9. Libacja pożegnalna

113 22 3
                                    

Leżeliśmy we trójkę wtuleni w siebie - ja, Nathaniel i Sebastian. Ja oczywiście na środku, Sebek po mojej prawej, a Nath po lewej. Jakbyśmy byli paczką najlepszych przyjaciół, pomimo, że z moim bratem nie utrzymywałam aż tak wspaniałych kontaktów, a Sebastian... no coż, był panem Sebastianem. Nie mieliśmy włączonego telewizora ani muzyki, po prostu siedzieliśmy (jeżeli to wpółleżenie można nazwać siedzeniem) i piliśmy herbatę, każdy zatopiony we własnych myślach. Z tego zamyślenia wyrwał nas dopiero dzwonek do drzwi. Na początku chciałam poderwać się do pionu, aby przywitać mamę.

Ale przypomniałam sobie, że to nie może być ona.

- Proszę! - krzyknął Nathaniel, najwyraźniej nie zamierzając się ruszać z miejsca. Sebastian za to wyglądał, jakby w ogóle nie zauważył, że cokolwiek się dzieje. Oczy miał otwarte i wpatrywał się w jakiś punkt na końcu pokoju.

Drzwi powoli się otworzyły, jakby osoba je otwierająca bała się tego, co kryje się w środku.

- H-hej? - Przywitała się nieśmiało Eve, widząc nas we trójkę, przytulonych do siebie. Ogarnęła nas wzrokiem, po czym weszła do pomieszczenia. Jej spojrzenie zatrzymało się oczywiście na naszym wychowawcy, który aktualnie obejmował mnie w pasie i patrzył w dal. Nic do niego chyba nie docierało. Nie odezwała się jednak na ten widok. Za nią weszli Riley i Jack, równie nieśmiali, choć Jack chyba jednak troszkę mniej. Wstałam, budząc Sebastiana z transu, podeszłam do przyjaciół i ich przytuliłam. Wszyscy mnie obejmowali, czy to za szyję, czy to w talii. Ktoś musiał im powiedzieć, co się stało.

- Samantha... - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos i obróciłam się. Stał tam pan Sebastian. - Ja... myślę, że powinienem już iść. - Spojrzałam na niego troszkę jak na idiotę i obawiam się, że to zauważył.

- Zostań. - Złapałam go za rękę, patrząc mu w oczy, tym razem już nie jak na osobę niespełna zmysłów. Nie chciałam, żeby był teraz sam. Wszyscy na nas patrzyli, czułam to. On też o tym wiedział. Widziałam, jak do jego oczu napływają znów łzy, jakby cały czas powstrzymywał się, żeby tylko nie pokazać żadnej słabości. Nie mogłam się powstrzymać... przytuliłam się do niego, a on, nieco zaskoczony, położył głowę na mojej głowie i objął mnie. Jego serce biło szybko, a oddech był nierówny.

On też w pewnym sensie stracił dzisiaj matkę.

Nie minęło nawet dwadzieścia sekund, gdy się od siebie odczepiliśmy. Raz jeszcze spojrzałam w jego oczy, a on lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam to, pomimo braku sił.

Wtedy Eve sięgnęła do swojej torebki, lekko zarumieniona.

- Ja wiem, że to może nie czas i pora... ale pomyślałam, że może przy kieliszku zrobi się cieplej i poczujecie się lepiej. - To mówiąc uśmiechnęła się i wyciągnęła dwulitrową butelkę wódki. Zaraz po niej Riley zdjął swój plecak i wyciągnął to samo. Mimowolnie uśmiechnęłam się, widząc to. Moi przyjaciele potrafią wszystko utopić w alkoholu. Jakoś niespecjalnie mi to przeszkadzało, jednak obawiałam się, że komuś może. Spojrzałam na Nathaniela, który już przygotował kieliszki (Nath i kieliszki?) i Sebastiana, który nic nie mówiąc usiadł z powrotem na swoje miejsce. Chyba jednak nie mieli nic przeciwko. W sumie to dobrze, musiałam się napić.

Jakiś czas później wszyscy byliśmy pijani i płakaliśmy. Dopiero teraz wszyscy nareszcie wylali wszystko, co trzymali w sobie. Nawet Jack, ten twardy Jack, rozpłakał się. Dziękowałam wtedy bogu, czy komukolwiek, kto tym wszystkim rządzi, za takich przyjaciół. Około 20 włączyliśmy Harry'ego Potter'a i oglądaliśmy go, całkiem pijani. A, nie wspomniałam o tym, że w międzyczasie okazało się, że Nathaniel ma kolejną butelkę, tym razem malinowej nalewki, w swoim barku (za co wszyscy mu dziękowali). Od kiedy on w ogóle ma barek? Zawsze stronił od czegokolwiek, co ma alkohol. Każdy z nas poznał się jeszcze bardziej, niż wcześniej. Nawet ja i Nath, pomimo, że znaliśmy się od szesnastu lat.

Niby powinniśmy być smutni, ale w końcu i tak choć raz każdy się zaśmiał.

Dziękuję, mamo, że pozwoliłaś nam pożegnać cię w ten nietypowy sposób.


Nadszedł następny dzień, środa. Kacowa środa.

Wspomniałam może, że wieczorem rozłożyliśmy na podłodze wszystkie materace z domu i to na nich spaliśmy?

Obudziłam się z okropnym bólem głowy i nóg. Właściwie, to coś na nich leżało, tuląc je.

Podniosłam się na tyle, na ile byłam w stanie i okazało się, że to Riley, całkowicie nieprzytomny. Uśmiechnęłam się lekko. Leżałam bokiem i ktoś mnie obejmował, więc odwróciłam się do tyłu, aby zidentyfikować, kto. Sebastian.

Pomimo, że spał, na jego czole nadal widniało zmartwienie. Najdelikatniej jak umiałam, obróciłam się, nie zastanawiając się nawet, jak to się stało, że spałam przytulona do mojego nauczyciela, albo właściwie to on do mnie. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał lepiej niż wczoraj rano, gdy wszedł do klasy, mimo tego, że to wieczorem wszyscy spiliśmy się do nieprzytomności. Podniosłam się troszkę i pocałowałam go w policzek, na co troszkę drgnął, po czym przytuliłam się do jego torsu. Nigdy wcześniej nie tuliłam się do tak cudownie wyrzeźbionego torsu. Miałam ochotę objąć go nogami w pasie i zacząć całować po szyi.

Zaraz, na co miałam ochotę? Czy ja zwariowałam?

Będąc pewna, że moje wyobrażenia to efekt wczorajszej libacji, zamknęłam oczy i wdychałam te cudowne perfumy na tyle, ile mogłam.

Dopóki nie usłyszałam nad sobą głośnego chrząknięcia.

Kto...

Sok pomidorowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz