie nauczy, że nie należy podpadać Moriarty'emu?!'', pomyślał sfrustrowany, robiąc ostrożnie krok do tyłu. Powoli zbliżał się coraz bardziej w stronę drzwi, umiejętnie nie robiąc koło siebie żadnego hałasu. Jeszcze tylko trochę... Jeszcze tylko trochę i...

— Szefie może witaminki...? — spytał głośno Kevin, wychylając nagle głowę przez drzwi. — Wziąłem takie żółte... Podobno dobre... Mogę panu ewentualnie ziółka zaparzyć na uspokoje... — nie dokończył, bo w jego kierunku niespodziewanie przyleciał kubek, który rozbił się koło jego głowy.

— Precz z moich oczu, bałwanie! — wrzasnął na cały głos Jim, który rozszedł się po całym pomieszczeniu. Po raz kolejny Kevin zniknął szybko z pola widzenia, a Sebastian chciał zrobić dokładnie to samo, lecz na dźwięk swojego imienia od razu się zatrzymał, nerwowo przełykając ślinę.

— Tak, szefie...? — zapytał niepewnie, spoglądając ukradkiem w stronę drzwi, aby w dogodnej chwili mieć szansę na ucieczkę.

— Powiedz mi, kim ja jestem.

— Oczywiście jest pan, naszym szefem... — odpowiedział zaskoczony, nie mając pojęcia do czego prowadzi ta rozmowa.

— Tak, tak, ale co jeszcze? — dociekał z nutką zniecierpliwienia.

— Wielkim człowiekiem i najgroźniejszym przestępcą na świecie... 

— Dokładnie... Jestem wielki! — zaczął chodzić po pomieszczeniu, gestykulując żywiołowo dłońmi. — Jestem jedynym przestępcą-konsultantem - kontynuował, a mężczyzna tylko patrzył się na niego z jeszcze większym zdezorientowaniem. - A jednak ten idiota woli tamtego krasnala! — powiedział z beznadziejnością, siadając na fotelu. — Przecież nic mi nie brakuje! Co on ma takiego, czego ja nie mam?!

— Na pewno nie wzrost... — powiedział i szybko ugryzł się w język, widząc wymalowaną złość na twarzy Moriarty'ego. — To znaczy...

— Sądzisz, że jestem niski? — wycedził przez zęby, zaciskając dłonie tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.

— Nie, nie! Szef jest... wysoki... — zaczął się bronić. — Na swój sposób... — wskazał na niego rozpaczliwie gestem dłoni. — Gdybym był Holmesem to z pewnością wybrałbym pana... Nikt się z szefem nie może równać, a co dopiero nie taki... — zrobił kwaśną minę. — Taki zwyczajny kundel.

— Otóż to Sebastian! — ożywił się Moriarty, wstając ze swojego miejsca i zaczynając chodzić energicznie wokół pokoju — Dlatego zabieraj swój zad, bierz Kevina, aby się wreszcie czegoś nauczył i porwij dla mnie tamtego karła! Zobaczymy kto będzie się śmiać ostatni, kiedy Sherlock zobaczy swojego zwierzaczka obwiązanego materiałami wybuchowymi — kontynuował z wesołością w głosie, na to co się szykuje. — Nasza mała gra będzie wtedy o wiele bardziej zabawniejsza... Jeszcze ten kretyn pożałuje, że mnie tak bezczelnie zlekceważył — mówił do siebie z ekscytacją, jednak widok Morana od razu go zbudził z wielkiej euforii. — Na co jeszcze czekasz? Idź po tamtego idiotę i bierzcie się do roboty! - krzyknął, na co Sebastian ocknął się z transu i zostawił, samego sobie Moriarty'ego w histerycznym śmiechu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kevin* jest to postać, która została stworzona przez fandom Sherlocka na tumblrze. Jest on w skrócie takim głupawym stażystą Jima, który (jak mieliście przyjemność przeczytać) doprowadza do białej gorączki naszego wspaniałego villaina!

Dla sprostowania, rozdział dzieje się po pierwszym ''spotkaniu'' Jima i Sherlocka w laboratorium, kiedy to nasz uroczy psychopata zostawił mu swój numer. Niestety, Sherlock, nie zadzwonił, co rozwścieczyło naszego doradcę przestępczego (hormony buzują Jimusiowi, nie ma co). Poza tym chciałabym już na wstępie powiedzieć, że ten ff jest pisany w formie humorystycznej, więc nie spodziewajcie się po nim jakiejś wymagającej fabuły.

P.S. Ten ff będzie pisany nieregularnie z tego względu, że mam jeszcze dwa inne do kontynuowania.

The Private Life of Jim Moriarty | PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz